W tym kontekście deklaracje Joe Bidena i jego ostrzeżenia przed koniecznością bezpośredniego zaangażowania amerykańskich żołnierzy w przypadku, gdy Rosja zaatakuje któregokolwiek z europejskich sojuszników USA, pozostają bez echa.
Wprawdzie obserwatorzy zgodnie twierdzą, że do Bożego Narodzenia powinien się wyłonić konsensus, to nie zmienia faktu, że obecnie rozmiary pomocy osiągnęły najniższy poziom od początku rosyjskiej agresji, co nie wróży dobrze sytuacji na froncie. Optymizm deklarowany przez gen. Mieczysława Bieńka (byłego zastępcy Dowódcy Strategicznego NATO ds. Transformacji) oznacza jedynie nadzieje na utrzymanie przez Ukraińców dotychczasowych pozycji i zatrzymanie Rosjan na linii Dniepru.
Taka sytuacja nie oznacza jednak, że Ukraina wytrzyma zimę w obliczu nasilających się ataków z powietrza na infrastrukturę krytyczną, a cóż dopiero mówić o utrzymaniu eksportu zboża. W czwartek 7 grudnia rosyjskie drony zaatakowały infrastrukturę portową w obwodzie odeskim. Kolejni cywile zostali zabici w wyniku ostrzału rejonu chmielnickiego. Z Awdijiwki, gdzie Rosjanie skoncentrowali znaczne siły, zostały ruiny i zgliszcza, a zmasowany ostrzał odcina od dostaw nielicznych ocalałych cywilów. Jednak powtórzenie scenariusza znanego z Bachmutu, pomimo determinacji obrońców wydaje się wielce realne.
W związku z obstrukcją producentów, na którą rząd federalny jakoby nie ma wpływu, Niemcy nadal więcej obiecują, niż realnie dostarczają. Jeszcze wiosną kanclerz Olaf Scholz obiecywał pakiet dostaw uzbrojenia wart 2,4 mld euro. Tymczasem ze 110 obiecanych czołgów Leopard 1 dotarło 10, obronę powietrzną zasiliło wprawdzie 12 samobieżnych baterii Gepard, choć miało ich być 18. Z transporterów opancerzonych typu Marder, jedynie 20 dostarczono jeszcze w maju, a oprócz dwóch zrealizowanych dostaw systemów obrony przeciwrakietowej IRIS-T, Ukraina nadal oczekuje na kolejne cztery.
Sprawa amunicji artyleryjskiej (a raczej jej braku) jest powszechnie znana i tylko w przypadku Niemiec oznacza, że zamiast deklarowanych 26350 sztuk, dostarczono 850. Tylko racje żywnościowe zrealizowano w pełnym zadeklarowanym wymiarze tj. 11000 sztuk. Skoro jednak Niemcy, to drugi po USA dostawca broni dla Kijowa, a wartość wsparcia naszych zachodnich sąsiadów przekroczyła 17 mld euro, oznacza to tylko tyle, że już niebawem Ukraina nie będzie dysponowała możliwościami skutecznej obrony.
Jak informuje amerykański „Wall Street Journal”, Niemcy wstrzymały obiecane dostawy rakiet manewrujących dalekiego zasięgu Taurus z uwagi, na fakt, że ich zaawansowanie techniczne wymagałoby wsparcia ukraińskiej obsługi naziemnej, specjalistami z Niemiec, a Berlin chce zdecydowanie tego uniknąć. Jak to ujęto, „przeszkody techniczne i polityczne opóźniają dostawy”.
W tym samym czasie obserwujemy wizyty Putnia w kolejnych Bliskowschodnich Krajach, gdzie zabiega on o intratne kontrakty dla rosyjskich firm, gdyż wojna na taką skalę wymaga znacznych nakładów finansowych. Z kolei rzecznik kanclerza Niemiec mówi, że „obecnie nie ma bezpośredniego planu przekazania rakiet Taurus na Ukrainę”. Dostawy mogą być zatwierdzone, o ile USA wyślą porównywalną broń. Jednak nie ma na to środków finansowych. W każdym razie na obecną chwilę.
Telekonferencja Wołodymyra Zełenskiego z przywódcami państw Grupy G7 niewiele zmieniła, a do planowanego, tajnego spotkania w Kongresie nie doszło, jak twierdzi część obserwatorów, nie tyle z powodów logistycznych, ile z racji sytuacji wewnętrznej, bo tak w armii, jak i w elitach władzy, prezydent nie ma jedynie zwolenników. Nawet gdyby Niemcy zdecydowali o zmianie stanowiska, przeszkolenie ukraińskiej obsługi Taurusa to minimum trzy miesiące ćwiczeń, ale przy założeniu, że programowanie pocisków ma się odbywać na terytorium Ukrainy. W takiej sytuacji nieodzowny byłby udział żołnierzy Bundeswehry.
Japonia, która istotnie zrewidowała własną politykę obronną, także czynnie wspiera Ukrainę i jej potencjał, wysyłając drony, kamizelki kuloodporne, lornetki, racje żywnościowe, namioty, zaopatrzenie medyczne, a nawet mundury zimowe. Wartość tej pomocy szacuje się na blisko 2 miliardy USD. Niestety, to zaledwie kropla w morzu potrzeb.
Kluczowe pozostaje stanowisko USA. Zdaniem Prezydenta Bidena „zwycięstwo Rosji nad Ukrainą, umożliwi Moskwie zaatakowanie sojuszników NATO i może wciągnąć USA w wojnę”. Zwracając się do Republikanów wskazał, że uchwalenie dodatkowych funduszy dla Ukrainy „nie może czekać”, bo oznacza to trwanie przepychanek i targów do czasu „zanim Kongresmeni udadzą się na przerwę świąteczną”. Dramatyzm sytuacji wynika z faktu, że do połowy listopada Departament Obrony wykorzystał 97 proc. z 62,3 miliarda dolarów dodatkowego finansowania, natomiast Departament Stanu wyczerpał limit środków przydzielonych na pomoc wojskową w kwocie 4,7 mld USD.
Tym samym organy odpowiedzialne za uzupełnianie zapasów broni dysponują kwotą mniejszą niż 1 miliard dolarów, twierdzi Shalanda Young – dyrektor ds. budżetu USA. Tym samym producenci broni, rząd USA i sama Ukraina stali się zakładnikami bezpieczeństwa granicy z Meksykiem. Republikanie w Izbie Reprezentantów i Senacie optują za dalszym finansowaniem budowy muru, co ma służyć realizacji polityki byłego prezydenta Donalda Trumpa, w myśl której ubiegający się o azyl, pozostawaliby w Meksyku do czasu rozpatrzenia ich wniosku.
Najnowszy pakiet dostaw sprzętu i uzbrojenia o wartości 175 milionów dolarów ogłoszony przez Departament Stanu 6 grudnia, wyczerpał wcześniej zaplanowane środki finansowe poza dodatkowym pakietem pomocy. Jak potwierdził Antony Blinken, najnowszy pakiet zbrojeniowy „będzie jednym z ostatnich”, do czasu rozpatrzenia przez Kongres pilnego wniosku o finansowanie.
Tymczasem Putin już stroi się w piórka zwycięzcy i zapowiada, że będzie ubiegać się o kolejną prezydenturę na Kremlu. Zachód ogarnęła już radosna gorączka przedświątecznych zakupów i ekologiczne uniesienie po kolejnym szczycie klimatycznym. Oby nie były to ostatnie, tak beztroskie Święta dla naszej cywilizacji.