Jak to się stało, że w wyborach do włoskiego parlamentu, które odbędą się już 25 września 2022 roku, bierze udział tak dużo partii?
Nie jest to nowa sytuacja. Przez dwadzieścia lat faszystowskiej dyktatury mieliśmy system jednopartyjny, ale odkąd w 1945 roku wróciła demokracja, włoskie życie polityczne jest bardzo pluralistyczne.
Wynika to między innymi z tego, że nurty polityczne zwykle mają swoje pięć minut sławy, popularności, a kiedy ta się wyczerpuje, partie nie chcą całkowicie zniknąć. Dlatego nie schodzą ze sceny w zupełności, jacyś politycy i wyborcy, głosując w wyborach zawsze próbują je ocalić.
Inna rzecz, że pierwszy raz na początku lat 90., a drugi raz na początku 2010. pojawiły się we Włoszech siły polityczne, które zaczynając praktycznie od zera, szybko nabrały znaczenia – w latach 90. była to Liga Północna i Forza Italia (partia Silvio Berlusconiego), a w drugiej dekadzie XXI wieku – M5S (Ruch Pięciu Gwiazd). Teraz każdy, kto zakłada partię we Włoszech, wierzy, że zna magiczną receptę na osiągnięcie najwyższych sukcesów. I wielu próbuje.
Na koniec trzeba przyznać, że warunki zgłaszania kandydatów i list nie są szczególnie trudne zarówno dla aktualnych parlamentarzystów, jak i nowych partii.
Czy przez to włoska opinia publiczna jest rozproszona i podzielona?
Tak. Trwałość tak daleko posuniętego pluralizmu we Włoszech może się utrzymywać właśnie dlatego, że odzwierciedla ona podziały włoskiego elektoratu – podziały ekonomiczne, geograficzne, socjologiczne czy pokoleniowe. Wynikają one równolegle z historii politycznej oraz aktualnej sytuacji.
Większość włoskich partii buduje swoją markę na osobie swojego lidera. Jeśli któraś z nich zdyskredytuje lidera, ten najprawdopodobniej założy nową, własną partię, mając nadzieję, że sama jego popularność pozwoli zbudować elektorat. I faktycznie tak stało się na przykład z Matteo Renzim, dawnym liderem Partii Demokratycznej (PD) albo Luigim di Maio, kiedyś liderem M5S. Ta koncentracja na liderach mocno komplikuje krajobraz polityczny, ale też zwykle kończy się porażką.
Polityczne rekonstrukcje i partyjne rozłamy to włoska codzienność. Programy zmieniają się tak samo często, jak nazwiska czy sojusze.
To prawda, choć znaczy to, że takie możemy mieć wrażenie, jednak w rzeczywistości sama oferta polityczna w tym kraju jest całkiem stabilna. Migotanie nazwisk i programów jest w zasadzie pozorne, chociaż dezorientujące.
Tak naprawdę mamy ciągle do czynienia z czterema obozami.
Pierwszy to obóz prawicowy, choć po włosku określa się go jako „centroprawicę”. Od lat 90. tworzą go cztery partie. Pierwsza była partia Silvio Berlusconiego, Forza Italia, która w zasadzie stworzyła go w 1994 roku; później Liga – połączone siły regionalnych lig z lat 90., która w 2013 roku przekształciła się w partię nacjonalistyczną Matteo Salviniego; trzecia jest partia Bracia Włoch (FdI) kierowana przez Giorgię Meloni, która jest spadkobierczynią tradycji neofaszystowskiej; dopełnia je wiele drobnych partii centrowych przed 1992 rokiem tworzących prawe skrzydło Chrześcijańskiej Demokracji. To zjednoczenie – widoczne szczególnie na szczeblu lokalnym – trwa w zasadzie od początku XXI wieku.
Drugi jest obóz lewicowy, choć i on po włosku określa się mianem „centrolewicy”. Na jego czele stoi Partia Demokratyczna (PD), która powstała w 2000 roku z połączenia lewego skrzydła Chrześcijańskiej Demokracji i umiarkowanego odłamu Włoskiej Partii Komunistycznej (PCI). Od samego początku przewodniczy koalicji zorientowanej na europeizm i umiarkowany reformizm. W nadchodzących wyborach do koalicji wejdzie kilka niewielkich eurofilskich partii centrowych, między innymi partia Luigiego di Maio, także z paroma włoskimi ekologami.
Trzeci obóz to centrum. Po wojnie to on dominował we włoskiej polityce, szczególnie należąca do niego Chrześcijańska Demokracja. Jednak od lat 90. nie jest w stanie samodzielnie wygrać wyborów. Teraz jest tu paru liderów o wybujałym ego, którzy wierzą w możliwość odrestaurowania dawnej świetności. W najbliższych wyborach na czele będą stali przede wszystkim Matteo Renzi i Carlo Calenda, dawniej członkowie PD, którzy postanowili teraz połączyć siły w walce o centrowy elektorat, definiowany przez liberalizm gospodarczy i proeuropejskość. Najsilniej popierają działania rządu Mario Draghiego.
Czwarty obóz stanowi M5S, na której czele stoi teraz Giuseppe Conte, ale założył go Beppe Grillo w 2009 roku. M5S powstało jako partia zrzeszająca polityków niechcących należeć do żadnego z wcześniej opisanych obozów – tych, którzy byli rozczarowani każdym z tradycyjnych programów. W 2018 roku M5S sprzymierzało się z Ligą, później zawarli sojusz z PD i centrystami, w końcu i z Ligą, i z PD, centrystami, a do tego FI. W nadchodzących wyborach partia próbuje wrócić do własnej tożsamości zbudowanej dokoła spraw ekologicznych i społecznych, jednocześnie wykorzystując rozczarowanie elektoratu rządem Draghiego.
Każdy z opisanych obozów ma swoją grupę wyborców. Włosi rzadko zmieniają swoją orientację polityczną, ale mogą zmienić partię, na którą głosują albo liderów, których popierają w obrębie wybranego obozu. W dużej skali widzieliśmy to na prawicy – najpierw Silvio Bersluconi stracił poparcie na rzecz Salviniego, a niedawno ten na rzecz Meloni.
Ale Salvini wciąż cieszy się poparciem, choć Meloni ostatnio go wyprzedziła. Skąd ta szybka zmiana?
Meloni i jej partia zyskali poparcie wśród prawicowego elektoratu głównie dlatego, że nie byli częścią żadnego rządu uformowanego po 2018 roku. FdI konsekwentnie stanowiła opozycję. A ponieważ od początku XXI wieku Włochy przechodzą poważny kryzys (nie tylko ekonomiczny, ale i demograficzny czy społeczny), każdy kolejny rząd i tworzące go partie stawały się niepopularne. Matteo Salvini, należał do rządu Draghiego, ale próbował jednocześnie go krytykować, by w ten sposób nie tracić wśród swoich niezadowolonych wyborców. Ta taktyka go zawiodła, ponieważ opozycyjna FdI przyciągnęła niezadowolony elektorat prawicy. Meloni wykorzystała zresztą te nastroje i wytykała Salviniemu niespójność jego przynależności do rządu Draghiego.
Matteo Salvini stracił też sporo na wiarygodności z powodu swoich powiązań z Moskwą. Początkowo, kiedy Rosja zaatakowała Ukrainę, próbował się z nimi kryć, ale były one powszechnie znane. Później wybrał się do Polski z podróżą humanitarną, ale został upokorzony przez prezydenta Przemyśla. W końcu przyjął postawę pacyfistyczno-rusofilską, zasłaniając się energetycznymi potrzebami włoskich przedsiębiorców. Prawicowy elektorat musiał zauważyć tę niestałość. W tej kampanii Salvini próbuje powtórzyć sukces Ligi z 2018 roku, podejmując temat walki z nielegalną imigracją, obniżenia podatków, zwiększenia bezpieczeństwa. Chce odbudować swój wizerunek. Najwyraźniej próbuje odbudować swój wizerunek poważnego polityka. Meloni natomiast jest konsekwentna i trudno podważać prawdziwość jej przekonań.
Czym wyróżnia się włoska kultura polityczna?
Dziś w naukach politycznych nie używa się już pojęcia „kultury politycznej”, bo jest ono zbyt nieostre. Omówienie tutaj historii politycznej i instytucjonalnej Włoch zajęłoby za dużo czasu. Włochy to stara i rozwinięta demokracja, która obecnie znajduje się w stanie względnego upadku. Jednak dwie cechy włoskiej polityki są szczególnie wyraźne.
Pierwsza to trwająca od lat 70 ubiegłego wieku próba instytucjonalnego zażegnania kryzysu, w jakim znajduje się ten kraj. Pomysły na przełamanie problemów ekonomicznych, społecznych i demograficznych są różne. Ostatni to zmniejszenie liczby parlamentarzystów o jedną trzecią (postulowało to M5S) i tak będzie od nowej kadencji obu izb.
To poszukiwanie instytucjonalnych rozwiązań nie doprowadziło jak dotąd do żadnych rezultatów, mało tego – kryzys wydaje się nawet głębszy. Pokazuje to, że instytucje nie mają tak dużego znaczenia, jak same idee publicznej polityki.
A brak pomysłów na przeformułowanie polityki publicznej to właśnie druga z charakterystycznych cech. Rząd Draghiego, do którego należeli M5S, PD, Liga, FI i centryści, wybrał zachowawczy sposób sprawowania polityki publicznej, który nie podołał rozwiązaniu bazowych problemów. Moim zdaniem ten brak pomysłów wynika z trwałego osłabienia włoskich uniwersytetów, a to – z dotykających ich cięć budżetowych.