Do zdarzenia doszło po tym, jak autor wpisu interweniował, kiedy to (jak informuje) – „jeden pan, kierowca Ubera, prawie przejechał mojego młodszego syna”. W momencie publikacji Marcin Bosak czekał na wezwaną wcześniej policję, do której zwrócił się z prośbą o pomoc, ponad 30 minut wcześniej.
W reakcji na incydent z udziałem nieuważnego kierowcy trudno bowiem bez dokładnego zweryfikowania faktów zakładać działanie intencjonalne, aktor zdecydowanie zaprotestował przeciwko takiemu postępowaniu. Na tym jednak nie koniec. Jak pisze sam poszkodowany „nie wiadomo skąd znalazło się czterech czy pięciu jego kolegów i dostałem solidne bęcki”.
W dalszej części instagramowego nagrania Marcin Bosak zwraca się bezpośrednio do funkcjonariuszy: „Szanowna policjo, błagam, pomóż mi w tej sytuacji. Jestem obywatelem tego kraju”. Sprawa wydaje się o tyle bulwersująca, że w sytuacji wezwania kierowcy za pośrednictwem aplikacji, ustalenie sprawcy powinno być czynnością nieskomplikowaną. Nie znamy jeszcze całego kontekstu zdarzenia, a tym samym trudno orzec, w jakich okolicznościach nastąpiło bezpośrednie zagrożenie kolizją pojazdu z pieszym.
Chociaż Bosak w nagraniu twierdził, że sprawca to kierowca Ubera, to według jednego ze świadków winny kierowca pracował dla firmy Bolt. Aktor sprostował już swoją pomyłkę i zapowiada, że „będzie robił wszystko, by ukarać winnych”.
Sama reakcja rodzica, nawet jeśli założyć, iż była emocjonalna i zdecydowana, nie uprawnia do zbiorowego – czterech, pięciu kolegów kierowcy – odwetu, niezależnie od statusu osoby. Zwykło się bowiem uważać, że osobom publicznym, a taką jest z pewnością popularny i lubiany artysta, wolno mniej, gdy idzie o reakcje i zachowania publiczne. Tyle tylko, że w opisanej sytuacji aktor był przede wszystkim rodzicem, a dynamika zdarzenia z udziałem jego syna mogła wywołać poczucie bezpośredniego zagrożenia, a co za tym idzie adekwatne do okoliczności emocje.
Przeczytaj także:
- Państwo nie może abdykować, alternatywą naruszenie ładu społecznego
- Europejscy taksówkarze protestowali w Brukseli przeciwko praktykom Ubera
- Taksówki z aplikacji pod nadzorem prawa. Lepiej późno niż wcale
Dalecy jesteśmy od ferowania wyroków, zwłaszcza w odniesieniu do działań policji wezwanej za pośrednictwem telefonu alarmowego, czekamy jednak na stosowne wyjaśnienia w tej sprawie. Co do Bolta i Ubera, wylano na ten temat (także u nas) morze atramentu, wypada zatem stwierdzić, że wszystko, co dotąd napisano w odniesieniu do standardu świadczonych usług, kwestii bezpieczeństwa pasażerów, kwalifikacji i trybu naboru kierowców, wreszcie weryfikowania ich uprawnień, znalazło po raz kolejny potwierdzenie. Ponawiamy więc pytanie – jak długo jeszcze?!
Być może fakt, że tym razem ofiarą została osoba znana i lubiana, przyspieszy choć trochę nie tylko działanie w odniesieniu do konkretnego zdarzenia, ale wdrożenie decyzji o charakterze systemowym, które trwale wyeliminują przyczyny zjawisk o patologicznym i kryminogennym charakterze.