fbpx
19 lipca, 2025
Szukaj
Close this search box.

"Każdy rząd pozbawiony krytyki jest skazany na popełnianie błędów"

Konwencjonalna wojna z Chinami nie może być jedynym planem Stanów Zjednoczonych

Redakcja
Redakcja

Nowy Świat 24 | Redakcja

Portal Breaking Defense obserwował latem tego roku symulację ataku Chin na Tajwan, po której interwencję podjęły Stany Zjednoczone. Konsekwencje w tej grze wojennej okazały się bardzo krwawe. Benjamin Mainardi z Centrum Strategii Morskiej skomentował, że tego typu symulacje przeprowadza się dość często, jednak jego zdaniem USA powinno szykować się do zupełnie innego starcia z Chinami.

Perspektywa wojny z Chinami jest teraz w Waszyngtonie najgorętszym tematem. Różne amerykańskie służby starają się wykazać skuteczność w przejęciu inicjatywy w obszarze Indo-Pacyfiku, tym samym podkreślając swoją istotność dla amerykańskiej obronności. W efekcie mamy coraz to nowe gry wojenne, symulacje i artykuły, które faworyzują tę czy inną służbę. Gorące nagłówki w mediach należy jednak ostudzić spokojniejszą i bliższą rzeczywistości analizą faktycznych wyzwań, jakie stają przed Stanami Zjednoczonymi w ich konflikcie z Chinami.

Przeczytaj także:

We wspomnianych symulacjach wychodzi się z założenia, że wojna USA-Chiny miałaby formę konwencjonalnego podboju terytorialnego. Takie jednorazowe zaangażowanie militarne jest błędnym podejściem. Próba zablokowana Tajwanu może mieć przecież różną dynamikę. Mało tego, ewentualna wojna mogłaby wybuchnąć także na innym froncie, czego już praktycznie nie bierze się pod uwagę. Tymczasem Chiny zaczynają testować nieformalne mechanizmy blokady, które przypominają działania Rosji na obszarze Morza Czarnego w przededniu inwazji na Ukrainę.

Amerykańska Strategia Bezpieczeństwa Narodowego na rok 2022 nazywa amerykańsko-chińskie relacje „strategiczną konkurencją”. I ta konkurencyjność wydaje się tu kluczowa: nie chodzi o to, by jak najszybciej zwyciężyć przeciwnika w otwartym konflikcie, ale o to, by w długiej perspektywie utrzymać zmagania o charakterze dyplomatycznym, ekonomicznym, finansowym, informacyjnym, wywiadowczym i tak dalej. Konkurencyjność militarna też jest tu istotna, ale stanowi tylko jeden z wielu elementów rywalizacji.

Bombowce nie rozwiążą wszystkich problemów

Amerykanie prześcigają się w fantazjach na temat tego, do czego posunąć mogą się Chiny. I z taką samą żarliwością próbują znaleźć odpowiednią odpowiedź na działania Pekinu. W tej chwili przeważają zwolennicy bombowców. Wielu domorosłych ekspertów uważa, że bombowce są zdolne do zakończenia wojny za sprawą presji wywieranej przez ludność cywilną. Druga wojna światowa pokazała jednak problematyczność takiego myślenia. Zresztą zwolennicy wojny powietrznej pomijają często chińską zdolność obrony. 141 bombowców będących na wyposażeniu armii USA to rzeczywiście wartościowa broń przeciwko chińskiej marynarce wojennej, ale pamiętać należy o systemach obrony powietrznej.

Na wyposażeniu chińskiej armii znajduje się około 2250 samolotów oraz tysiące systemów rakietowych typu ziemia-powietrze. To więcej niż jakikolwiek przeciwnik USA z ostatnich kilku dekad. Mówimy też o bardzo dużym obszarze działania, a Stany nie dysponują myśliwcami eskortowymi dalekiego zasięgu, które mogłyby stanowić wsparcie dla bombowców. Oznaczałoby to poważne straty wśród amerykańskiej floty powietrznej.

Jeśli więc doszłoby to powietrznego ataku, to 141 amerykańskich bombowców musiałoby zlikwidować przynajmniej 700 platform chińskiej marynarki wojennej, milicji morskiej czy straży przybrzeżnej, jednocześnie umykając rozbudowanej sieci obrony powietrznej oraz chińskim samolotom, które tworzą przecież jedną z najliczniejszych flot powietrznych na świecie. Wydaje się zatem, że najbardziej prawdopodobnym efektem takiego ataku byłyby poważne straty wśród amerykańskich bombowców i pilotów.

Rywalizacja to nie tylko wojna

Pomijając faktyczny przebieg ataku bombowców, bardziej zwraca uwagę leżące u tych scenariuszy założenie, że konflikt militarny miałby tak jednowymiarowy charakter, że byłby w zasadzie całkiem prosty. To jednak niemożliwe, bo Chiny zagrażają Stanom na wiele różnych sposobów.

Często mówi się już, że rywalizacja na linii USA-ChRL to nowa zimna wojna. Wyzwania stawiane przez Chiny są dużo większe niż te, które dawniej serwował Amerykanom Związek Radziecki. Gospodarka chińska znacznie przewyższa radziecką, a do tego stanowi bardzo istotny element gospodarki globalnej. Stany oczywiście muszą pamiętać o militarnym aspekcie wyścigu z Chinami, ale nie należy pomijać aspektów dyplomatycznych, wywiadowczych, finansowych (w ujęciu globalnym) czy przemysłowych.

Zarówno Strategia Bezpieczeństwa Narodowego, jak i Strategia Obrony Narodowej podkreślają, że Chiny podważają lub porzucają międzynarodowe zasady czy normy – i nie dotyczy to jedynie ich relacji z Tajwanem. Stały Trybunał Arbitrażowy odrzucił chińskie roszczenia terytorialne w tym regionie, ale nie przeszkodziło to Chinom na militaryzację wysp na Morzu Południowochińskim. Do tego nielegalne połowy prowadzone przez chińskie floty rybackie zagrażają zarówno światowym zasobom naturalnym, jak i lokalnym gospodarkom opartym na rybołówstwie. Chiny wspierają także cyberataki na instytucje, przemysł, a nawet obywateli Stanów Zjednoczonych.

Widać zatem, że rywalizacja strategiczna z Chinami odbywa się na różnych polach i dostarcza pracy różnym amerykańskim służbom. Amerykańska armia musi podejmować zadania znacznie szersze niż tylko obrona terytoriów Stanów i ich sojuszników – a do tego potrzebuje także różnorodnych zdolności, które pozwolą na wsparcie floty, zbieranie danych wywiadowczych, utrzymywanie łączności. Musi być elastyczna.

Okręty amerykańskiej Siódmej Floty prowadzą kampanie, integrując się jednocześnie z sojusznikami i partnerami USA w regionie Indo-Pacyfiku. I to wszystko jest oczywiście potrzebne, ale może okazać się daremne, jeśli Amerykanie zaniedbają inwestycje w swoje Siły Kosmiczne, które w kluczowym momencie będą musiały zabezpieczyć dostęp do globalnej komunikacji oraz utrzymać działania systemów czujników.

Admirał Watkins, były Szef Operacji Morskich, tak powiedział na temat zastosowania Strategii Morskiej z lat 80. we współczesnych realiach: „To opcja, za którą opowiadają się niektórzy, polegająca na utrzymaniu naszej potęgi morskiej w pobliżu wód wewnętrznych, nieuchronnie prowadziłaby do porzucenia naszych sojuszników. Jest to nie do przyjęcia, moralnie, prawnie i strategicznie. Strategia sojusznicza musi być przygotowana do walki w rejonach wysuniętych. To tam są nasi sojusznicy i tam będzie nasz przeciwnik”.

Zatem Amerykanie nie mogą polegać na strategiach starego typu i zdolnościach, na których się opierają.

Do rywalizacji z Chinami zaangażować się muszą rozmaite amerykańskie departamenty, w tym Departament Stanu, Bezpieczeństwa Wewnętrznego, Handlu, Energii czy niewojskowa część Wspólnoty Wywiadowczej.

I nie chodzi tylko o ewentualny konflikt bezpośredni – służby te muszą odgrywać swoją rolę zarówno przed, jak i po ewentualnych starciach. Chiny to przeciwnik dynamiczny, o wieloaspektowej potędze, na którą trzeba nieustannie odpowiadać. Budowanie zdolności rozmaitych służb pozwala także zwiększać skuteczność konwencjonalnego odstraszania.

Przeczytaj także:

NAJNOWSZE: