Breitbart zauważa, że z każdym Świętem Dziękczynienia coraz mniej Amerykanów zna prawdziwą jego historię. W dużym skrócie wiąże się ona z grupą Pielgrzymów, którzy uciekając przed prześladowaniami religijnymi, przypłynęli do Nowego Świata na pokładzie statku Mayflower.
Święto to upamiętnia przede wszystkim mit założycielski narodu. Breitbart przypomina więc rokrocznie prawdziwą historię „Ojców Pielgrzymów” i założenia przez nich osady w Plymouth w 1620 r. Wydarzenie to prezydent John Quincy Adams określił jako narodziny amerykańskiego narodu.
Kto chce zohydzić Święto Dziękczynienia?
W ostatnich latach cała ta narodowa historia „stała się zabawą lewicowych i prawicowych rewizjonistów” – zauważa Breitbart.
Zdaniem tych prawicowych, Pielgrzymi byli „grupą hipisowskich socjalistów, którzy prawie umarli z głodu podczas swojej pierwszej zimy w Nowym Świecie z powodu bezmyślnego przyjęcia marksistowskiego kolektywizmu, ale potem – w porę – przyjęli ekonomię Hayeka i żyli długo i szczęśliwie, jako wolnorynkowi kapitaliści”. Jest to oczywiście spojrzenie fałszywe, ale nieszkodliwe. W rzeczywistości Pielgrzymi nie byli socjalistami ani antysocjalistami.
Natomiast lewicowy rewizjonizm jest napędzany przez nienawiść i ignorancję. Ci rewizjoniści, zmieniają historię założonego w 1620 r. narodu i oczerniają „Ojców Pielgrzymów”.
„Projekt 1619” dziennika „New York Times” upamiętnia rok, w którym do kolonii w Wirginii przybył pierwszy statek z afrykańskimi niewolnikami. Autorzy usiłują udowodnić, że to rok 1619, a nie 1620 jest rokiem „prawdziwego założenia” narodu. Próbują obalić pogląd, że „historia Stanów Zjednoczonych jest stopniowym rozwijaniem się wolności”. Uważają narodowy rasizm za uporczywy i niezniszczalny. Tym samym twierdzą, że Abraham Lincoln pomylił się, mówiąc, że naród amerykański został „poczęty w wolności”, gdyż tak naprawdę został on stworzony w rasizmie. Spotkali się jednak z ogromną krytyką historyków, wytykających im przekłamania i nieścisłości. Chcą mimo to włączyć nauki oparte na ich przekonaniach do programów szkolnych.
Najtrafniej i ironicznie podsumowała to konserwatywna pisarka Ann Coulter: „Jak wie każdy współczesny uczeń, nasi przodkowie Pielgrzymi zrobili sobie przerwę od mordowania rdzennej ludności, aby zaprosić ich na obiad i zarazić ospą, zanim wyruszyli na misję usmażenia planety”.
Niestety, to nie żarty. Aby oduczyć mitu Święta Dziękczynienia, nauczyciele szukają sposobów, by „pomóc uczniom podkreślić kolonialny ucisk tubylców i wynikającą z niego przemoc”. Judy Woodruff z PBS NewsHours w swoim nagraniu wyjaśnia nawet, że „święto radości”, jakim jest Święto Dziękczynienia, „utrwala mit i hańbi rdzennych Amerykanów”.
Na uniwersytetach twierdzi się, że powinno być ono obchodzone jako „Narodowy Dzień Żałoby”, bo jest oparte na ludobójstwie rdzennych mieszkańców.
To wszystko to nic innego jak złośliwe kłamstwa.
Prawda jest jedna
„Wiemy, kim są Pielgrzymi i co zrobili, ponieważ skrupulatnie udokumentowali swoją historię dla potomnych” – zauważa Breitbart.
Rzetelna wiedza o nich pochodzi z dwóch podstawowych źródeł. Najwcześniejszą relacją jest ta Edwarda Winslowa. Jego raport o założeniu osady w Plymouth został opublikowany w Londynie w 1622 r., zaledwie dwa lata po przybyciu Pielgrzymów do Nowego Świata.
Bardziej szczegółowo historię tę w latach 1630-1651 opisał William Bradford, drugi gubernator Pielgrzymów. Opowiada on o społeczności od momentu jej powstania w Anglii do wygnania w Holandii i ostatecznego założenia kolonii Plymouth.
Czym jest „mit założycielski”?
„Jest to opowieść zakorzeniona w historii, która odzwierciedla najświętsze wartości, rytuały i tożsamość narodu. Nazwać coś swoim mitem założycielskim to stwierdzić: to jest to, kim byliśmy, to jest to, kim jesteśmy, i to jest to, do czego aspirujemy” – wyjaśnia Breitbart.
Jednym z przykładów jest „Eneida”, epicki poemat Wergiliusza opowiadający o micie założycielskim starożytnego Rzymu. Główny bohater Eneasz, uciekając z płonącej Troi, trzyma za rękę swojego syna i niesie na plecach starego ojca, który tuli w ramionach bogów domowych ich rodziny. To obraz odzwierciedlający wszystkie wartości, które Rzymianie uważali za najświętsze: ochronę własnej rodziny i oddawanie czci bogom. Eneasz ucieka przed upadkiem jednej cywilizacji, by założyć w Rzymie inną, większą.
Pielgrzymi i założenie przez nich kolonii Plymouth w 1620 r. zostało wybrane jako mit o pochodzeniu narodu amerykańskiego z powodu między innymi, braku rasizmu ze strony Pielgrzymów. Nie byli oni bowiem nikim innym, jak tylko sprawiedliwymi, a ich historia uosabia wszystkie najświętsze amerykańskie wartości. Podobnie jak Eneasz, uciekali przed kataklizmem, który miał pochłonąć Europę i podobnie jak on, stworzyli nową cywilizację.
Warto też zauważyć, że bohaterowie tego mitu założycielskiego, w odróżnieniu od wielu innych, są znani z zapisów historycznych.
Podkreślił to prezydent Adams w swoim przemówieniu. „Powracając do okresu swojego pochodzenia, inne narody były zazwyczaj zmuszone do pogrążenia się w chaosie nieprzeniknionej starożytności lub do prześledzenia bezprawnego rodowodu w jaskiniach łotrów i rabusiów. Tymczasem naszym szczególnym przywilejem jest upamiętnienie w tym dniu urodzin naszego narodu, wydarzenia ustalonego w najdrobniejszych szczegółach; wydarzenia, którego główni aktorzy są nam dobrze znani” – powiedział.
Prezydent podkreślił też, że Pielgrzymi byli antytezą okrutnych lub rasistowskich zdobywców, dążących do pokonywania i łupienia. Zamiast tego „wsławili się nieustraszonym męstwem, nie mniej niż chrześcijańskimi łaskami… Ich chwała nie została przeniesiona przez oceany krwi do najodleglejszych regionów ziemi. Nie wznosili sobie kolosalnych posągów na cokołach z ludzkich kości, aby prowokować i obrażać opieszałą rękę Niebios. Cechował ich łagodny temperament chrześcijańskiej dobroci, rygorystyczne przestrzeganie wzajemnej sprawiedliwości i niezwyciężona dusza świadomej uczciwości” – powiedział Adams.
Czemu właśnie oni?
Czemu Amerykanie powinni nazywać tych angielskich osadników swoimi „Ojcami i Matkami Pielgrzymami”? By to zrozumieć, warto poznać ich historię.
Pielgrzymi byli gorliwymi chrześcijanami starającymi się żyć według wiary najprostszej, opartej wyłącznie na Biblii. Pragnęli żyć jako wspólnota. Jednak angielskie prawo zabraniało zgromadzeń religijnych w prywatnych domach. W obliczu groźby uwięzienia za wiarę uciekli w 1608 r. do Holandii, która była znana, jako schronienie dla protestanckich dysydentów. Po dziesięciu latach zdali sobie jednak sprawę, że nadszedł czas, aby całkowicie opuścić Stary Świat. Był to rok 1618 i zaczynała się wojna, zwana potem trzydziestoletnią. Postawiła ona przeciwko sobie protestanckie i katolickie potęgi europejskie.
Jednak pojawiły się trudności. Ci pobożni mężowie i ich żony z dziećmi byli niezamożnymi ludźmi z klasy robotniczej. Potrzebowali funduszy na podróż i osiedlenie się w Nowym Świecie. W końcu otrzymali finansowanie od londyńskich bankierów, którzy wsparli ich, zakładając, że Pielgrzymi spłacą długi swoją pracą w nowym miejscu. Kongregacja uzyskała wtedy patent na ziemię od Kompanii Plymouth, aby osiedlić się na obszarze, na najbardziej wysuniętym na północ krańcu kolonii Kompanii Wirgińskiej.
W podróż udali się 6 września 1620 r. statkiem handlowym o nazwie Mayflower z Plymouth w Anglii. Nie mogli jednak płynąć sami. Towarzyszyła im niewielka grupa niereligijnych osadników – których Pielgrzymi nazywali „obcymi”. Stało się to szybko źródłem niezręczności, ale nie było to jedyne ani największe ich zmartwienie.
Opóźniony start
Mayflower ze swoimi 102 pasażerami wyruszył z portu zbyt późno. Wówczas transatlantyckie podróże morskie były trudnym i nierzadko śmiertelnie groźnym przedsięwzięciem. Na dodatek, nie płynęli wiosną, kiedy było bezpieczniej, a wyszli w morze we wrześniu. Oznaczało to, że na miejsce dotrą dopiero zimą.
Ląd ujrzeli 9 listopada 1620 r. Okazało się jednak, że zboczyli z kursu o ponad 200 mil. W Massachusetts nikt ich nie witał, nie oferował schronienia. W miejscu, do którego przybyli, zimy są ostre i surowe, szaleją też burze. Trudno więc bezpiecznie podróżować.
Nie mogli też zawrócić na południe, do Wirginii, ponieważ kapitan Mayflowera nie miał ze sobą wystarczająco dużo prowiantu. Zapasy musiał zachować na podróż powrotną do Anglii.
Bradford tak opisuje tę sytuację: „Gdy spojrzeli za siebie, był tam potężny ocean, który przepłynęli, a był teraz przepaścią oddzielającą ich od wszystkich cywilizowanych części świata. Jeśli mówi się, że mieli swój statek, na który mogli zawrócić, to jest to prawda. Co jednak słyszeli codziennie od kapitana i załogi? Że powinni szybko poszukać miejsca, udając się na ląd szalupą, ponieważ pora roku była taka, że kapitan nie zbliży się do brzegu, dopóki nie znajdzie portu, do którego mógłby bezpiecznie wpłynąć, że żywność jest zużywana w szybkim tempie, a on musi zachować jej wystarczająco dużo na podróż powrotną. Niektórzy z załogi mruczeli nawet, że jeśli podróżni nie znajdą miejsca na czas, to wyrzucą ich i ich towary na brzeg i zostawią”.
Zaczątek demokracji
Kolejny problem pojawił się dość szybko. Pielgrzymi mieli prawo pobytu w Wirginii, a nie w miejscu, do którego dotarli. Towarzyszący im niereligijni pasażerowie nie czuli lojalności ani wobec nich, ani wobec siebie nawzajem. Uznali, że każdy ma prawo do własnego zdania. Pielgrzymi jednak wiedzieli, że jeśli nie będą trzymać się razem, wszyscy zginą.
Edward Winslow opisywał, co działo się potem: „Dzień przed tym, jak przybyliśmy do portu, obserwując niektórych, którzy nie byli skłonni do jedności i zgody, ale sprawiali wrażenie frakcji, uznano, że dobrze byłoby, gdybyśmy połączyli się w jedno ciało i podporządkowali takiemu rządowi i takim gubernatorom, jakich za wspólną zgodą postanowimy stworzyć i wybrać”. Podpisali wtedy tzw. Mayflower compact, pierwszy dokument zarządzający kolonią Plymouth i pierwszy dokument ustanawiający samorząd w Nowym Świecie.
Tak on brzmiał:
„W IMIĘ BOGA, AMEN. My, których imiona są zapisane, Wierni Poddani naszego Suwerennego Pana Króla Jakuba, z łaski Boga, Wielkiej Brytanii, Francji i Irlandii, Króla, Obrońcy Wiary, &c. podjąwszy się dla chwały Bożej i postępu wiary chrześcijańskiej, a także dla honoru naszego króla i kraju, Podróży w celu założenia pierwszej Kolonii w północnych częściach Wirginii, niniejszym uroczyście i wzajemnie, w obecności Boga i siebie nawzajem, zawieramy przymierze i łączymy się w cywilne ciało polityczne, dla naszego lepszego porządku i zachowania oraz dalszej realizacji celów, o których mowa powyżej: I na mocy tego uchwalamy, ustanawiamy i kształtujemy takie sprawiedliwe i równe Prawa, Zarządzenia, Ustawy, Konstytucje i Urzędników, od czasu do czasu, jakie będą uważane za najbardziej odpowiednie i dogodne dla ogólnego Dobra Kolonii; którym obiecujemy wszelką należną uległość i posłuszeństwo. NA DOWÓD czego podpisaliśmy nasze imiona w Cape-Cod jedenastego listopada, za panowania naszego suwerennego Pana, Króla Jakuba, Anglii, Francji i Irlandii osiemnastego, a Szkocji pięćdziesiątego czwartego, Anno Domini 1620”.
Było dla nich jasne, że jedyną rzeczą wiążącą ich z tym dokumentem regulującym jest, ich własna zgoda na podleganie mu.
„Mayflower compact nie był rozbudowaną kartą polityczno-prawną ustanawiającą system rządów jak nasza Konstytucja. Nie był to też traktat ustanawiający filozofię rządzenia jak Deklaracja Niepodległości. To było niewiele więcej niż akapit. Ale w tym ustępie mamy jądro naszej demokracji. To prawdziwe wydarzenie historyczne, do którego doszło prawie dwa wieki przed podpisaniem Deklaracji Niepodległości, ucieleśniło podstawową amerykańską wartość: przekonanie, że rząd opiera się na zgodzie rządzonych” – podkreśla Breitbart.
Po podpisaniu dokumentu osadnicy z Plymouth wybrali swojego pierwszego gubernatora, Johna Carvera.
Osiedlenie się
Okolica, gdzie znaleźli się osadnicy, była pusta. W opustoszałych wioskach znajdowali jedynie rozrzucone kości. Plemiona indiańskie zostały zdziesiątkowane wcześniej przez wojny domowe i zarazę przyniesioną przez europejskich rybaków.
18 grudnia 1620 r. opuścili Mayflower, by budować swoją osadę na ruinach wioski zwanej Patuxet. Prace przebiegały w mrozie i deszczu ze śniegiem. Na dodatek byli źle wyposażeni. Ostatecznie ponad połowa z nich zmarła jeszcze tej samej zimy.
Mayflower został zamieniony w prowizoryczny szpital dla chorych i umierających. Ci, którzy osiedlili się w wiosce, żyli w ciągłym strachu przed atakiem wrogich plemion indiańskich.
Nie chcąc, by Indianie zorientowali się, jak mało z nich pozostało, w pewnym momencie zaczęli opierać zwłoki o drzewa otaczające osadę. Zmarłym wkładali muszkiety do rąk, aby udawali wartowników strzegących granic kolonii.
W maju Mayflower wyruszył w podróż do Anglii. Stracili w ten sposób ostatecznie możliwość powrotu.
Pomoc Indian
W tym samym czasie obóz Plymouth odwiedził Indianin Samoset. Poinformował osadników, że ten teren należał do jego plemienia Wampanoagów. Ponieważ zostali zaatakowani przez zarazę, obawiali się ataku wrogich plemion, tych samych, które zagrażały pielgrzymom.
Tak to relacjonował Winslow: „[Samoset] opowiadał o całym kraju i o każdej prowincji, o ich sagamorach, liczbie ludzi i sile. Gdy wiatr trochę się wzmógł, zarzuciliśmy na niego płaszcz jeźdźca, bo był zupełnie nagi, miał tylko skórę wokół pasa, z frędzlami długimi na pół metra lub trochę więcej; miał łuk i dwie strzały, jedną z grotem, a drugą bez grotu. Był wysokim, prostym mężczyzną, włosy na jego głowie były czarne, długie z tyłu, krótkie z przodu, a na twarzy nie było ich wcale; poprosił o piwo, ale daliśmy mu wodę ognistą, herbatniki, masło, ser i pudding”.
Sześć dni później Indianin wrócił do wioski z wodzem Massasoitem. Pielgrzymi i Wampanoagowie wynegocjowali wówczas korzystną dla obu stron umowę. Mieli się wzajemnie bronić, a później nawiązać ze sobą handel. Jeden z Indian, Tisquantum, czyli Squanto, został z osadnikami, aby pokazać im, jak zasiać wiosenne uprawy. Mówił on swobodnie po angielsku
W 1614 r. ekspedycja z kolonii Wirginii pod dowództwem kapitana Johna Smitha wytyczyła obszar wokół Cape Cod i zatoki Massachusetts. Jeden z dowódców, Thomas Hunt, porywał Indian i sprzedawał ich w niewolę. Tak właśnie Squanto trafił do Anglii, dzięki czemu nauczył się angielskiego. Ironią losu jest to, że gdyby nie został wywieziony wbrew własnej woli za ocean, zabiłaby go zaraza, jak resztę mieszkańców wioski Patuxet.
Mimo że powinien nienawidzić Anglików, pracował z Pielgrzymami, pokazując im, jak sadzić rośliny i pomagał im w nawiązaniu kontaktów handlowych z okolicznymi plemionami. Bez jego udziału kolonia w Plymouth by upadła.
Dostrzegając pomoc Indian, osadnicy z Plymouth zaczęli szanować rdzennych mieszkańców. „Powiedzieliśmy im, że jest nam przykro, że jakikolwiek Anglik mógł ich tak obrazić. I że Hunt był złym człowiekiem i że wszyscy Anglicy, którzy o tym słyszeli, potępili go za to” – napisał Winslow.
Jeszcze zanim opuścili Anglię, Pielgrzymi szukali dowódcy wojskowego dla swojej osady. Zdecydowanie najbardziej wykwalifikowanym człowiekiem do tej pracy i najlepiej znającym ten region był kapitan John Smith. Ale Pielgrzymi go nie lubili. Uważali, że jest arogancki i zbyt światowy. Stwierdzili więc, że poradzą sobie bez niego, posługując się jedynie jego mapami. Smith z kolei gardził ich pobożnością, uważając ich za fanatyków religijnych.
Prawda jest taka, że Pielgrzymi mogliby zaoszczędzić sobie wielu problemów, gdyby go jednak zatrudnili.
Pomagali im jednak Indianie, których uważali za swoich przyjaciół. Winslow opisał te relacje tak: „znaleźliśmy Indian bardzo wiernych w ich przymierzu pokoju z nami; bardzo kochających i gotowych, by sprawić nam przyjemność; często chodzimy do nich, a oni przychodzą do nas”. Określił ich jako „ludzi bez żadnej religii czy wiedzy o Bogu, ale bardzo ufnych, szybkich w rozeznaniu, dojrzałych umysłowo, sprawiedliwych”.
Osada w Plymouth wyróżniała się spośród innych podobnych największą życzliwością i sprawiedliwością wobec rdzennych Amerykanów.
Historia Święta Dziękczynienia
Jesienią 1621 r. Pielgrzymi mieli udane zbiory. Dziękowali też Bogu, że 40 proc. spośród nich samych przeżyło zimę.
Bradford tak napisał: „Zaczęli teraz gromadzić niewielkie plony, które mieli i wyposażać swoje domy i mieszkania przed zimą, wszyscy byli zdrowi i silni, mieli wszystko w dobrym stanie. Gdy jedni zajmowali się sprawami zagranicznymi, inni łowili dorsze, okonie i inne ryby, z których robili solidne zapasy, a każda rodzina miała swoją porcję. Przez całe lato nie było niedostatku, a teraz, gdy zbliżała się zima, zaczęły pojawiać się ptaki, w które to miejsce obfitowało. A oprócz ptactwa wodnego i dziczyzny był tu wielki zapas dzikich indyków, których wiele upolowali”.
Opis słynnej uczty dożynkowej z okazji Święta Dziękczynienia pochodzi z kolei od Winslowa: „Nasz gubernator wysłał czterech mężczyzn na polowanie, abyśmy mogli w szczególny sposób cieszyć się razem po zebraniu owoców naszej pracy. Czterech mężczyzn zabiło jednego dnia tyle ptactwa, że z niewielką pomocą służyło towarzystwu prawie przez tydzień. W tym czasie, wśród innych rozrywek, ćwiczyliśmy władanie bronią, wielu Indian przyszło do nas, a wśród nich ich największy wódz Massasoit z około dziewięćdziesięcioma ludźmi, których przez trzy dni zabawialiśmy i ucztowaliśmy z nimi, a oni wyszli i zabili pięć jeleni, które przynieśli na plantację i obdarowali naszego wojewodę, kapitana i innych”.
Ta relacja najlepiej pokazuje, jak wyglądało to pierwsze święto.
Lincoln wybrał rok 1620
W 1863 r. Abraham Lincoln postanowił uczynić Święto Dziękczynienia świętem narodowym. Do tego czasu mit o założeniu narodu amerykańskiego był przedmiotem debaty. Przez cały początek XIX wieku Amerykanie gorąco dyskutowali o tym, czy stało się to od czasu powstania kolonii Jamestown w Wirginii, czy kolonii Plymouth w Massachusetts. Szala przechyliła się na stronę Plymouth, gdy odkryto dziennik Bradforda.
„Rękopis ten zniknął z Nowego Świata w 1777 r., kiedy ostatni królewski gubernator kolonii zabrał go ze Starego Kościoła Południowego w Bostonie i przewiózł przez Atlantyk do Anglii” – pisze Breitbart. Przez 100 lat Amerykanie nie wiedzieli, gdzie się on znajduje.
Przez kolejne dziesiątki lat Brytyjczycy odmawiali zwrotu dziennika właścicielom w Stanach Zjednoczonych. Jednak w 1856 r. pozwolili przynajmniej na opublikowanie jego treści, co zainspirowało do ponownego docenienia Pielgrzymów i ich historii.
Publikacja ukazała się w samym środku najkrwawszego roku wojny secesyjnej – zaledwie miesiąc przed wygłoszeniem przemówienia gettysburskiego. Wówczas to Lincoln zdecydował raz na zawsze, że powstanie jego narodu powinno mieć swój początek w Plymouth, a nie w Wirginii. Tym samym uhonorował przodków abolicjonistów z Nowej Anglii, a nie zbuntowanych właścicieli niewolników z Wirginii. Pielgrzymi byli bowiem ucieleśnieniem najcenniejszych amerykańskich ideałów.
3 października 1863 r. Lincoln ogłosił też, że Święto Dziękczynienia będzie obchodzone jako święto narodowe każdego roku, w ostatnim tygodniu listopada, na cześć Ojców Pielgrzymów.
Co więcej, decyzja o uznaniu Pielgrzymów za prawdziwych założycieli została podjęta w czasie, gdy Amerykanie byli najbardziej świadomi plagi niewolnictwa i chcieli je zlikwidować. Pielgrzymi uosabiali ideały, które zainspirowały ich do uwolnienia niewolników. Chcieli, abyśmy wiedzieli, że naród został założony w oparciu o daną przez Boga wolność, a nie rasizm.
„Równe prawa, równe przywileje, równe możliwości – to jest to, do czego Amerykanie zawsze dążyli. Sumienie, odwaga, wiara – to jest to, za czym stali Pielgrzymi i za czym modlili się ich potomkowie – pisze Breitbart.
Nie należy oczywiście wypierać się i ignorować straszliwej historii amerykańskiego niewolnictwa, która rozpoczęła się w 1619 r. w Wirginii. Jednak w Święto Dziękczynienia wspomina się, że Pielgrzymi i rdzenni mieszkańcy rzeczywiście spotkali się w pokoju, w listopadzie 1621 r.
„Celebrujemy ich historię – a także jej rytualne odtworzenie za pomocą uczty z indyka i modlitw dziękczynnych – aby potwierdzić nasze najwyższe aspiracje, a nie po to, by wybielić naszą historię lub zminimalizować nasze błędy. Święto Dziękczynienia potwierdza to, kim chcemy być, ponieważ upamiętnia to, kim Pielgrzymi faktycznie byli” – pisze Breitbart, podsumowując: „I, tak, my wszyscy jesteśmy ich dziećmi”.