Od czasu tzw. Porozumienia Abrahama podpisanego 15 września 2020 roku w Waszyngtonie pomiędzy Izraelem a Zjednoczonymi Emiratami Arabskimi i Bahrajnem trwał żmudny proces normalizowania relacji pomiędzy Izraelem i światem arabskim oraz budowa nowej architektury bezpieczeństwa. W zamyśle administracji Trumpa miało to ograniczyć ekspansję Iranu w regionie oraz stworzyć fundament stabilizacji trwałego pokoju.
W efekcie migracji strategicznych interesów USA w rejon Indo-Pacyfiku odczuły to bezpośrednio najpierw Syria i Irak, a wkrótce potem Afganistan. W kontekście globalnej transformacji energetycznej i zmniejszania się roli ropy naftowej oraz innych paliw kopalnych, umacnia się pozycja gospodarcza Chin. Wprost postawiły one na walkę o pozycje lidera zielonej transformacji.
Pomimo że USA utrzymują bazy wojskowe w Bahrajnie, Katarze i Arabii Saudyjskiej, to polityczna aktywność Chin zażegnała narastający konflikt pomiędzy Arabią Saudyjską i Iranem. Jego zarzewiem były nie tylko dążenia obu krajów do dominacji w regionie, ale sytuacja w Jemenie i wokół niego.
W efekcie mniejszego zaangażowania USA w regionie Rosja wzmocniła swoją obecność militarną w Syrii, co nie jest bez znaczenia dla bezpieczeństwa militarnego Izraela. Ostatnie wydarzenia, a zwłaszcza sforsowanie bariery wokół Strefy Gazy przez bojowników palestyńskich i bezprecedensowa liczba ofiar wśród cywilnych osadników na terenach osadniczych, w połączeniu z zaskakującym brakiem skuteczności Żelaznej Kopuły, stawiają pytanie o stan bezpieczeństwa Izraela i jego obywateli.
Obecność amerykańskiej grupy uderzeniowej przesuniętej, co potwierdził w oświadczeniu sekretarz obrony, we wschodnim obszarze Morza Śródziemnego składającej się z najnowocześniejszego lotniskowca USS Gerald Ford z myśliwcami F-35, F-15 i F-16 oraz A-10 na pokładzie, krążownika rakietowego USS Normandy i czterech niszczycieli tylko te obawy potwierdza. Niektórzy obserwatorzy uważają, że efekt zaskoczenia, który osiągnęli terroryści palestyńscy to kompromitacja izraelskich służb wywiadowczych.
Zapowiedź zmasowanego kontruderzenia w Strefie Gazy rodzi uzasadnione obawy o los i bezpieczeństwo więzionych na tym terenie izraelskich żołnierzy i cywilów, a olbrzymia liczba ofiar nie pozostanie bez wpływu na radykalizację nastrojów w samym Izraelu. Już pojawiają się głosy o konieczności powołania rządu jedności narodowej. Jednak taka perspektywa oznacza kolejne koncesje na rzecz radykałów. Warto podkreślić, że wcześniej doprowadziło to do wielotygodniowych niepokojów i masowych protestów na ulicach izraelskich miast.
W tle pozostają obawy państw europejskich o stabilność dostaw gazu ziemnego, w tym izraelskiego. Do jego transportu wykorzystywane są m.in. instalacje egipskie, które stanowiły w ostatnim czasie rekompensatę dla redukcji dostaw z innych kierunków, skutkiem sankcji nałożonych na Rosję. W tle rośnie obawa o nasilenie fali migracyjnej, bo Izrael wstrzymał dostawy prądu i paliw do Strefy Gazy.
Wobec braku w amerykańskim prowizorium budżetowym zapowiedzi dalszego finansowania pomocy dla Ukrainy, w obliczu ograniczonych możliwości Europy w tym zakresie i spodziewanego zwiększenia zaangażowania USA we wsparcie Izraela, szanse Rosji na przedłużanie konfliktu (nawet za cenę dalszych ofiar) znacząco wzrastają. Poza wymiarem militarnym rzecz cała oddziałuje na morale, nie tylko państw europejskich, ale i w samej Ukrainie. Kurczące się zasoby ludzkie i rosnąca liczba ofiar cywilnych, nie pozostają bez wpływu na nastroje ukraińskiego społeczeństwa. Tym samym presja na zakończenie konfliktu będzie wzrastać.
Globalizacja sprawiła, że świat jest systemem naczyń połączonych. Fakt, że Iran jest głównym sponsorem Hamasu, nie pozostaje bez związku ze wsparciem militarnym udzielanym Rosji, która z kolei animuje irański program militarny. W tle pozostaje kolejne submocarstwo atomowe, którym są Indie. Od dawna pozostają one w bliskich relacjach z Izraelem, za sprawą wspólnego dla obu krajów zagrożenia ze strony Pakistanu.
Trudno sądzić, że dominująca rola USA w wymiarze militarnym pozwoli w dłuższym horyzoncie czasowym na pełne zaangażowanie sił i środków w Europie, na Bliskim Wschodzie i Cieśninie Tajwańskiej. W tej chwili priorytetem pozostaje Izrael, ale ewentualna eskalacja napięcia wokół Tajwanu będzie zagrożeniem dla i tak chwiejnej architektury globalnego bezpieczeństwa. Również w kontekście pojawiających się głosów o potrzebie reformy Rady Bezpieczeństwa ONZ. Chiny zręcznie wykorzystują rosnące napięcia, jako że wprost mówią o potrzebie utworzenia Państwa Palestyńskiego w momencie agresji Hamasu na terytorium Izraela.
Przeczytaj także:
Także Europa nie powinna spać spokojnie, gdyż narastające napięcie pomiędzy Serbią a Kosowem, czy sytuacja wokół Mołdawii czynią ten rejon potencjalnym źródłem kolejnych konfliktów, niekoniecznie w pełnoskalowym wymiarze. Rosja z wprawą wytrawnego szachisty wykorzystuje drobne z pozoru animozje do odwracania uwagi od faktycznych celów swojej długofalowej strategii, która pozostaje niezmienna. Służy temu m.in. zapowiedź dostaw Hamasowi zachodniej broni, zdobytej na Ukrainie. Celem Kremla jest przekonanie zachodniej opinii publicznej, że sprzęt dostarczany Ukrainie jest sprzedawany przez Kijów islamskim organizacjom terrorystycznym. Putin chce osłabiać jedność zachodnich demokracji, rozgrywać partykularne interesy, podsycać ruchy populistyczne i resentymenty w imię swoich imperialnych rojeń. Z pewnością wojna w Izraelu uszczupli sojuszniczą pomoc dla obrońców Ukrainy.
Sobotnie burdy band imigrantów w centrach zachodnich stolic, świętujących chwilowy sukces Hamasu w Izraelu, to poważne ostrzeżenie dla Europy. Terroryści islamscy ukryci wśród kolejnych grup imigrantów, już niedługo mogą skutecznie zdemolować europejski spokój.