fbpx
8 grudnia, 2024
Szukaj
Close this search box.

"Każdy rząd pozbawiony krytyki jest skazany na popełnianie błędów"

W interesie Polski nie jest wchodzić do strefy euro

Kamil Goral
Kamil Goral

Nowy Świat 24 | Redakcja

Jako argument za rezygnacją ze złotego przyjmuje się także fakt, że przecież inni już tam są. Ostatnio dołączyła Chorwacja, przygotowują się zaś Bułgaria i Rumunia. Brakuje zatem tylko nas. I w jakimś sensie to prawda. Bez Polski strefa euro będzie projektem niedokończonym. Jesteśmy największą gospodarką, jeśli chodzi o nominalne PKB, która nie weszła do tego zgrupowania. Wszystkie państwa naszego regionu, które już zrezygnowały z walut narodowych, mają łącznie PKB stanowiące niewiele ponad połowę PKB Polski. Polska ma też zdecydowanie większy potencjał ludnościowy niż pozostałe państwa regionu, które przyjęły euro. Do tego dysponujemy znakomitym położeniem geograficznym, dzięki któremu możemy stać się transportowym i produkcyjnym hubem dla Starego Kontynentu, szczególnie w kontekście deglobalizacji.

Unijni decydenci doskonale muszą sobie zdawać z tego sprawę. Dla polityków w Brukseli i w stolicach największych państw UE, szczególnie zaś dla Berlina, projekt pod nazwą euro miał kilka istotnych celów do spełnienia. Unijna waluta miała coraz bardziej upodobnić Unię do superpaństwa, wszak to właśnie bicie pieniądza jest immanentną cechą zorganizowanych wspólnot, znanych jako państwa właśnie. Do tego euro miało zapewnić dominację silnych państw nad słabszymi. Przecież dzięki jednej walucie Niemcy mogły z łatwością sprzedawać swoje towary innym członkom strefy. Nie obawiały się przy tym nadmiernego umocnienia marki, będącego efektem wysokich nadwyżek handlowych. Gdyby marka wciąż obowiązywała, takie nadwyżki doprowadziłyby do szybkiego wzrostu jej wartości wobec drachmy czy lira i w ten sposób osłabiły konkurencyjność niemieckiego eksportu. Oprócz tego euro zapewniało niskie stopy procentowe, a zatem potencjalni klienci mogli brać tanie kredyty na zakup Mercedesów czy Opli. Plus znikało ryzyko kursowe i koszty transakcyjne związane z wymianą walut. Dla gospodarki opartej na eksporcie to było znakomite rozwiązanie. Dla krajów mniej konkurencyjnych – już nie. To one najbardziej ucierpiały na euro, brak możliwości dewaluacji nie pozwalał im chociaż na chwilę odbudować konkurencyjność, szczególnie w warunkach kryzysu gospodarczego. Hegemonia Niemiec narastała. Polska w tej układance jest bardzo istotna. To relatywnie duża gospodarka, bardzo silnie związana, jeśli chodzi o wymianę handlową z Niemcami, do tego, jak wspomniano wyżej, z dobrymi perspektywami i rosnącą konkurencyjnością. Polacy jednak do strefy euro się nie pchają.

Przeczytaj także:

Nad Wisłą wciąż zwycięża zdrowy rozsądek, który podpowiada, że własną walutę mieć warto, a rezygnacja z niej może mieć wiele negatywnych konsekwencji. Jedna polityka pieniężna dla tak zróżnicowanego obszaru, jak strefa euro jest praktycznie niemożliwa, o ile oczywiście ma być odpowiednia dla wszystkich. Tego nie da się zrobić, kiedy poszczególne gospodarki różnią się między sobą tak bardzo, jak w ramach tej unii monetarnej. Opcja, jaką jest dewaluacja, nawet jeśli niezbyt optymalna w długim okresie, to jednak zawsze szansa na złapanie drugiego oddechu. Okresowe osłabienie własnej waluty w czasach ekonomicznych zawirowań daje szansę na uniknięcie recesji, wzrostu bezrobocia i innych negatywnych skutków załamania gospodarczego. Kto takiej możliwości nie ma, jest w zdecydowanie gorszej sytuacji. Wydaje się, że w Polsce jest tego duża świadomość.

Alternatywą dla dewaluacji jest dramatyczny spadek płac (tzw. wewnętrzna dewaluacja). Można w ten sposób odzyskać konkurencyjność, ale koszt społeczny jest ogromny. Do tego w strefie euro brak komponentu fiskalnego, wspólny budżet nie powstał, a najwięksi beneficjenci tego obszaru, tacy jak Niemcy, nie chcą o tym słyszeć. Obawiają się bowiem, że będą zmuszeni finansować długi innych.

Innymi słowy, strefa euro posiada wiele strukturalnych wad, które nie pozwalają jej normalnie funkcjonować. To, że nas tam nie ma to dobrze. Oczywiście oznacza to, że strefa wspólnego pieniądza w wydaniu unijnym ma ogromną lukę. Nie jest jednak rolą Polski, aby takie wyrwy zapychać. Nam euro się zwyczajnie nie opłaca.

Przeczytaj także:

NAJNOWSZE: