Inwestowanie rzecz to niełatwa, szczególnie w tak turbulentnych czasach jak nasze. Za sukces uznać trzeba już zabezpieczenie realnej wartości posiadanych środków, kiedy inflacja jest w okolicach 20 procent. Żeby jednak mieć to zmartwienie trzeba posiadać środki, które można zainwestować, innymi słowy trzeba mieć oszczędności.
W Polsce z oszczędzaniem i związanym z nim inwestowaniem jest ten problem, że niewielu Polaków na to stać. Jak wskazuje raport poświęcony oszczędnościom Polaków, publikowanego przez Polski Fundusz Rozwoju, na koniec 2021 roku stopa oszczędności gospodarstw domowych w relacji do PKB wyniosła w Polsce 2,8%. Można tam także wyczytać, że to najniższy wskaźnik wśród krajów Unii Europejskiej. Nie mamy na tym tle nawet startu do średniej unijnej, która wynosi ponad 15%. Jeszcze gorzej wypadamy w zestawieniu z liderami tego zestawienia. W Irlandii stopa oszczędności gospodarstw domowych to niemal ¼ PKB, a zatem blisko dziesięciokrotnie więcej niż u nas. Na ponad 20 – procentowym poziomie znajduje się wartość tego wskaźnika dla Niderlandów i Niemiec. Wyprzedza nas nawet Grecja, w której wynik to 3,7%.
Zasadnicze pytanie brzmi, dlaczego tak jest? Odpowiedź zasygnalizowałem już na początku tekstu. W Polsce zarobki wciąż są niskie, mimo że obiektywnie stajemy się coraz bogatsi jako naród, to jednak udział płac w PKB pozostaje na niemal najniższym poziomie w UE. A to przecież wynagrodzenia są źródłem oszczędności. Im wyższy dochód, tym większa jego część trafia na lokaty czy inne formy alokacji nadwyżek finansowych. U nas wciąż dochód w znacznej części jest przeznaczany na bieżącą konsumpcję. I nie wynika to bynajmniej z tego, że Polacy są mało przezorni, raczej chodzi o to, że relacja dochodów do kosztów życia jest na tyle wyrównana, że nie ma miejsca na gromadzenie nadwyżek, szczególnie kiedy nie chce się ciągle trzymać za portfel. Powie ktoś, że przecież średnia płaca jest realnie coraz wyższa, zatem nie jest tak źle. Rzeczywiście przeciętna płaca realna w Polsce w ostatnich latach rosła (pod tym względem rok 2022 był wyjątkiem wynikającym z wyższej inflacji).
Przeczytaj także:
Wrażenie robi także coraz wyższy poziom średniej pensji w ujęciu nominalnym. Niemniej odnoszenie się do tzw. średniej krajowej jest mylące, ponieważ nie pokazuje ona realiów polskiego rynku pracy, w którym dominanta jest znacznie bliższa płacy minimalnej niż średniej. Wynik zawyżają największe miasta, w których pensje są zdecydowanie wyższe niż w wielu innych miejscach kraju.
Potrzebujemy oszczędności, prosta (acz przyznać trzeba, że często podważana zależność makroekonomiczna) stanowi bowiem, że oszczędności równają się inwestycjom. Jeśli zatem stopa oszczędności lub przyrost oszczędności prywatnych w danym kraju jest niski, niewysokie powinny być też nakłady na środki trwałe. Niemniej, aby tych oszczędności było więcej, potrzeba nam także wyższych pensji. Innymi słowy potrzebujemy bardziej optymalnego podziału dochodu narodowego i innego modelu wzrostu gospodarczego niż opartego na niskich kosztach pracy. Temu m.in. służą podwyżki płacy minimalnej, która jest wyznacznikiem dla poziomu płac w gospodarce. Nie zgadzam się z opiniami mówiącymi, że wyższe płace pozbawią polską gospodarkę konkurencyjności. Tak można mówić jedynie wówczas, gdy ktoś chce długookresową przewagę międzynarodową budować na niskich kosztach pracy. To jednak jest ślepa uliczka. Firmy, które działają w ten sposób nie mają motywacji do zwiększania swojego potencjału poprzez inwestycje. Po co rozwijać biznes np. inwestując w sprzęt zwiększający efektywność produkcji, skoro można tanio nająć pracowników. Ten model rozwoju jest swoistą pułapką, pozornie jesteśmy konkurencyjni, jednak w praktyce tracimy tę konkurencyjność, bo skłonność firm do inwestycji jest niska.
Rozsądne podnoszenie płacy minimalnej jest w Polsce konieczne i trudno znaleźć argumenty za tym, że w ujęciu makroekonomicznym będzie przyniosło jakieś szkodliwe skutki. Tempo, w jakim ją się u nas podnosi, nie jest w żadnym razie zbyt szybkie. Mowa raczej o nadrabianiu skumulowanych zaległości. Wciąż mamy dużą przestrzeń jeśli chodzi o udział płac w PKB. Nie jest zatem tak, że zbyt wysokie płace dławią rozwój firm. Paradoksalnie to właśnie niskie wynagrodzenie mogą stanowić większe zagrożenie dla tego rozwoju.