„Oczywiście wspieramy Ukrainę. Problem polega na tym, że kiedy rozmawiamy z Ukraińcami o naszych problemach, oni zawsze odpowiadają: wy liczycie nasze kurczaki i tony pszenicy, a my liczymy naszych zabitych” – powiedziała Christiane Lambert, dawna szefowa FNSEA, a obecnie przewodnicząca Comité des Organisations Professionnelles Agricoles, jednego z największych europejskich związków rolników. Zwraca ona uwagę na dużą skalę problemów, jakie powodują w Unii ukraińskie produkty rolne.
Problem ten nie ogranicza się tylko do unijnych sąsiadów Ukrainy, czyli Polski i Węgier. Nawet tak lojalni sojusznicy Ukrainy, jak Litwa i Łotwa przekonali się na własnym przykładzie, że ukraińskie rolnictwo może być problematyczne, kiedy tanie mleko z Ukrainy zalało ich rynki, obniżając cenę tego produktu o połowę. Podobne problemy miała Holandia z ukraińskim drobiem i jajami. Teraz ukraiński drób zalewa francuski rynek, a miękka pszenica z Ukrainy trafia do Włoch.
„Mamy do czynienia z efektem domina” – powiedziała Irène Tolleret, eurodeputowana z Renew i członkini Komisji Rolnictwa i Rybołówstwa Parlamentu Europejskiego.
Ogłoszenie wiosną ubiegłego roku zniesienia cła na ukraińskie produkty wwożone do Unii Europejskiej zostało powitane aplauzem. Tylko kilku dyplomatów zachowało sceptycyzm i przestrzegało ukraińskich sąsiadów przed ryzykiem grożącym ich rolnikom. „Zostaliśmy uraczeni dziesięciominutową polską diatrybą przeciwko wszystkim tym, którzy chcą zadźgać ukraińskich bohaterów” – wspomina jeden z nich.
Ale nawet ci dyplomaci nie wiedzieli, jak wiele problemów z tego wyniknie. Nie tylko Polska, Węgry, Słowacja, Bułgaria i Rumunia, czyli najbliżsi europejscy sąsiedzi Ukrainy, zostali zalani zapasami zza wschodniej granicy – dotyczyło to także innych państw członkowskich.
Ukraińskie produkty są dużo tańsze niż europejskie, powstał więc efekt substytucji, który w konsekwencji oznaczał dużo wyższe ceny dla ukraińskich klientów końcowych. Jednocześnie europejskich rolników dotknął spadek cen, który wynikał ze wzrostu zapasów.
Należy jednak przyznać, że Komisja nie miała zbyt wielkiego pola manewru – Ukraina jest trzecim co do wielkości eksporterem zbóż na świecie, a zablokowanie transportów przez Morze Czarne wymusiło transport przez Unię Europejską, skąd zboża miały trafiać do klientów w Afryce, Azji i na Bliskim Wschodzie. Gdyby Komisja nie zdecydowała się na zniesienie cła, mogłaby wywołać globalny kryzys żywieniowy.
Inną kwestią było zapewnienie funkcjonowania ukraińskiej gospodarce. Im dłużej i lepiej będzie ona działała, tym mniej środków będzie koniecznych w ramach wsparcia i odbudowy kraju.
Komisja zdawała sobie jednak sprawę z ryzyka, jakie ponosi. By mu przeciwdziałać, Bruksela starała się stworzyć szczelne korytarze pozwalające na transport ukraińskich produktów rolnych do odbiorców końcowych bez rozprzestrzeniania ich po drodze na europejskich rynkach. Jednak wdrożenie takich kanałów jest trudne, zwłaszcza że Rosja aktywnie stara się cały proces komplikować, na przykład sprzedając własne zboże do innych krajów, w tym przede wszystkim Egiptu.
Decyzja o zniesieniu ceł na ukraińskie produkty została podjęta nieco ponad rok temu, a niedawno zdecydowano o wydłużeniu okresu bezcłowego do czerwca 2024 r. (kiedy będą miały miejsce wybory europejskie). Sytuacja jednak ciągle się komplikuje. Chcąc chronić krajowe rynki, Polska, Węgry i Słowacja zablokowały ukraińskie zboża, naruszając w ten sposób unijne zasady. Ukraina zagroziła, że wniesie przeciwko nim sprawę do Światowej Organizacji Handlu. Gdyby tak się stało, to Komisja Europejska reprezentowałaby w tym sporze interesy trzech państw członkowskich.
W innych państwach unijnych narasta zaś niezadowolenie rolników, na co wskazują rolnicze związki zawodowe. Dzieje się to jednak z pewną ostrożnością, by nie przekreślać jednocześnie konieczności wspierania Ukrainy. Niemniej związki mówią o poważnych problemach.
„Import kurczaków z krajów trzecich wynosił 15 proc. w 2018 r. W tym roku osiągnie ponad 25 proc. W ciągu pierwszych sześciu miesięcy tego roku z Ukrainy sprowadzono 120 tys. ton, w porównaniu z 70 tys. ton w tym samym okresie w 2022 r. i 40 tys. ton w ciągu pierwszych sześciu miesięcy 2021 r. Nie możemy zapominać, że branża drobiarska właśnie wychodzi z kryzysu zdrowotnego” – mówi Yann Nedelec, dyrektor Anvol. „Zaczynamy podnosić głos. W ciągu ostatniego roku cena importowanej pszenicy miękkiej wzrosła o 300 proc.” – komentuje Paolo Di Stefano, reprezentant Coldiretti, największego włoskiego związku zbożowego.
Niedawno Coldiretti wydał komunikat prasowy, w którym nawoływał do „uważnego monitorowania korytarzy solidarności, aby zapewnić, że produkty docierają do kraju przeznaczenia”.
O podobnych kwestiach zaczął mówić niemiecki związek zawodowy DBV. Przedstawiciele związków nabierają przekonania, że europejska pomoc nie jest faktycznie skierowana do drobnych ukraińskich rolników, ale działających w tym kraju gigantów „należących do oligarchów i notowanym na Cyprze”. Przykładem jest MHP, który odpowiada za prawie cały eksport przez Unię i jednocześnie zwiększa swoją działalność na terenie UE.
Przeczytaj także:
- Polska, broniąc naszych rolników, nie łamie Europejskiej solidarności z Ukrainą
- Prawdziwa twarz Ukrainy
Za związkami idą niektórzy ministrowie. W lipcu francuski minister rolnictwa Marc Fesneau zauważył problem ukraińskich jaj i drobiu, namawiając przy tym do opracowania bardziej realnej strategii ogólnej. Swoje zaniepokojenie destabilizacją sektora rolniczego wyraził także włoski minister rolnictwa Francesco Lollobrigida.
Kwestia ukraińskiego rolnictwa jest jedną z zasadniczych, jakie należy uregulować przed ewentualnym wejściem Ukrainy do Unii Europejskiej. Jednak pokazuje także, jaki potencjał posiada jeden z największych światowych potentatów rolnych.