Obecnie obserwujemy w Unii Europejskiej silne dążenia do reformy wewnętrznej. Można nawet mówić o działaniach iście rewolucyjnych w obszarze władzy i podejmowania decyzji. Kilka państw UE domaga się zniesienia prawa weta. Chodzi o to, aby w takich kwestiach jak polityka zagraniczna czy obronna możliwe było podejmowanie rozstrzygnięć większością kwalifikowaną. Zwolennicy tego rozwiązania wskazują, że umożliwi to Unii szybsze zatwierdzanie decyzji w kluczowych sprawach. Dzięki temu zatem UE ma się ona stać organizacją bardziej sprawną i sterowną. Pozornie zatem celem jest ułatwienie funkcjonowania tej organizacji, co ma być rzekomo w interesie wszystkich jej członków.
Tak wyraził to w 2021 roku były minister spraw zagranicznych Niemiec Heiko Mass – „Nie możemy już dłużej pozwalać na to, byśmy byli zakładnikami tych, którzy swoim wetem paraliżują europejską politykę zagraniczną”. Zdaniem tego polityka, a jest ono ciągle reprezentatywne dla władz w Berlinie, weto jest źródłem paraliżu. W tej samej wypowiedzi ówczesny szef MSZ naszego zachodniego sąsiada dodał – „Stawką jest zdolność Europy do działania. Fakt, że poszczególne kraje regularnie blokują decyzje dotyczące polityki zagranicznej, zagraża spójności Europy”. Padają zatem bardzo mocne słowa o spójności i blokowaniu Unii. W podobnym tonie wypowiada się obecnie kierująca niemiecką polityką zagraniczną Annalena Baerbock, to ono argumentuje, że zniesienie weta to większa sprawiedliwość dla wszystkich. Kurs Berlina na zniesienie weta został już zatem obrany i wydaje się, ze jest to istotny wątek w polityce międzynarodowej nad Sprewą. Pytanie, czemu jest to dla Niemców takie ważne?
Zapewne chodzi o władzę. Zacząć trzeba od tego, że niemiecka gospodarka jest największa w całej Unii Europejskiej. Po wyjściu Wielkiej Brytanii nasz zachodni sąsiad nie ma praktycznie konkurentów na tej płaszczyźnie. Już dawno zostawił w tyle Francję, która jeszcze kilkanaście lat temu próbowała dotrzymać mu pod tym względem kroku. Obecnie jednak to Niemcy zdecydowanie dominują jeśli chodzi kwestie ekonomiczne. Wraz za tym, mają zapewne chrapkę na większe wpływy polityczne. Już teraz ich zasięg ich oddziaływania na unijną politykę jest ogromny, do tego niemiecka polityk Ursula von der Leyen kieruje bardzo ważną unijną instytucją jaką jest Komisja Europejska. To stanowisko znacznie ważniejsze od tego, które dotąd piastowali w Unii Polacy. Przypomnijmy Jerzy Buzek był przewodniczącym Parlamentu Europejskiego, zaś Donald Tusk Rady Europejskiej. Bardzo wiele ważnych decyzji zapada jednak w Komisji, ale nie tylko tam. Wiele spraw rozstrzyga się w Radzie Unii Europejskiej (zasiadają w niej ministrowie zajmujący się danym działem administracji publicznej będących aktualnie przedmiotem obrad Rady UE), i aby podjąć tam niektóre decyzje potrzeba zgody wszystkich państw. Dla Niemców to może być kłopot, zresztą nie tylko dla nich.
Nie brakuje trudności, z jakimi od lat zmagają się niektóre państwa należące do Unii, które od lat nie znajdują rozwiązania. Tak jest np. z kwestią niekontrolowanej migracji. To kłopot szczególnie dla najbogatszych członków UE, ponieważ to do nich lgną rzesze migrantów. Wyjściem z tej sytuacji jest relokacja, czyli wysyłanie imigrantów nie tam, gdzie faktycznie chcieliby się dostać, tylko odsyłanie ich np. do państw Europy Środkowo – Wschodniej. To o tyle dziwne rozwiązanie, że państwo przyjmujące musiałoby de facto zmuszać tych ludzi, aby pozostali na jego terytorium. Celem migrantów nie są bowiem Polska czy Węgry, ale głównie Niemcy czy Szwecja. Z pewnością zatem wielu z nich chciałoby uciec i powędrować na zachód. Niemniej presja, aby tak właśnie pokierować polityką migracyjną na poziomie UE jest bardzo silna. Problemem jest to, że Warszawa i Budapeszt domagają się rozstrzygnięć w tych sprawach z zastosowaniem jednomyślności. Szefowa KE zapowiedziała, że zgoda wszystkich państw nie będzie potrzebna, i decyzje związane z relokacją zapadną w głosowaniu większością kwalifikowaną, to jednak raczej nie zamknie sprawy i związanego z nią sporu.
W praktyce nie chodzi zatem o dodanie Unii sterowności tylko o łatwiejsze podporządkowanie tych, którzy nie chcą godzić się na decyzje najbogatszych i najsilniejszych. Cała akcja może też zostać łatwo wpisana w trwające od 2022 roku w Parlamencie Europejskim prace nad traktatową reformą UE. Do tego dodać należy nierealistyczne pomysły związane z polityką klimatyczną Unii, które generować będą gigantyczne koszty. Żeby znaleźć na nie finansowanie Bruksela może chcieć wprowadzić odrębne podatki i opłaty, tak aby mieć pieniądze na pokrycie narastających wydatków. To jednak znowu wymaga zgody wszystkich członków UE. Gdyby uogólnić zasadę większości na inne kwestie, w tym przyznać Unii możliwość prowadzenia własnej polityki fiskalnej, to mamy w praktyce superpaństwo wyposażone w gigantyczne kompetencje. Polityka zagraniczna w połączeniu z władztwem fiskalnym to w istocie powołanie Stanów Zjednoczonych UE. Prawdopodobnie o to właśnie chodzi, a zniesienie weta to tylko element tego procesu. Bardzo istotny element.
Przeczytaj także:
- Kto najbardziej korzysta na unijnych funduszach i wspólnym rynku?
- Migracja jako sposób na zmianę Unii w państwo federalne
Państwa członkowskie mają swoje interesy, które nie zawsze są ze sobą zgodne. Czasami jedne z nich, chcą rozwiązywać swoje problemu kosztem innych. Takie praktyki uniemożliwia prawo weta. Jego utrzymanie ma zatem oczywisty sens, a próby jego zniesienia podpierane są łatwą do wychwycenia sofistyką, która prawdopodobnie ukryć ma prawdziwe intencje pomysłodawców. Zatem weto dla zniesienia weta musi zostać postawione i konsekwentnie utrzymane!