Gdy w roku 1980 papież Jan Paweł II ustanawiał św. Cyryla i Metodego patronami Europy, dołączył ich do osoby św. Benedykta, już wcześniej ogłoszonego patronem Europy przez Pawła VI. To sprawia, że ci wszyscy trzej święci stanowią swoistą rodzinę, uzupełniając się swymi talentami oraz wzajemnie na siebie wskazując. Później, w roku 1999, ta rodzina powiększyła się jeszcze o trzy kobiety, też ustanowione patronkami Europy: św. Katarzynę ze Sieny, św. Brygidę Szwedzką oraz św. Teresę Benedyktę od Krzyża, czyli Edytę Stein.
Wróćmy do św. Benedykta. Wcale nie jest tak, jakoby wytyczał on zupełnie inną drogę duchową niż Bracia Sołuńscy. Św. Cyryl podczas swego pobytu w Rzymie wstąpił do klasztoru benedyktyńskiego i tam zmarł jako mnich przestrzegający reguły benedyktyńskiej. Trudno o bardziej wymowny dowód na przyjęcie tego, co ruch benedyktyński wnosił nowego do dziejów Europy. Taką nowością było radykalne postawienie na pracę jako służbę zarówno Bogu, jak i bliźnim, całej społeczności. Klasztory były w Europie nośnikami najlepszych technologii rolniczych i przemysłowych. Ta praca splatała się z modlitwą, w myśl zasady ora et labora – módl się i pracuj. Modlitwa podnosiła pracę na poziom współdziałania z Bogiem stworzycielem, którego Boska praca, opisana na kartach Księgi Rodzaju, stała się wzorem dla ludzkiej pracy. Na wzór Boga człowiek ma sześć dni pracować, zaś siódmego dnia odpoczywać. To zbudowało niepowtarzalny europejski etos pracy, a także stoi u źródeł historycznego sukcesu gospodarki europejskiej w skali globalnej. Trzeba tu podkreślić, że Benedykt dokonał radykalnej zmiany względem mentalności starożytnego Rzymu, gdzie praca cieszyła się pogardą i była zrzucana na niewolników. Benedykt pokazał że praca ma być źródłem radości, bo też w klasztorach praca była rzeczywiście świetnie zorganizowana, zapewniając najwyższą owocność. Reguła benedyktyńska stała się pierwszym w dziejach świata podręcznikiem dobrego zarządzania. A to wszystko było przyjmowane i realizowane również przez świętych Cyryla i Metodego.
Cyryl zmarł w Rzymie, właśnie jako mnich benedyktyński, gdy obydwaj Bracia przybyli do papieża. Metody został w Rzymie wyświęcony na arcybiskupa i po powrocie na Morawy dalej kontynuował swą misję w licznym gronie uczniów. Nie założył na Morawach klasztoru, głównie z tego powodu, że zabrakło na to możliwości, sił i czasu. Ale tym samym samoistnie utworzył się tu inny model działania, z większą rolą odgrywaną przez ludzi świeckich. Dzięki zastosowaniu języka słowiańskiego do liturgii oraz literatury nie pojawiała się ta bariera, która dla łacińskiego Zachodu stała się swoistą kulą u nogi, gdzie osoba nie znająca łaciny, nie posiadająca wykształcenia, była odcięta od możliwości pełnego zaangażowania religijnego.
Misja na Wielkich Morawach zakończyła się, gdy po śmierci Świętopełka jego potomkowie walcząc o władzę wywołali wojnę domową, zaś skłócone wewnętrznie państwo stało się łupem najazdu węgierskiego. Welehrad w roku 906 doszczętnie spłonął, zaś kto przeżył, ten się rozpierzchnął w dalekie strony. Można przypuszczać, że względnie wysoka aktywność religijna wiernych świeckich ułatwiła rozprzestrzenienie się rytu cyrylo-metodiańskiego po sąsiadujących krajach słowiańskich. W znacznym stopniu to było przenikanie w sposób cichy, bez czynienia rozgłosu, na podobieństwo ewangelicznego zaczynu. Gdy znacznie później, w roku 987, książę kijowski Włodzimierz przyjął chrzest z rąk Greków z Konstantynopola, po cichu przeniknęli na Ruś bułgarscy wyznawcy rytu słowiańskiego i wkrótce się okazało, że w Kijowie językiem liturgicznym nie będzie grecki, lecz właśnie staro-cerkiewno-słowiański. Ale podobnie działo się i w Czechach, gdzie po cichu sprawowano liturgię słowiańską, mimo oficjalnego panowania łaciny. Aż do epoki Jana Husa ważną rolę odgrywali w Czechach wierni świeccy.
Kolejną rzeczą, w której misja cyrylo-metodiańska wykazywała się zaletami względem praktyki chrześcijaństwa zachodnioeuropejskiego, to bogactwo życia modlitewnego. Już sami Bracia Sołuńscy jako uformowani w najlepszych kręgach bizantyjskich z pewnością znali hezychazm, czyli modlitwę ustawiczną. Prawosławie słowiańskie w toku stuleci stało się strefą bogatych doświadczeń w tej dziedzinie, i to z szerokim udziałem wiernych świeckich, jak to jest opisane na kartach XIX-wiecznych „Opowieści pielgrzyma”. Pięknym modelem takiej modlitwy jest Modlitwa Jezusowa myślnie odbywająca się w rytm każdego wdechu i wydechu. W jednym z jej wariantów przy wdechu w myślach wypowiada się „Jezu Chryste Synu Boży”, a przy wydechu „zmiłuj się nade mną grzesznikiem”. Taka modlitwa może być prowadzona przy zwykłych czynnościach codziennych, a w tym przy pracy, na ile to jest do pogodzenia z pewną rytmicznością czy monotonią owej pracy.
Choć chrześcijaństwo słowiańskie wyraźnie góruje nad Zachodem w praktyce hezychazmu, jednak ta modlitwa nie służy pracy w takim stopniu, jak to wypracowano w tradycji benedyktyńskiej. Błogosławiony kardynał Stefan Wyszyński w swojej książce „Duchowość pracy ludzkiej”, wydanej w roku 1948, podaje szereg wskazówek, jak modlitwa lub odpowiednia myślna intencja potrafi uświęcić pracę, przez co ta praca staje się ludzkim współudziałem z Bożym dziele stwarzania świata. O tym samym papież Jan Paweł II pisał w encyklice Laborem exercens. Gdy sięgać do stosowanego przez tego papieża wyobrażenia o dwóch płucach Europy, wschodnim i zachodnim, to dobrym miejscem ćwiczenia w sztuce pełnego oddychania byłoby łączenie wschodnich umiejętności modlitwy ustawicznej z zachodnim szacunkiem dla pracy. A to połączenie jest pięknie uosabiane w św. Cyrylu i Metodym, biegłymi zarówno w hezychazmie, jak i duchowości benedyktyńskiej.
Przeczytaj także:
- W poszukiwaniu dziedzictwa cyrylo-metodiańskiego (cz. 1)
- W poszukiwaniu dziedzictwa cyrylo-metodiańskiego (cz. 2)
- W poszukiwaniu dziedzictwa cyrylo-metodiańskiego (cz. 3)
- W poszukiwaniu dziedzictwa cyrylo-metodiańskiego (cz. 4)
- W poszukiwaniu dziedzictwa cyrylo-metodiańskiego (cz. 5
Od wielu stuleci światem rządzili bogaci, odnoszący się z pogardą do słabych i żerujący na pracy tych ostatnich. W XIX wieku rozwój przemysłu zazwyczaj szedł w parze z wyzyskiem robotników, czego jednym ze skutków był rozwój chrześcijańskiej myśli społecznej, ze staraniami promocji praw i godności ludzkich. Ziemie słowiańskie nie miały szczęścia stawać się miejscami wzrostu znaczenia ludzi pracy, bo najpierw były obszarami zapóźnionymi w rozwoju gospodarczym, potem dostały się pod władzę komunistów, którzy wyzysk robotników łączyli z totalitaryzmem, zaś po roku 1989 poddane zostały naciskowi ideologii neoliberalnej, z efektem zamieniającym Słowiańszczyznę w dostarczyciela taniej siły roboczej dla krajów Zachodu. Ze wszystkich państw Trójmorza duży procent ludności, a w tym bardzo wielu ludzi młodych, wyjechało na emigrację. Dziś rynek pracy Trójmorza cierpi na szereg ułomności.
Mało kto myśli o tym, aby te ułomności przezwyciężać sięgając po środki duchowe, a właśnie takie znajdują się w opisanym wyżej łączeniu doskonalenia pracy oraz temu, by tej pracy towarzyszyła modlitwa. Potrzebujemy powrotu do benedyktyńskiej zasady ora et labora, ale też potrzebujemy wprowadzania szerokich rzesz ludzi świeckich w tajniki modlitwy, a w tym modlitwy ustawicznej. Aby zaś to czynić, wystarczy dalej rozwijać nurt zapoczątkowany przez świętych Cyryla i Metodego.
Marek Oktaba