Władze Niemiec są szczerze i głęboko przekonane, że dla Europy wielką korzyścią będzie federalizacja i likwidacja prawa weta, a tym samym poddanie kontynentu pod światłe rządy Berlina i manipulowanej przez niego Brukseli. To szczere i głębokie przekonanie ma swe logiczne uzasadnienie, bo wielorakość i różnorodność europejskich stanowisk i opinii budzi obawy, że co rusz trzeba będzie tracić cenny czas na mozolne uzgadnianie polityk a przez to odwlekać się będzie właściwe działanie.
Należy jednak zauważyć, że niemieckie myślenie odzwierciedla tradycyjny niemiecki paternalizm, z jakim od epoki wnuków Karola Wielkiego z reguły odnoszono się do całej strefy Europy Środkowo- Wschodniej. Ten paternalizm miał też swego brutalnego zamiennika, w postaci eksploatacji. Oba zjawiska pojawiały się zamiennie, choć w postaci ukrytej potrafiły ze sobą owocnie współżyć.
Paternalizm ogólnie rzecz biorąc wypływa ze świadomości, iż Niemcy reprezentują wyższy poziom organizacji i wiedzy, a zatem dla ich wschodnich sąsiadów jest swego rodzaju błogosławieństwem, gdy poddadzą się pod niemiecki wpływ wychowawczy. Oczywiście, trudno polemizować z tym, że Niemcy tradycyjnie reprezentowały wyższy poziom organizacji i wiedzy, i to od Niemców jako naszych sąsiadów otrzymywaliśmy to, co w istocie było wspólnym dziełem kilku krajów Zachodu. Nadal w wielu sferach mamy czego się uczyć od Niemców. A gdy obecnie próbujemy zsumować bilans tego, kto ile zarobił na odbywającej się od lat dziewięćdziesiątych integracji naszego regionu z Unią Europejską, i jasno wychodzi, że choć na tym zyskaliśmy, to jeszcze więcej zyskali Niemcy z pozostałymi krajami Zachodu, po można konstatować, iż warto było stracić, warto było dać Niemcom dużo zarobić, bo ostatecznie i nam to przyniosło zysk.
Tu jednak warto zauważyć, że dla opisanego wyżej mechanizmu wzajemnych korzyści przeplatanych z wyzyskiem paternalizm wcale nie musi być jedynym i koniecznym szyldem ideologicznym. Ponieważ oficjalny wydźwięk paternalizmu głosi o tym, że jest on samym tylko dobrodziejstwem, zaś w istocie towarzyszy mu eksploatacja, to trzeba uznać, iż ogólnie jest to dwulicowość, hipokryzja, rozziew pomiędzy tym, co się głosi i nawet w co się szczerze wierzy, a prawdą. Zamiast postawy paternalizmu oficjalnym stanowiskiem niemieckiego sposobu myślenia mogłoby być otwarte mówienie o realizowaniu własnych interesów, przy czym narzucane nierówności nie są tu radykalnie duże, a każda ze stron może dla siebie dostrzec jakąś korzyść. Takie postawienie na prawdę, zamiast infekowania się fikcyjnym duchem paternalizmu, uzdrowiłoby wiele spraw dotyczących szeregu sfer życia. Znikłby niebezpieczny nawis zatruwający kulturę i przeszkadzający w nawiązywaniu serdecznych relacji międzyludzkich. Nie trzeba byłoby korumpować sądów, co się dzieje obecnie, zarówno na poziomie krajów Europy Środkowo- Wschodniej, gdzie bogate zachodnie podmioty gospodarcze mogą unikać podatków oraz niszczyć rodzimą konkurencję, ale analogiczne zjawisko zachodzi również na poziomie Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości. Cała fikcja o polskiej niepraworządności wynika z fikcji o paternalistycznej niemieckiej misji cywilizacyjnej; uwolnienie od tej fikcji zmniejszy nacisk na sędziów, aby ci sprzeniewierzali się prawdzie. A, paradoksalnie, to by pomogło niemieckiej gospodarce, bo choć na krótką metę obecnie łupi ona słabszych, jednak na dłuższą metę zachowuje się tak, jakby zachowywał się bank łupiący swoich klientów – aż do chwili, gdy ze zdumieniem stwierdzi, iż nie ma już żadnych klientów.
Wady niemieckiego paternalizmu najlepiej są widoczne wewnątrz samego państwa niemieckiego, gdzie nadal panuje podział na zachodniaków, Wessi, oraz wschodniaków, Ossi. Ossi nie bez racji twierdzą, że po zjednoczeniu dokonała się na nich inwazja ludzi z Zachodu trzeciej i czwartej kategorii, którzy pozajmowali wszelkie stanowiska kierownicze i do dzisiaj swoją niekompetencją stanowią główny hamulec dla rozwoju landów wschodnich. Oficjalna ideologia paternalistyczna głosi, że Zachód stał się dobrodziejem dla Wschodu, natomiast w rzeczywistości Wschodowi narzucony został rozwój zależny, ze spętaniem swoich własnych możliwości promocji kadr i elit. Zachodniacy wyliczają, jak wielkie środki finansowe skierowali na odbudowę zniszczeń posowieckich i są obrażeni za brak wdzięczności ze strony wschodniaków. Z kolei wschodniacy na co dzień doświadczają, że są obywatelami kategorii B, i swoją Alternative für Deutschland dążą do przewrócenia całego niemieckiego systemu politycznego. Państwo niemieckie samo sobie zgotowało ogromne problemy, a to za sprawą zupełnie niepotrzebnej postawy paternalistycznej. A przecież zamiast paternalizmu byłoby możliwe „zwykłe” braterstwo, co wszak aż się narzuca w wypadku braci tej samej narodowości. Cudzysłów przy słowie „zwykłe” tu ma przypominać, że braterstwo jest terminem zupełnie niezwykłym dla przyjętego w Europie myślenia o tym, że trzeba brutalnie realizować własne interesy, co na zasadach dwulicowości zazwyczaj jest łączone z unijną nowomową o wartościach europejskich.
Postawa paternalizmu utrudnia temu słabszemu jego własny rozwój, w ukryty sposób krępuje jego siły. Dzieje się tak, gdyż za paternalizmem kryje się pogarda, co u słabszego wywołuje bądź to kompleksy, bądź to gniew, a obydwie te drogi to ślepe zaułki. Nie da się zrozumieć dzisiejszych polskich żądań reparacji względem Niemiec bez zrozumienia tych opisanych wyżej emocji. W pewnym uproszczeniu żądania reparacji są żądaniami, by ustała niemiecka postawa paternalizmu. Z kolei plany rządu niemieckiego, by zlikwidować weto, są skierowane głównie względem Polski jako krnąbrnego i zapóźnionego uczniaka. Obok Polski są też i Węgry, z nieco innych powodów, ale na tyle tych samych problemów kompleksów i gniewu. Rząd Niemiec chce ujarzmić Polskę, nie dostrzegając, że polski bunt zawiera w sobie ożywczą receptę na rozwiązanie problemów nie tylko całego kontynentu, ale nawet wewnętrznych problemów państwa niemieckiego.
Tak naprawdę weto wcale nie stanowi przeszkody dla podejmowania dobrych europejskich decyzji i działań. Być może tak by się mogło stać, gdyby premierem Polski był Krzysztof Bosak lub choćby Zbigniew Ziobro, jednak gdy przyjrzeć się postawie Mateusza Morawieckiego, oraz w dużym stopniu analogicznej postawie Victora Orbana czy Giorgii Meloni, uderza ogromna elastyczność i otwartość na dyskusję. Ten ostaniu rzeczownik tu zdaje się być kluczowy. Dyskusja jest podstawą demokracji ateńskiej oraz rzymskiego republikanizmu i jako taka jest fundamentem wielkości Europy. Gdy już rząd kanclerza Scholza zlikwiduje mechanizm weta i sprawi, że wszystkie europejskie rządy będą posłusznie wykonywać polecenia płynące z Berlina, zaniknie takie zjawisko, jak dyskusja.
Przeczytaj także:
Tu warto przypomnieć, że Polska, ów krnąbrny i zapóźniony uczniak, nie dość wdzięczny za otrzymywanie dobrodziejstw niemieckiej misji cywilizacyjnej, od lat protestował przeciwko gazociągom łączącym Rosję i Niemcy jako narzędziu przygotowującemu rosyjską agresję na Ukrainę oraz resztę strefy postsowieckiej. Niemcy z Polską nie podejmowały dyskusji, kwalifikując Polaków jako notorycznych rusofobów niegodnych zaufania. Analogicznie, Niemcy nie podejmowały dyskusji z Polską w sprawie migrantów. Czy rezygnowanie z dyskusji sprzyja dobru Europy? Czy sprzyja dobru samych Niemiec? A właśnie ku temu będzie zmierzać Europa federalizowania przez rząd kanclerza Scholza. To będzie Europa bez dyskusji. Gdyby za czasów Peryklesa lub Scypiona Afrykańskiego rzekomo nie tracono czasu na dyskusje, to ani Ateny, ani Rzym nie dysponowałyby zarówno doskonałą wiedzą, jak i mocnym obywatelskim zaangażowaniem.
Marek Oktaba