fbpx
8 grudnia, 2024
Szukaj
Close this search box.

"Każdy rząd pozbawiony krytyki jest skazany na popełnianie błędów"

„Ruch woke chce indoktrynować dzieci”. Jean-François Braunstein: nie ogranicza się do świata edukacji

Redakcja
Redakcja

Nowy Świat 24 | Redakcja

woke, ideologia, światopogląd, kultura, poglądy

Emerytowany profesor filozofii na Sorbonie widzi w wokeizmie znacznie więcej niż zwykłą falę „chwilowego szaleństwa” czy intelektualny snobizm. Dla niego to prawdziwy fanatyzm: jego wyznawcy, głęboko nietolerancyjni, przedstawiają opinie jako naukę i wierzą, że są zobowiązani do indoktrynacji.

Idealny kozioł ofiarny

„Mężczyźni są w ciąży”, „kobiety mają penisy”, „transwomen to kobiety”, „wszyscy biali to rasiści”, „wszyscy czarni to ofiary”, „biologia jest wirylizmem”, „matematyka jest rasistowska”, „Churchill jest rasistą”, „Schoelcher to niewolnik” itd. Takie opinie są zaskakująco absurdalne. Są jednak podstawowymi twierdzeniami myślenia woke, które staje się coraz bardziej powszechne w społeczeństwach zachodnich. Opiera się na takich teoriach, jak „teoria gender”, „krytyczna teoria rasy” i „teoria intersekcjonalna”, które stały się ewangelią na wielu uniwersytetach.

Wyznawcy wokeizmu tłumaczą, że płeć to kwestia wyboru i że liczy się tylko świadomość bycia mężczyzną, kobietą czy czymkolwiek innym. Rasa po raz kolejny staje się zasadniczym wyznacznikiem naszego istnienia w społeczeństwie: biali ludzie są z definicji rasistami, a „rasowi” nie mogą być w żaden sposób rasistami. Jeśli chodzi o intersekcjonalność, to jest to „narzędzie” do potencjalizacji wszystkich tożsamości ofiar i wezwania do walki z osobą odpowiedzialną za te dyskryminacje. To biały zachodni heteroseksualny mężczyzna, z definicji seksista, rasista i kolonialista, jest „idealnym kozłem ofiarnym”. Ci, którzy nie akceptują tych teorii, są denuncjowani na portalach społecznościowych i – gdy tylko jest to możliwe – napiętnowani.

Media i wielu polityków przyjmują te teorie z entuzjazmem i to, co kiedyś było amerykańską ciekawostką, z niezwykłą szybkością stało się oficjalnym dyskursem naszych elit. Można pokusić się o uspokojenie, mówiąc, że dotyczy to tylko kierunków humanistycznych, które już wszystko widziały. Ale to właśnie na wydziałach nauk ścisłych i medycyny trwa ofensywa woke: same nauki ścisłe są oskarżane o bycie „rasistowskimi” i „męskimi”.

Przeczytaj także:

Ale wokeizm nie ogranicza się jedynie do świata edukacji. Jak słusznie zauważył amerykański dziennikarz Andrew Sullivan, „wszyscy żyjemy teraz na kampusach”. Zachodnie elity, które podczas studiów stały się aktywistami, teraz rozpowszechniają te idee na portalach społecznościowych, w mediach, przemyśle wydawniczym i kulturalnym. W dużych firmach rozwija się kapitalizm woke, który wdraża politykę „różnorodność, równość, integracja”, czyli politykę pozytywnej dyskryminacji, która jest sprzeczna z wszelkimi zasadami merytokratycznymi. GAFAM (Google, Amazon, Facebook, Apple i Microsoft), podobnie jak Netflix i portale społecznościowe, masowo promuje politycznie poprawne myślenie.

W przypadku wokeizmu mamy więc właściwie do czynienia z nową religią. Niektórzy amerykańscy autorzy są przekonani, że jest to „kolejna amerykańska religia”, która chce „wymazać całą pamięć historyczną cywilizacji”, tak jak chrześcijaństwo, które stało się religią państwową w IV wieku, chciało wymazać cały świat grecko-rzymski. Bardzo nietolerancyjny charakter religii woke i jej odmowa zwracania się do tych, którzy nie podzielają jej punktu widzenia, jej brak transcendencji, sprawiają, że wygląda jak sekta o wymiarze politycznym i społecznym.

Odpowiednik grzechu pierworodnego

Joshua Mitchell, badacz Tocqueville’a, dokonał połączenia między wokeizmem a postprotestantyzmem. Nawiązuje do Wielkiego Przebudzenia, które byłoby echem protestanckich Wielkich Przebudzeń z minionych wieków. Mitchell podkreśla jednak dwie zasadnicze różnice: w przypadku religii woke „żyjemy w samym środku amerykańskiego przebudzenia, ale bez Boga i bez przebaczenia”. „Biały przywilej” wydaje się być odpowiednikiem pewnego rodzaju grzechu pierworodnego. Biały człowiek jest winny temu, że jego przodkowie uciskali i nadal uciskają czarnych i wszystkich ludzi kolorowych. Jest on odpowiedzialny za prawie całe zło, które istnieje na ziemi. Ale ten przywilej jest w pewnym sensie poważniejszy niż grzech pierworodny. W przeciwieństwie bowiem do grzechu, który jest zazwyczaj wynikiem wolnego wyboru, naszego lub Adama, „biały przywilej” jest faktem biologicznym, którego absolutnie nie można się pozbyć.

Należy również potępić „toksyczną męskość”, która dotyczy każdego mężczyznę jako samca. Mówi się, jest ona odpowiedzialna za wiele przemocy na świecie, zarówno wobec kobiet, jak i wobec samych mężczyzn, którzy cierpią z powodu napięć, jakie ta męskość w nich wywołuje. Bardzo oficjalne Amerykańskie Stowarzyszenie Psychologiczne wyjaśnia, iż „wykazano, że socjalizacja w celu dostosowania się do ideologii tradycyjnej męskości ogranicza rozwój psychologiczny mężczyzn, ogranicza ich zachowanie, zabarwia ich role płciowe, prowadzi do konfliktu ról płciowych i negatywnie wpływa na zdrowie psychiczne i fizyczne”.

Być może istnieje rozwiązanie, którego warto spróbować, jeśli mężczyźni są skłonni do „dekonstrukcji” siebie. Według dobrze zorientowanego francuskiego autora, gotowego do „demaskulinizacji”, musimy być w stanie pozbyć się otrzymanego wykształcenia, nabytych odruchów, ideologii płci, którą sobie wykuliśmy, atmosfery tolerancji wobec „ideologii tradycyjnej męskości”, która nas otacza, aż do wyrzeczenia się bycia tym, czym zawsze byliśmy. Ale to tylko skromny paliatyw, który ma tymczasowo próbować zrekompensować wirylizm, nie uwolni nas jednak od niego definitywnie.

Dziś natomiast możemy rozważyć inne, bardziej radykalne rozwiązanie, które odniosło pewien sukces. Jeśli nie chcesz już być mężczyzną, dlaczego nie staniesz się po prostu kobietą? Można zmienić płeć i stać się transseksualistą. Tego typu zmiany są nie tylko powszechnie akceptowane.

Osoby trans a kobiety

Coraz częściej — jak zauważa Helen Joyce — „mężczyźni, którzy gwałcili i torturowali kobiety, są przenoszeni do więzień dla kobiet”, co ma dramatyczne konsekwencje dla bezpieczeństwa. Problem polega na tym, że większość jest narażona na ryzyko dla dobra niewielkiej mniejszości zaangażowanych działaczy, którzy przedstawiają się jako wieczne ofiary. Ich prawa jako osób trans są ważniejsze niż bezpieczeństwo kobiet w więzieniu.

Podobnie kobiece zawody sportowe są coraz częściej otwarte dla transmężczyzn, którzy identyfikują się jako kobiety, bez względu na jakiekolwiek względy fizjologiczne. Na przykład transgenderowa pływaczka Lia Thomas bardzo łatwo wygrała 500 jardów stylem dowolnym na US Women’s College Championships w marcu 2022 r. Cztery lata wcześniej Lia Thomas jeszcze rywalizowała w męskich imprezach. Jak jasno stwierdziła Linda Blade, była mistrzyni i trenerka biegów narciarskich, te żądania ostatecznie oznaczają koniec zawodów dla kobiet.

Ulegając aktywizmowi trans, jedna federacja sportowa po drugiej otwiera zawody kobiece dla sportowców płci męskiej, którzy samoidentyfikują się jako kobiety, bez żadnych kryteriów fizjologicznych. Blade walczy z tym głęboko mizoginicznym trendem. „Bądźmy też realistami: sport to biologicznie uwarunkowane zachowanie. Rekomendacja otwarcia sportu kobiecego dla mężczyzn jest prawdopodobnie, niezależnie od intencji, najbardziej mizoginistyczną decyzją w historii sportu” — mówi.

Rzeczywiście, statystycznie mężczyźni-sportowcy są o 40 proc. ciężsi, 15 proc. szybsi, 30 proc. bardziej wytrzymali i 25-50 proc. silniejsi niż ich żeńskie odpowiedniki, niezależnie od jakiejkolwiek interwencji hormonalnej. Pomysł, że mężczyźni trans, którzy stali się kobietami, mogą startować jako kobiety, sygnalizuje koniec sportu kobiecego, a roszczenie trans stało się sposobem na trwałe usunięcie kobiet ze sportu.

Destrukcyjny antyrasizm dla czarnych ludzi

W swojej najnowszej książce „Przebudzenie rasizmu. Jak nowa religia zdradziła czarną Amerykę”, John McWhorter, profesor lingwistyki na Uniwersytecie Columbia, pokazuje, że konsekwencje tego tzw. nowego antyrasizmu są szczególnie destrukcyjne dla czarnych. W szczególności McWhorter atakuje podręcznik do matematyki, który ma na celu „demontaż rasizmu na lekcjach matematyki” i jest częścią programu „sprawiedliwej matematyki” Fundacji Gatesa. Ta książka jest pod szyldem Ibrama X. Kendi i Robin DiAngelo, aby wyjaśnić, że kultura białej supremacji przejawia się w klasach matematycznych, gdy nacisk kładzie się na uzyskanie „właściwej” odpowiedzi, a nie na zrozumienie pojęć i rozumowanie. Celem miałoby być „rozmontowanie rasizmu w edukacji matematycznej” i bardziej ogólne zaangażowanie w „zwrot społeczno-polityczny we wszystkich aspektach edukacji, w tym w matematyce”.

Aby to zrobić, nie trzeba więcej wykładów, ale „produktywnych dyskusji matematycznych”, w których pomysły będą spontanicznie pochodzić od uczniów. Od czarnych dzieci nie należy oczekiwać, że opanują precyzję matematyki, ale należy je chwalić za to, że mówią o niej wokół siebie. Niech matematyka zginie w imię „walki antyrasistowskiej”! Nie byłoby konieczne „faktycznie robić matematykę”, ale raczej „wiedzieć, o co chodzi w matematyce”. McWhorter zauważa, że „cały dokument skupia się na idei, że niemoralne jest zmuszanie czarnych dzieci do dokładności”. Wymaganie od uczniów pokazania swojej pracy lub podniesienia ręki przed wypowiedzią byłoby rasistowskie.

McWhorter wnioskuje z tego podręcznika dwie rzeczy. Po pierwsze, że jest to w istocie „rasizm przedstawiony jako antyrasizm”. Po drugie, McWhorter dochodzi do wniosku, że promotorzy tej antyrasistowskiej edukacji nie uczą już nauki, ale religii. „Ludzie mogą poświęcić 9-latka, dziewicę lub wdowę na stosie na cześć boga, ludzie mogą poświęcić czarne dzieci, odmawiając im opanowania matematyki, aby pokazać, że są wystarczająco oświeceni, aby zrozumieć, że ich życie może być dotknięte przez rasizm i dlatego powinni być chronieni przed wszystkim, co jest prawdziwym wyzwaniem”. To „nie jest pedagogika, to jest kaznodziejstwo”. I — jak mówi McWhorter — propozycje religijne nie mają miejsca w przestrzeni publicznej, a zwłaszcza w szkołach.

Kształtowanie młodych sumień

Religia woke nie ogranicza się tylko do świata akademickiego, ale obecnie celuje w szkolnictwo podstawowe i średnie. O ile wyznawcy wokeizmu są przekonani do tej idei, to są też prozelitami. Chcą, aby ich idee triumfowały i kształciły nowe, bardziej plastyczne pokolenia. Ponieważ nie zawsze łatwo jest przekonać dorosłych, że tożsamość seksualna nie ma nic wspólnego z ciałem lub że rasizm jest nieodłącznym elementem bycia białym, wyznawcy wokeizmu będą starali się przekonać o tym dzieci, już od najmłodszych lat.

Przejście na emeryturę nauczycieli „wyżu demograficznego” da im wkrótce wolną rękę. W całym świecie zachodnim szkolnictwo podstawowe i średnie w coraz większym stopniu zajmuje się obecnie nauczaniem o płci i promowaniem tożsamości transgenderowych. Celem jest podważenie „stereotypów płciowych” już od przedszkola i zachęcenie dzieci do „badania” lub „dekonstrukcji płci”. Dzieci muszą się nauczyć, że to do nich należy wybór płci, która nie musi zależeć od ich ciała. We Francji wiele projektów szkolnych ma na celu „obnażenie stereotypów dotyczących płci”, zwłaszcza podczas „Dni Dziedzictwa”. Rozwija się więc „zjawisko transgender”, w którym nastolatki proszą o zmianę płci.

We Francji okólnik ministra edukacji narodowej Jean-Michela Blanquera bezkrytycznie przyjął język „afirmacji płci” używany przez aktywistów trans, także w odniesieniu do małych dzieci: „Jedynym wiarygodnym wskaźnikiem tożsamości płciowej osoby, niezależnie od jej wieku, jest jej samookreślenie. Okólnik zaleca, aby całe grono pedagogiczne towarzyszyło przemianie społecznej młodego człowieka, używając jego »zwyczajowego imienia«, nie omawiając jego wyborów odzieżowych i pozwalając mu na korzystanie z »przestrzeni prywatności« płci, którą sobie wybrał”.

Jak zauważyły niedawno Caroline Eliacheff i Céline Masson (które wydają „La Fabrique de l’enfant-transgenre” z Éditions de L’Observatoire), „tak zwane przejście społeczne stawia dziecko na torach, które prowadzą je prosto do przejścia medycznego”. Ta chęć działania na bardzo małych dzieciach przejawia się również wokół kwestii rasowych. Edukacja antyrasistowska powinna rozpocząć się jak najwcześniej, ponieważ dzieci „mogą być” rasistami już od szóstego miesiąca życia. Ibram X. Kendi stworzyła krótką książkę obrazkową Antiracist Baby, aby rozpocząć tę antyrasistowską edukację w młodym wieku. Te same praktyki zaczynają mieć miejsce we francuskich liceach i college’ach, gdzie zaostrzają się konflikty społeczne.

To właśnie tutaj ruch woke nabiera najbardziej niepokojących aspektów: nie ukrywa swojego pragnienia indoktrynacji dzieci. Dla najbardziej wojowniczych wokeistów, takich jak badacze prawa Richard Delgado i Jean Stefancic, ta obecność w szkołach jest prawdziwym znakiem ich sukcesu: „obserwowanie, jak krytyczna teoria rasy startuje w edukacji, było dla nas obu źródłem wielkiej satysfakcji”.

Lata szkolne, gimnazjalne i licealne to teraz lata ciągłej indoktrynacji przez nauczycieli, którzy sami zostali nawróceni na wokeizm na studiach. Jest w tym prawdziwy wymiar totalitarny i można tylko pomyśleć o sposobie, w jaki komuniści i faszyści starali się indoktrynować młodzież.

Przeczytaj także:

NAJNOWSZE: