Zawodowy ekonomista kojarzy się ze znajomością wyższej matematyki, zamiłowaniem do liczenia i hermetycznym językiem. Ekonomia, mimo iż jest nauką społeczną, przez wielu ludzi kojarzona jest z czymś bliższym fizyce niż np. politologii czy socjologii. To przekonanie, chociaż powszechne, nie ma jednak pełnego uzasadnienia. Fakt, w ekonomii, pewnie bardziej niż w wielu innych naukach społecznych, powszechniej wykorzystuje się zaawansowane narzędzia ilościowe. W czasopismach ekonomicznych pełno jest matematycznych wzorów, modeli i wykresów. Dla kogoś spoza tego świata tworzy to wrażenie ścisłości, który nie przychodzi na myśl kiedy mowa np. o naukach politycznych.
Jednak ze ścisłością ma to związek jedynie pozorny. Wzory i matematyczna elegancja nie doprowadziły do tego, że zawodowi ekonomiści mogą z taką samą dokładnością prognozować zjawiska gospodarcze, z jaką dajmy na to fizycy obliczają przyszłe ruchy planet. Można nawet powiedzieć, że jest odwrotnie. Zalew skomplikowanej metodologii dał ekonomii poczucie niezawodności, niemniej nie uchronił jej, jako nauki, przed bolesnymi wpadkami. Chyba najbardziej znaną z nich był kryzys finansowy, który wstrząsnął światem w 2008 roku. Raz, że zawodowym ekonomistom w większości nie udało się go przewidzieć, a dwa, co wynika z poprzedniego punktu, nie udało się mu zapobiec. Ekonomia poniosła wówczas bolesną porażkę. Stosowane przez akademików i pracowników wielkich firm analitycznych metody, nie uchroniły wielu krajów przed potężnym krachem. Post factum okazało się zaś, że ten wisiał w powietrzu i aż trudno pojąć dlaczego nie został dostrzeżony.
Wyjaśnień jest kilka, jedno z nich mówi o tym, że świat ekonomii zachłysną się swoimi osiągnieciami. Ekonomiści poczuli się jak fizycy nauk społecznych i za bardzo zaufali metodom ilościowym zamiast zdrowemu rozsądkowi. Sądzili, że poznali prawidła rządzące finansami i doskonale zabezpieczyli się przed rozmaitymi ryzykami. Tak jednak nie było, wycena różnych aktywów oparta była na założeniach, które ułatwiały liczenie ale nie odzwierciedlały rzeczywistości na tyle dokładnie, aby zapewnić stuprocentowe bezpieczeństwo. Model mógł zatem pokazywać, że ryzyka praktycznie nie ma, w praktyce zaś ono było i co więcej, narastało. Owo zaufanie do modeli oparte na przekonaniu, że ekonomia jest jak fizyka, to był pierwszy błąd.
Drugi niejako wynika z pierwszego. Ekonomia stworzyła sobie obraz człowieka (nazywanego w książkach z tej tematyki „agentem”), który nie istnieje. Jest on bowiem doskonale poinformowany, potrafi świetnie analizować dane, które do niego spływają i buduje na ich podstawie przeważnie trafne prognozy. Ten model, znany jako homo oeconomicus, jest fundamentem współczesnego modelowania makroekonomicznego. Wystarczy jednak trochę się nad tym zastanowić, aby wykoncypować, że to założenia bardzo naciągane, a mówiąc wprost nieprawdziwe. Oczywiście wielu ekonomistów zdaje sobie z tego sprawę, tłumaczą jednak, że bez ich przyjęcia, jakiekolwiek modelowanie byłoby niemal niemożliwe. Trzeba się zatem na czymś oprzeć i wybór padł na taki właśnie zestaw założeń. Są ekonomiści, którzy go nie podzielają, mainsteram jednak go stosuje.
Dwa powyższe błędy można połączyć i określić mianem matematyzacji ekonomii. Kiedyś refleksji nad zagadnieniami gospodarczymi bliżej było do filozofii, zajmowali się tym tacy myśliciele jak np. Arystoteles. Także wielu badaczy życia gospodarczego sprzed kilkuset lat było raczej filozofami niż ekonomistami we współczesnym rozumieniu. Ich przemyślenia miały zatem charakter bardziej jakościowy niż ilościowy, nie było tam skomplikowanych wzorów, dominowała styl zdecydowanie narracyjny, nie matematyczny. To była inna nauka. Czy to oznacza, że matematyka w ekonomii jest niepotrzebna? W żadnym wypadku! Jest bardzo potrzebna, musi jednak mieć charakter pomocniczy, nie zaś decydujący. Dobry ekonomista to zatem ktoś, kto potrafi myśleć, ujmować zjawiska w związki przyczynowo – skutkowe i umie z nich wyciągać wnioski. Ma także warsztat matematyczny, niemniej nie przysłania mu on świata i potrafi się od niego zdystansować. Dysponuje wiedzą nie tylko z ekonomii, ale także z innych nauk społecznych, takich jak socjologia, psychologia czy politologia. Dopiero taki zestaw umiejętności, w moim przekonaniu, pozwala określić kogoś jako dobrego ekonomistę .Do tego potrzebna jest jeszcze pokora, umiejętność dostrzeżenia własnych błędów i ograniczeń, tak aby unikać potknięć w przyszłości. To cecha, która ogólnie przydaje się w życiu.
Obecnie potrzebujemy dobrych ekonomistów, wiele się bowiem dzieje, zjawiska gospodarcze, społeczne i geopolityczne mocno na siebie nachodzą i oddziałują. Trzeba ludzi, którzy będą potrafili za tym wszystkim nadążyć i połączyć ze sobą. To zaś wcale nie jest łatwe. Stąd tak duże zapotrzebowanie na tych, którzy to potrafią.