fbpx

"Każdy rząd pozbawiony krytyki jest skazany na popełnianie błędów"

8.2 C
Warszawa
czwartek, 25 kwietnia, 2024

"Każdy rząd pozbawiony krytyki jest skazany na popełnianie błędów"

W poszukiwaniu dziedzictwa cyrylo-metodiańskiego (cz. 4)

Warto przeczytać

Fenomen Państwa Wielkomorawskiego pojawił się na mapie Europy jakby z przypadku, w związku z nagłym upadkiem Kaganatu Awarów. A bez Państwa Wielkomorawskiego nie doszłoby do misji św. Cyryla i Metodego. Aby zrozumieć, co się tu wydarzyło przed dwunastoma stuleciami, warto się odwołać do terminu „cywilizacja turańska”, w swoim czasie promowanego przez wybitnego polsko-czeskiego historyka, Feliksa Konecznego.

Od tysiącleci Nizina Węgierska wypełniona była stepem i tym samym wabiła do siebie ludy stepowe, zajmujące się hodowlą bydła. Te ludy stepowe miały tu zarazem świetną bazę do urządzania najazdów na sąsiednie krainy Europy. Po kolei zjawiali się tu Hunowie, po nich Awarowie, a na koniec Węgrzy. W XIII wieku Mongołowie podjęli nawet kolejną próbę najazdu, od czego odstąpili tylko z powodu wybuchu wewnętrznych sporów dynastycznych. Każdorazowo, wedle praw cywilizacji turańskiej, przybywały tu hordy świetnie zorganizowane i kipiące entuzjazmem, aby napadać, rabować i gwałcić. Ośrodkiem, wokół którego się oni gromadzili, zawsze był genialny wódz, mieniący się niezwyciężonym, Synem Niebios, który wprawdzie cechował się okrucieństwem nawet względem swoich ludzi, jednak był jednoznacznie przedmiotem powszechnego uwielbienia.

Co jest wielką siłą cywilizacji turańskiej, zarazem stanowi jej wielką słabość. Wszystko idzie dobrze, dopóki zwycięstwo idzie za zwycięstwem. Natomiast wszystko się wali, gdy następuje klęska, bo tym samym władca, który miał być niezwyciężony, okazuje się być oszustem. Na tej zasadzie państwo Hunów upadło po tym, gdy w roku 451 ponieśli klęskę w bitwie na Polach Katalaunijskich. Państwo Awarów upadło po wojennym rajdzie przeprowadzonym przez Karola Wielkiego w roku 791. A państwo Węgrów też chyliło się ku upadkowi po tym, jak przegrali oni bitwę na Lechowym Polu w roku 955. Byliby też upadli, gdyby nie zbawienna decyzja o przyjęciu chrztu i wejściu do rodziny narodów europejskich.

Znajomość praw obowiązujących cywilizację turańską pozwala prognozować przyszłość wojny między Rosją a Ukrainą. Dopóki Putin uchodzi za niezwyciężonego Syna Niebios, tak długo cieszy się on uwielbieniem swych poddanych i ma zapewniony ich entuzjazm w walce o zdobywanie coraz to nowych ziem. Wszystko jednak może się skończyć po klęsce i wówczas wedle praw turańskich dojdzie do smuty.

A tak właśnie się stało po tym, jak w roku Karol Wielki zaatakował Awarów. To była dziwna kampania wojenna. Awarowie cały czas się wycofywali, oddając bez walki swe kolejne fortece; nie doszło do żadnej poważnej bitwy. Karol dotarł mniej więcej do ujścia Raby do Dunaju, po czym zawrócił. I tylko tyle wystarczyło ku temu, by państwo Awarów zaczęło się rozsypywać od wewnątrz. W kolejnych latach lennicy Karola prowadzili kolejne wyprawy przeciw Awarom; równocześnie to samo od północy czynili Morawianie, zaś od południa Bułgarzy, stąd to głównie ludność słowiańska zapanowała nad dawnym władztwem Awarów. I właśnie w takich warunkach narodziło się Państwo Wielkomorawskie, nowy i silny gracz na europejskiej scenie politycznej. Jego władca, książę Rościsław, poprosił cesarza bizantyjskiego o przysłanie mu chrześcijańskich misjonarzy; w odpowiedzi cesarz przysłał właśnie św. Cyryla i Metodego, dwóch rodzonych braci, Greków z Salonik. Doskonale znali oni język słowiański, przez co byli świetnie przygotowani do przeprowadzenia misji na Morawach.

Wspomniany prof. Feliks Koneczny wymieniając rozmaite ludy cywilizacji turańskiej zaliczał do nich również i Kozaków. Tu jednak popełnił błąd. To wcale nie jest tak, że kto mieszka na stepie, ten z konieczności musi kierować się myśleniem turańskim. Na ukształtowanie Kozaków wielki wpływ, choć pośredni, wywarli właśnie św. Cyryl i Metody. Na kozaczyźnie nigdy nie było chanów, a panowała swoista odmiana demokracji, połączona z gorliwą religijnością prawosławną. Nikt nie uwielbiał chana, bo uwielbiano Boga. Misja cyrylo-metodiańska porwała za sobą słowiańską duszę i wytworzyła szczególne poczucie wolności dziecka Bożego, z rezerwą odnoszącego się do wszelkiej ziemskiej władzy. To przynajmniej dotyczyło Kozaków Zaporoskich, bo Dońscy i Kubańscy z czasem stali się wielbicielami carów moskiewskich, i tu faktycznie wkroczyli w obręb cywilizacji turańskiej.

Kozaczyzna łączyła swe umiłowanie wolności z umiłowaniem litery, cyrylicy, pisma użytego do spisania Pisma Świętego. W słowiańskim prawosławiu wszyscy uczestnicy liturgii zawsze rozumieli używane tu słowa, rozumieli teksty, i w tej mierze byli w lepszym położeniu od rzymskich katolików, którzy, jeśli nie wykształceni, nie rozumieli tekstów łacińskich. U Kozaków Zaporoskich to rodziło szacunek do tekstu, listu, kodeksu. Zapewne to na tym tle u Kozaków pojawił się taki fenomen, jak konstytucja Filipa Orlika, dokument z roku 1710, sporządzony przez hetmana kozackiego, właśnie Filipa Orlika, następcy Iwana Mazepy. Co prawda ta konstytucja nigdy nie weszła w życie, jednak trzeba uczciwie przyznać, że Kozacy wyprzedzili zarówno naszą Konstytucję Trzeciego Maja, jak i Konstytucję Amerykańską. A w tym wszystkim brzmi nieuświadomione echo dawnej misji cyrylo-metodiańskiej: umiłowania litery oraz wolności.

Przeczytaj także:

uropa Środkowo-Wschodnia stanowi niezwykłą pstrokaciznę narodów, języków, lokalnych tradycji i kultur. W globalnej myśli politycznej zadomowił się termin „bałkanizacja” na określenie fatalnej sytuacji, w której w ramach wspomnianej pstrokacizny wybuchają wzajemne walki wszystkich ze wszystkimi. Scenariusz takich walk jest u nas możliwy, bo my wszyscy jesteśmy fanami wolności, z natury nieskorzy do poddawania się dyktatowi wspólnego władcy. Nie ma u nas cywilizacji turańskiej. A to umiłowanie wolności gdzieś u swych korzeni ma misję cyrylo-metodiańską, gdy to w ramach jakby przypadkiem utworzonego Państwa Wielkomorawskiego Słowianie doznali, że nie mają nad sobą żadnego innego władcy ponad Boga. Owszem, za księcia Rościsława Morawy jeszcze podlegały wpływom Cesarstwa Wschodniofrankijskiego, ale już za księcia Świętopełka relacje odbywały się w warunkach pełnej równości obu podmiotów politycznych. Na Morawach, inaczej niż w Bułgarii, nigdy też nie pojawiła się zależność od Konstantynopola. Gdy papież nadał św. Metodemu godność arcybiskupa, to potwierdzało formalną niezależność od instytucji niemieckich. Misja cyrylo-metodiańska to było krótkotrwałe zachłyśnięcie się wolnością połączoną z głęboką religijnością. To krótkotrwałe zachłyśnięcie miało jednak swe silne oddziaływanie przez wiele kolejnych stuleci na całym obszarze Trójmorza. Dziś jest czas, by do tych naszych korzeni wracać bardziej świadomie. Wzajemne walki i bałkanizacja to nie jest jedyny scenariusz naszego rozwoju. U Cyryla i Metodego znajdujemy wezwanie do wspólnego budowania zaczątków Królestwa Niebieskiego.

Marek Oktaba

Więcej artykułów

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Wpisz komentarz!
Wpisz imię

Najnowsze artykuły

Translate »