fbpx

"Każdy rząd pozbawiony krytyki jest skazany na popełnianie błędów"

17 C
Warszawa
niedziela, 15 września, 2024

"Każdy rząd pozbawiony krytyki jest skazany na popełnianie błędów"

Nieudany debiut białoruskiej opozycyjnej formacji Pahonia. Bojowników przejęła Ukraina

Pahonia, grupa antyłukaszenkowskich dysydentów, miała nadzieję znaleźć się na linii frontu przeciwko siłom rosyjskim na Ukrainie. Potknęła się jednak o realia terenu oraz o ukraiński wywiad, który chciał zachować kontrolę nad swoim terytorium — informuje serwis Intelligence Online.

Warto przeczytać

Prezydent Aleksander Łukaszenko 21 października wydał dekret o pozbawieniu stopni wojskowych białoruskiego rezerwisty spadochroniarza podpułkownika Walerego Sachaszczyka i innych byłych wojskowych. Powód był jasny: opozycjonista, przedsiębiorca budowlany żyjący na emigracji, jest również dowódcą Pahonii, białoruskiego pułku utworzonego w Polsce w marcu, po rosyjskiej inwazji na Ukrainę.

Jednak — jak dowiedzieli się dziennikarze portalu — Pahonia od tygodni nie działa. Po podjęciu wspólnego wysiłku, by zebrać fundusze, wynająć prywatnych instruktorów wojskowych i włączyć się w ukraińskie operacje, inicjatywa zakończyła się niepowodzeniem, a jej członkowie zostali przejęci przez kijowskie dowództwo.

Problemy z dyscypliną i organizacją

Odnoszący sukcesy miński restaurator Wadim Prokopiew postanowił stworzyć Pahonię krótko po wkroczeniu pierwszych rosyjskich wojsk na Ukrainę. Już wcześniej istniała grupa białoruskich ochotników walczących w obronie Ukrainy: Pułk Kalinowskiego, zróżnicowana grupa, która odmówiła wstąpienia do kierowanego przez Kijów Międzynarodowego Legionu Obrony Terytorialnej Ukrainy, twierdząc, że lepiej pracuje w warunkach autonomii. Pułk Kalinowskiego okazał się skuteczny na froncie, mimo że — jak donoszą informatorzy portalu intelligenceonline.com — miał poważne problemy z dyscypliną i organizacją.

Przeczytaj także:

Pahonia początkowo składała się z grupy kilkudziesięciu bojowników zebranych w południowej Polsce i około stu sympatyków rozproszonych po całym kraju. Po dostrzeżeniu sprawności Pułku Kalinowskiego ukraińskie dowództwo postanowiło dać Pahonii wsparcie, choć nie bezpośrednio. Chcąc uniknąć trudności, jakie już napotkano z białoruskimi wolontariuszami, Kijów poparł pomysł, aby stacjonującą w Warszawie grupę profesjonalnie przeszkolić przed wysłaniem jej na Ukrainę.

Temat został nieformalnie poruszony z ambasadą USA w Warszawie za pośrednictwem osób trzecich i do tego zadania wybrano amerykańskiego prywatnego kontraktora wojskowego Matthew Parkera. Parker, szef Independent Security Advisors z siedzibą w Maryland, był wówczas na Ukrainie jako wolontariusz.

W maju został przedstawiony swoim nowym uczniom. W ramach kontraktu z Prokopiewem miał szkolić oficerów i przygotowywać oddziały do walki. Z tego, co udało się ustalić dziennikarzom, Prokopiew wykorzystał swoje osobiste oszczędności, a także pożyczki bankowe i prywatne darowizny, aby sfinansować kontrakt. Udał się również do Londynu, Lizbony i innych stolic, aby uzyskać wparcie różnych państw dla swojej sprawy, ale bez większego powodzenia.

Narodziny „Białoruskiej Armii Ludowej”

Wkład Parkera otworzył Prokopiewowi nowe możliwości: jego mały zespół sfilmował przylot eksperta od bezpieczeństwa na lotnisko i krótkie urywki ćwiczeń powstającego pułku na prywatnej strzelnicy w Rzeszowie, w południowej Polsce. Dziennikarze zostali zaproszeni, by być świadkami narodzin „Białoruskiej Armii Ludowej”, która przed obaleniem Łukaszenki miała pomóc Ukraińcom.

W rzeczywistości Pahonia miała trudności z rekrutacją i szybko zabrakło jej pieniędzy. Wynajęła też usługi lokalnej prywatnej firmy wojskowej, prowadzonej przez byłego polskiego policjanta i byłego oficera białoruskiego KGB, ale nie była w stanie zapłacić za pracę i firma zbankrutowała. Szkolenie zakończyło się w czerwcu.

Początek końca białoruskiego pułku

Prokopiew i Sachaszczyk zabrali Pahonię do Kijowa, gdzie ukraińskie dowództwo zapewniło im bazę i sprzęt. Wkrótce jednak zostali przeniesieni na północ i pozostawieni samymi sobie. Ukraińscy oficerowie mieli już dość ciągłych spięć z Kalinowskim i postanowili wycofać swoje wsparcie materialne dla Pahonii. Oznaczało to początek końca białoruskiego pułku. Niewielka liczba jego ochotników dołączyła do sił ukraińskich, najtwardsi trafili do 8. Pułku Sił Specjalnych w Chmielnickim, a inni do Batalionu Ochotniczej Obrony Terytorialnej w Połtawie. Co więcej, ukraińska służba wywiadowcza SBU, która do tej pory jedynie obserwowała całą sytuację z dystansu, zaczęła dostrzegać szansę w tej grupie słabo wyszkolonych i zdezorganizowanych ochotników.

W lipcu SBU postanowiła poprosić, niektórych najmniej przygotowanych do walki ochotników z Pahonii o udział w różnych misjach związanych z ochroną granicy Ukrainy z Białorusią, takich jak obserwacja ruchów wojsk i wykrywanie infiltracji.

Wezwanie pozostało bez odpowiedzi

Prokopiew i Sachaszczyk wrócili do Polski, pozbawieni swoich oddziałów i wciąż winni pieniądze instruktorom, których wcześniej wynajęli. Na początku sierpnia Sachaszczyk dołączył do projektu politycznego białoruskiej dysydentki Swiatłany Cichanouskiej.

Prokopiew nadal miał nadzieję na odbudowę Pahonii, tym razem nie po to, by udać się na Ukrainę, ale by wziąć udział w obaleniu reżimu Łukaszenki w Mińsku. Następnie „aspirujący watażka” próbował wznowić kampanię informacyjną, publicznie wzywając Pułk Kalinowskiego do przygotowania dwupłaszczyznowej ofensywy w Mińsku z udziałem Pogoni z Ukrainy i Polski. Jednak według informacji serwisu, jego wezwanie pozostało bez odpowiedzi.

Na początku września Prokopiew dołączył do Sachaszczyka by działać w zespole Cichanouskiej.

Więcej artykułów

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Wpisz komentarz!
Wpisz imię