Prasa francuska przez wiele lat nie brała pod uwagę faktu, że wybory w Polsce były wolne, legalne i uczciwe. Nazywały Polskę krajem autorytarnym, mimo że żadne demonstracje tu nigdy nie zostały zakazane, do nikogo nie strzelano i nikogo nie uwięziono za poglądy. Francuscy dziennikarze zdawali się nie zauważać też, że dwie trzecie środków masowego przekazu codziennie krytykowało rząd i że wielu członków partii rządzącej ryzykowało niegdyś życiem, walcząc o demokrację przeciwko totalitaryzmowi.
Polski rząd nie jest „postępowy” – przyznaje Patrick Edery. Zauważa jednak, że to żaden sposób nie przeszkadza tym władzom w byciu demokratycznymi. „W przeciwnym razie, jak możemy opisać Adenauera, Churchilla, de Gaulle’a czy Schumana, którzy nawet w najlepszej wierze nie mogą być opisani jako postępowi?” – pyta autor.
Anne-Marie Le Pourhiet, wiceprzewodnicząca Francuskiego Stowarzyszenia Prawa Konstytucyjnego, słusznie napisała, że europejscy sędziowie i przywódcy podchodzą ideologicznie do tematu rządów prawa, co rodzi pytanie, czy nadal mamy „prawo do wyboru konserwatywnego rządu w Europie”.
Rusofilskie media francuskie
Ponieważ autor opinii, Patrick Edery jest Francuzem mieszkającym od 24 lat w Polsce, z pierwszej ręki może ocenić sytuację w tym kraju. Z wykształcenia prawnik, a także analityk francuskich i polskich mediów, zapewnia, że wiele negatywnych informacji na temat Polski zostało zmanipulowanych, a często po prostu wymyślonych. „Ilekroć badałem pochodzenie tych fałszywych informacji, w co najmniej połowie przypadków pochodziły one z sieci byłych komunistów lub korespondentów, którzy pracowali w Moskwie. W niektórych pozostałych przypadkach docierały one z rusofilskiego środowiska francuskich suwerenistów – takiego jak magazyn »Marianne«, którego dziennikarz, odpowiedzialny za regularne pisanie artykułów oczerniających Polskę, jest specjalistą od »rusofobii«” – pisze Patrick Edery. I przypomina, że głównym źródłem dochodu właściciela „Marianny”, Daniela Kretyńskiego, był rosyjski gaz. Autor zauważa też, że „dyrektor magazynu, pani Polony, niedawno występowała w telewizji, głosząc, że wojna w Ukrainie pozwala Amerykanom »wygodnie« sprzedawać swój gaz łupkowy. W polityce pani Polony wcześnie zaangażowała się w popieranie Jean-Pierre’a Chevènementa, byłego francuskiego ministra spraw wewnętrznych, który został osobiście odznaczony przez Władimira Putina i jest jednym z głównych propagatorów rosyjskiej narracji we francuskich kręgach władzy, zwłaszcza u prezydenta Macrona”.
Jeśli chodzi o źródła ataków, to się nie zmienia. Polskę we francuskich mediach atakują głównie kryptoputinowscy suwereniści. Nazywają ten kraj rusofobicznym, wciągającym Europę w wojnę za pieniądze francuskich podatników, bo leży to w interesie Stanów Zjednoczonych. Część przy okazji robi z siebie po prostu totalnych głupców. Są to kochający Putina, działający w sieciach społecznościowych influencerzy. W swojej głupocie posuwają się nawet do oskarżania Polski o chęć wywołania wojny, aby móc zaanektować zachodnią Ukrainę. W rzeczywistości jednak przytaczają odrzucony przez polskiego ministra spraw zagranicznych plan podziału, zaproponowany mu przez rosyjską Dumę w 2014 r. Nazywają też Polskę aroganckim żebrakiem, kupującym amerykańską broń za pieniądze francuskich podatników. Pomijają przy tym takie „drobiazgi” jak ten, że Polacy w Polsce robią zakupy w Auchan, Carrefourze, Castoramie, Leroy Merlin i Brico, subskrybują Canal+ i mają Orange, jako operatora telefonicznego, inwestują swoje oszczędności w Crédit Agricole i zatrzymują się w hotelach Ibis i Mercure itp.
Zdają się celowo nie pamiętać o tym, co zauważył Thomas Piketty, mianowicie, że napływ transferów z UE do krajów Europy Wschodniej jest mniejszy niż odpływ zysków i innych dochodów majątkowych z tych krajów. Krótko mówiąc, że Europa Wschodnia przynosi Zachodowi więcej pieniędzy, niż kosztuje.
Zbyt wielu daje wiarę
Problem w tym, że tych rewelacji słuchają nie tylko zdyskredytowani obrońcy rosyjskich zbrodniarzy wojennych. Niestety słuchają tego też francuskie media i kręgi obronne. Wyjątkowo nieprzyjemny jest przypadek nauczyciela w École de Guerre (instytucji szkoleniowej dla wyższych oficerów francuskich sił zbrojnych i służb obronnych), który startował w wyborach parlamentarnych w Paryżu z ramienia partii byłego ministra spraw wewnętrznych Chevènementa. Nieznany wówczas nikomu nauczyciel został nagle, rok temu wyróżniony przez youtubowy kanał Alaina Juilleta. Żeby było jasne, Juillet to były dyrektor wywiadu i były pracownik Russia Today, który dziś bezwstydnie popularyzuje narrację Kremla i rozsiewa fałszywe wiadomości w sieciach społecznościowych. Wspomniany nauczyciel pisze głęboko nudne analizy dotyczące europejskich budżetów. Adrenalinę odbiorcom podnoszą jedynie tytuł i dwa lub trzy końcowe zdania atakujące zaciekle Polskę. Jego pseudonaukowe analizy są typową procedurą kampanii negatywnej, służącą legitymizacji bezpodstawnego negatywnego języka. Na przykład ten „ekspert” krytykuje Polaków za modernizację armii „na koszt francuskich i niemieckich podatników”, nie przy użyciu francuskiej, ale amerykańskiej broni. Według niego Warszawa „narusza wartości europejskie”, ale jakie, o tym już nie mówi. Ciekawe jest więc, czy naruszeniem tych wartości jest fakt, że Polska przyjęła ponad 3 mln Ukraińców z otwartymi ramionami, bez tworzenia obozów, przyznając im takie same prawa jak własnej ludności? Czy może to, że dostarcza broniącej się Ukrainie dużo sprzętu wojskowego, osłabiając w ten sposób własną armię i to w czasie, gdy Rosjanie stoją niemal u jej bram? Pan nauczyciel zapomina wspomnieć, że Polska, jeśli chodzi o procent PKB, wydała 10 razy więcej niż Francja i trzy razy więcej niż Niemcy na sprzęt wojskowy dla Ukrainy. A jeśli chodzi o pomoc humanitarną, można mówić o stosunku 1 do 100 dla Polski.
Proamerykańska Polska?
Może się to wydawać niewiarygodne, ale odkąd Polska broni wschodniej granicy UE, najpierw w 2021 r. z Białorusią, która próbowała dokonać inwazji migracyjnej, a następnie z Rosją atakującą Ukrainę, UE zawiesiła dla niej fundusze. Co zabawniejsze, wspomniany nauczyciel, będący ponoć ekspertem i wykładowcą obronności, krytykuje Polskę, że zamiast francuskich, zakupiła koreańskie czołgi, ale chyba zapomniał, że Francja już ich nie produkuje. A w obecnej sytuacji Polska pilnie potrzebuje sprzętu wojskowego. Warszawa kupuje więc działa samobieżne z Korei, mimo że polski przemysł sam montuje działa równie dobrej jakości. Jednak niewystarczająco szybko. Warszawa nabywa w związku z tym sprzęt od krajów, które mogą go dostarczyć natychmiast.
„Zastanawialiście się kiedyś, dlaczego we Francji krytykuje się Polskę niemal wyłącznie za zakupy amerykańskie?” – pyta Patrick Edery. Otóż cała Europa rozważa swoją politykę obronną w ramach NATO i kupuje w Stanach Zjednoczonych. Jedynie Francja usiłuje zmienić ten stan rzeczy, „po prostu wypinając pierś i odwołując się do europejskiego patriotyzmu”. To jest nieskuteczne działanie. Trzeba bowiem zrozumieć, dlaczego nie tylko Polska, ale i wszystkie te państwa są tak proamerykańskie. Wynika to wyłącznie z ich własnego interesu. Kraje Europy Środkowej, Wschodniej i Skandynawii uznały Rosję za realne i bezpośrednie zagrożenie dla siebie. Jedyne mocarstwo, które może je w tej sytuacji obronić, to właśnie Stany Zjednoczone. Na pewno takim krajem nie jest Francja, która prowokuje nieufność i pogardę, mówiąc o swoim powołaniu, jako „mocarstwa równoważącego”.
Przeczytaj także:
- Francja/ Prezydent Macron potwierdza swą pełną solidarność z Polską
- Francja europejską obronność powinna budować z Polską
Należy przy tym wspomnieć, że to właśnie Francja, spośród wszystkich krajów NATO, zlekceważyła zagrożenie ze strony Rosji, nie zrozumiała jej ambicji, nawet już po jej inwazji na Ukrainę. „Jeśli Francja chce, by Europa zaczęła się autonomizować militarnie, musi najpierw przyjrzeć się samej sobie. Musi zacząć od zidentyfikowania swoich rosyjskich pełnomocników na wszystkich szczeblach władzy i zrobić porządki. Bezwzględnie musi również pozbyć się wszystkich swoich »ekspertów«, opłacanych z publicznych pieniędzy, którzy niczego nie przewidzieli i którzy (jak sami przyznają), nadal nie rozumieją »co wstąpiło w Putina«. Ci »eksperci« zrobili z nas głupców i nadal to robią” – ostrzega Edery.
W końcu Francuzi muszą sobie zdać sobie sprawę, że pragnienie „zrównoważonej siły”, promowane przez suwerenistyczne kręgi Jean-Pierre’a Chevènementa i czczone przez wielu francuskich oficerów i dyplomatów, jest całkowitą porażką.