Co istotne, wszystkie zestrzelone maszyny znajdowały się w rosyjskiej przestrzeni powietrznej, a zmierzały w kierunku Ukrainy. Zginęli wszyscy członkowie załóg, co wyklucza możliwość przypadkowych awarii, wówczas bowiem załoga podejmuje próbę ewakuacji. W mediach społecznościowych znalazły się liczne nagrania obrazujące okoliczności zestrzelenia czterech maszyn wroga.
Do pierwszego zdarzenia doszło w sobotę 13 maja, około 50 kilometrów na północ od granicy rosyjsko-ukraińskiej. W okolicy miasta Klintsy, po trafieniu pociskiem rozpadł się w trakcie lotu rosyjski śmigłowiec Mi-8, by następnie po zderzeniu z ziemią stanąć w płomieniach.
Następne zestrzelenie miało miejsce 30 kilometrów od granicy, w rosyjskiej przestrzeni powietrznej. Trafiony został bombowiec uderzeniowy Su-34, który rozbił się w sąsiedztwie wsi Istrovka. Również w tym rejonie doszło do kolejnego zestrzelenia – drugiego już śmigłowca Mi-8.
Ostatnie – czwarte tego dnia zestrzelenie było o tyle efektowne, że dotyczyło samolotu myśliwsko-bojowego Su-35. Rosja potwierdziła każde z 4 zestrzeleń. Jednocześnie stratę tych cennych statków powietrznych przypisała sabotażystom. Za taką interpretacją przemawia małe prawdopodobieństwo umieszczenia przez Ukrainę precyzyjnych baterii przeciwlotniczych w bezpośrednim sąsiedztwie granicy z Rosją. Jednak niektórzy eksperci twierdzą, że w zniszczeniu rosyjskich maszyn mogły uczestniczyć pochodzące z Polski ukraińskie MIG-i.
Obecnie dostępne są zaawansowane technicznie przenośne zestawy przeciwlotnicze, których obsługę zapewnia nawet jeden żołnierz. Wyposażone w taką broń małe pododdziały jednostek specjalnych, operujące na terytoriom przeciwnika mogą skutecznie przeprowadzać takie operacje, jak ta odnotowana w miniony weekend.
