Generał Rajmund Andrzejczak w wywiadzie dla Breaking Defense powiedział, że dysponował sporym budżetem, ale miał jednocześnie duże problemy z zakupem odpowiedniego sprzętu. „Wiemy, że celem strategicznym jest wspieranie Ukrainy. To jest cel strategiczny państwa, to była moja główna misja. Ale ze względu na konsekwencje i ryzyko, które podjęliśmy, niektóre sklepy są puste” – zaznaczył.
Nie tylko Polska martwi się o swoje zapasy. Wydaje się, że już teraz kilka europejskich krajów poszukuje na rynku zbrojeniowym podobnego sprzętu. Andrzejczak nie sprecyzował, czego dokładnie brakuje polskiej armii, ale za najważniejsze potrzeby uznał amunicję, precyzyjną amunicję kierowaną oraz podstawowe zaopatrzenie.
„Najsłabszym ogniwem w globalnej skali jest wydolność przemysłu” – powiedział. Jego zdaniem, aby sprostać rosnącemu zapotrzebowaniu, firmy produkcyjne na całym świecie powinny wejść w „półwojenny tryb produkcyjny”. „To nie jest kwestia pieniędzy. Ja mam pieniądze. Mam dużo pieniędzy. Naprawdę, proszę mi wierzyć, mam większe pieniądze niż mógłbym sobie wyobrazić w jakimkolwiek momencie mojego życia” – przyznał.
Niedawne zakupy polskiej armii pokazały, że generał mówi poważnie. Przez kilka ostatnich lat Polska wydała sporo środków na unowocześnienie swojego wojska, między innymi nabywając myśliwce F-35. Tempo modernizacji uległo jeszcze większemu przyspieszeniu przez ostatnie miesiące, od czasu, gdy Rosja zaatakowała Ukrainę. Polska nabyła śmigłowce AH-64 Apache oraz systemy rakietowe High Mobility Artillery, a także zakupiła czołgi, haubice i samoloty od Korei Południowej. Oprócz tego wcześniejszy zakup systemu obrony powietrznej Patriot został podwojony, a drony MQ-9 Reapers wzięto w leasing MQ-9 i nie są to wszystkie wydatki z ostatnich trzech kwartałów.
Przeczytaj także:
- Ekonomia fundamentem naszego bezpieczeństwa
- Kompleksowa oferta grupy WB odniosła sukces w Wietnamie
- GRUPA WB na targach w Dżakarcie
Andrzejczak zapytany o to, jakiego konkretnie sprzętu poszukuje obecnie polska armia, nie chciał podać konkretnej odpowiedzi, zaznaczył jednak, że „nie chodzi o zabawki”. Jednocześnie generał podkreślił, że wojna na Ukrainie pokazała konieczność bardziej holistycznego myślenia, zarówno w ramach narodowych sił Polski, jak i NATO. Należy zastanowić się nad środkami potrzebnymi do pokonania Rosji oraz nad przebiegiem ewentualnej konfrontacji w realiach, w których każdy dysponuje smartfonem, informacja (oraz dezinformacja) rozprzestrzenia się błyskawicznie dzięki mediom społecznościowym, a nawet amatorskie drony mogą posłużyć do celów bojowych.
„To, czego nam brakuje i co podkreślam – i naciskam moich oficerów, ale też uprzejmie proszę każdego, w tym ekspertów, think tanki i instytucje – to rzeczowa rozmowa o strategii. Bo musimy być pewni, że nasza strategia będzie wystarczająca” – podkreślił Andrzejczak. Zdradził, że niedawno w Polsce zakończyły się prace nad nową niejawną strategią obronną, przechodzącą aktualnie przez ostateczny proces zatwierdzania.
„Strategia nie lubi Facebooka, strategia nie lubi Twittera i innych mediów społecznościowych. I musimy się dwa razy zastanowić: czy mamy odpowiednią strategię jako NATO, jako region, jako flanka, jako kraj?” – powiedział szef sztabu.
Ukraina wykorzystuje do obrony stare systemy rakietowe i czołgi radzieckiej produkcji, tanie drony oraz komercyjne technologie, między innymi system satelitarny Starlink. To uruchomiło debatę na temat tego, czy platformy wojskowe wysokiej klasy faktycznie są użyteczne na współczesnych polach bitew. Andrzejczak przestrzega jednak przed wyciąganiem pochopnych wniosków na temat przebiegu tego konfliktu. „Czołgi są zawsze niezbędnymi aktywami” – uważa, a w połączeniu z „nowymi technologiami, takimi jak cybernetyka, przestrzeń kosmiczna, ogień dalekiego zasięgu, sztuczna inteligencja”, mogą zapewnić „przytłaczającą przewagę”.
Szef sztabu polskich sił zbrojnych podkreślił jednak, że rosyjskie straty w konflikcie z Ukrainą nie biorą się z ich deficytu technologicznego. U Rosjan zawodzi połączenie broni, wywiadu i dowodzenia. Rosyjska armia przeważa liczebnością i nowoczesnością nad ukraińską – i to w znacznej mierze – ale ma problemy z synchronizacją wojsk lądowych i powietrznych, ponosi poważne porażki logistyczne, a na dodatek straciła w walkach kilkunastu generałów.
Z drugiej strony Ukraina spodziewała się eskalacji rosyjskiej agresji od 2014 r., czyli od anektowania Krymu. I przygotowywała się na nią, szkoląc oficerów i podoficerów. Co więcej, ukraińskich przywódców politycznych uczono – „na uniwersyteckim poziomie” – jak skutecznie wykorzystywać media społecznościowe do przeciwdziałania rosyjskiej propagandzie i dezinformacji.
„Myślę, że gen. Walerij Gierasimow przygotowywał armię do zupełnie innej operacji” – powiedział Andrzejczak o najwyższym dowódcy armii rosyjskiej.