fbpx

"Każdy rząd pozbawiony krytyki jest skazany na popełnianie błędów"

20.9 C
Warszawa
sobota, 14 września, 2024

"Każdy rząd pozbawiony krytyki jest skazany na popełnianie błędów"

Katolicyzm społeczny w procesie odzyskiwania polskiej niepodległości (część 2)

Warto przeczytać

Aż do pontyfikatu Piusa XI oraz Traktatów Laterańskich z roku 1929 w katolicyzmie było przyjęte, że w parlamentach zasiadali księża odziani w swe sutanny. Dopiero Pius XI zakazał duchownym bezpośredniego udziału w życiu politycznym. Najważniejsi wielkopolscy przedstawiciele katolicyzmu społecznego, ks. Piotr Wawrzyniak i ks. Stanisław Adamski, późniejszy biskup, to duchowni. Organizowali oni polski ruch spółdzielczy, a dla tego kierunku byli oni uformowani w środowisku uczniów biskupa Moguncji Wilhelma von Kettelera, pioniera nowoczesnej katolickiej myśli społecznej. Analogicznie działo się na Śląsku, choć tu księża wykazujący się polskim patriotyzmem byli gnębieni przez nacjonalistycznie pro-niemiecką kurię biskupią we Wrocławiu. Na tym tle swego rodzaju wyjątkiem był Wojciech Korfanty, jako człowiek świecki, choć najwyższej klasy tak myśliciel, jak i działacz polityczny.

Przeczytaj także:

Uchylmy jednak rąbka tajemnicy. I Korfanty miał zostać księdzem, bo tak zadecydowali jego rodzice, z pobożnej śląskiej górniczej rodziny na terenie dzisiejszych Siemianowic. Stąd w latach edukacji szkolnej Wojciech znajdował się pod szczególną opieką księży, i to zarówno polskich, jak i niemieckich, bo wszyscy oni mieli na celu jak najlepsze przygotowanie go do edukacji seminaryjnej. Przy okazji Korfanty zapoznał się z myślą von Kettelera oraz dorobkiem Partii „Centrum”. Wszystko wskazywało, że zostanie on księdzem, po czym kuria biskupia ześle go na jakąś peryferyjną parafię, gdzie by nie mógł rodzić zagrożenia dla akcji germanizacyjnej. Cały ten scenariusz został przekreślony przez pojedynczą decyzję dyrektora gimnazjum, który, przyłapawszy Korfantego na udziale w polskim kółku samokształceniowym, nie dopuścił go do matury. Po takim werdykcie i bramy seminarium duchownego we Wrocławiu na trwałe się przed Korfantym zamknęły, a w tamtej epoce, inaczej niż to jest dziś, w Kościele skrupulatnie przestrzegano więzi terytorialnych. Bez zgody Watykanu żadna inna diecezja nie mogłaby go przyjąć do swego seminarium duchownego.

I w ten sposób zamiast księdza urodził się polityk, i to wybitny jeden z ojców polskiej niepodległości. Niedopuszczenie do matury w Katowicach nie stanowiło wielkiego problemu dla jego przyjaciół, polskich działaczy z Wielkopolski, którzy posiadali liczne znajomości oraz układy na terenie całego Cesarstwa Niemieckiego. Korfanty jako wolny słuchacz został przyjęty na Politechnikę Berlińską, gdzie studiował przez jeden semestr, a w międzyczasie po cichu zdał maturę eksternistycznie. Od kolejnego roku akademickiego dostał się na Uniwersytet Wrocławski, gdzie studiował prawo, ekonomię i filozofię. A już w roku 1903 został posłem, i to zarówno do Reichstagu w Berlinie, jak i do Landtagu w Poznaniu. Było to zaledwie osiem lat po tym, gdy w roku 1895 został wyrzucony z gimnazjum.

Przeczytaj także:

Wojciech Korfanty miał wielkie zasługi jako świetny mówca w Reichstagu, broniący polskich interesów oraz wykazujący niesprawiedliwości działania państwa. Pod koniec listopada 1918 Korfanty był w Warszawie i uczestniczył w pierwszych dniach odzyskanej niepodległości. A niedługo później odegrał ważną rolę w wybuchu Powstania Wielkopolskiego. Około Bożego Narodzenia 1918 z USA przybywał do Warszawy Ignacy Jan Paderewski, kolejny wybitny polski chrześcijański demokrata. Korfanty witał go w porcie w Gdańsku i tu namówił do niewielkiego wydłużenia podróży do Warszawy, aby po drodze odwiedzić Poznań. 26 grudnia tłumy Poznaniaków wiwatowały na cześć przybyłego Paderewskiego, a gdy niemieccy grenadierzy przystąpili do zrywania świeżo zawieszanych polskich flag, oraz do ich profanowania, doszło do zamieszek, zaś już od 27 grudnia do otwartych walk. Tak więc działacze katoliccy mniej czy bardziej świadomie sprowokowali wybuch powstania wielkopolskiego. A ten sam Korfanty był następnie w gronie przywódców powstań śląskich.

Walka o włączenie części Śląska do państwa polskiego trwała trzy lata i w znacznej części była to walka o dusze mieszkających tu górników i hutników, wciąż dokonujących wyboru pomiędzy polską etnicznością a przynależnością do kultury niemieckiej. Dla tych ludzi osoba Korfantego była nadzwyczaj ważna, bo to przecież syn górnika, a przy tym zaangażowany katolik.

Korfanty bardzo miękko odwoływał się do katolicyzmu społecznego, czyniąc to w sposób niemal niezauważalny. Oto, jak pisał w dziesiątą rocznicę trzeciego powstania śląskiego: „Uświadomiony narodowo lud śląski popadał nieraz w zwątpienie o sprawiedliwość na świecie i nieraz zadawał sobie pytanie, czy kiedyś na ziemi nastąpi porządek rzeczy oparty na sprawiedliwości i moralności chrześcijańskiej. Zdając sobie sprawę z swej wartości moralnej, tym głębiej odczuwał lekceważenie i pogardę, z którymi się każdym kroku spotykał, swoje upośledzenie i swoją krzywdę. Przyznawanie się do odrębności narodowych i pielęgnowanie ich uchodziło za zbrodnię i dowód niższości ludzkiej i obywatelskiej. (…) Równouprawnienie, możność postępu na drabinie społecznej okupować trzeba było publicznym wypieraniem się odrębności narodowych, nazwiska polskiego, a czasem nawet wiary ojców (…).”

I nieco dalej: „Cud nad Wisłą uratował Polskę od zguby, cud nad Odrą dał Polsce Śląsk i jej mocarstwową podstawę. Cudu nad Wisłą i cudu nad Odrą nie stworzył żaden dyktator, żaden mocarz, który wziął odpowiedzialność za losy narodu, ale duch narodu, jego solidarność narodowa, jego duch obywatelski i poczucie odpowiedzialności każdego obywatela za całość narodu i jego przyszłość, oraz za jego organizację polityczną, którą jest państwo”.

Niemcy, z którymi toczył się bój o państwową przynależność tak Wielkopolski, jak i Śląska, to Republika Weimarska z mocnym głosem socjaldemokratów, rysujących nadzieje na rychłe nastanie socjalistycznej sprawiedliwości społecznej. W walce o głosy śląskich robotników Korfanty umiał stosować argumenty socjalne, jednak za najważniejszą uznawał podmiotowość obywatelską powiązaną z wiernością porządkowi moralnemu. W krótkim czasie dwudziestolecia międzywojennego udało się zrealizować relatywnie niewiele, tak z przyczyn zewnętrznych, zwłaszcza światowego kryzysu gospodarczego, jak i wewnętrznych polskich sporów politycznych. Dzisiaj mamy czas na to, aby odrabiać lekcje z epoki, gdy z powagą podejmowano w Polsce próby wprowadzania katolicyzmu społecznego. Nie wolno zatrzymywać się tylko na poziomie zasiłków społecznych. Trzeba umieć zagrać na polskiej duszy, aby powodować wzrost jakości człowieczeństwa oraz wyprowadzać społeczeństwo z pułapki indywidualizmu.

Marek Oktaba

SourceRedakcja

Więcej artykułów

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Wpisz komentarz!
Wpisz imię