fbpx
8 listopada, 2025
Szukaj
Close this search box.

"Każdy rząd pozbawiony krytyki jest skazany na popełnianie błędów"

Rośnie przepaść majątkowa między Amerykanami a Europejczykami

Redakcja
Redakcja

Nowy Świat 24 | Redakcja

Pierwszą istotną różnicą między rynkiem europejskim i amerykańskim jest fakt, że na tym drugim spółki technologiczne stanowią podstawę rynku akcji już od mniej więcej dwudziestu lat. To aż 38 proc. amerykańskiego indeksu S&P 500, którego wartość wyceniana jest obecnie na około 36 bln euro. Tymczasem w przypadku strefy euro spółki technologiczne to tylko 13 proc. kapitalizacji rynkowej. Jej łączna kapitalizacja wyceniana jest na 4,8 bln euro, jednak składają się na nią przede wszystkim małe i średnie banki, przemysłowe konglomeraty i akcje o niskim wzroście wartości. Widać to w takich miejscach, jak Hiszpania, gdzie aż trzy czwarte rynku akcji stanowią firmy należące do klasycznych sektorów, takich jak przemysł, finanse czy usługi użyteczności publicznej.

Czy możemy się jednak dziwić, jeśli weźmiemy pod uwagę, że innowacyjne sektory – od mediów społecznościowych po elektryczne skutery – są w Europie regulowane unijnymi przepisami? Działanie Brukseli sprzyja stagnacji gospodarczej w ten sposób, że zniechęca przedsiębiorców i inwestorów do wybierania dynamicznych i innowacyjnych sektorów. Podobnie z już istniejącymi gigantami technologicznymi, na których Unia nakłada grzywny i zniechęca do inwestowania w Europie.

Druga kwestia to portfele inwestycyjne obywateli. W Stanach Zjednoczonych inwestowanie oszczędności jest powszechne, a dużym powodzeniem cieszą się akcje. To napędza wzrost. Aż 43 proc. majątku amerykańskich gospodarstw domowych stanowią akcje i opcje emerytalne o odrodzonej płatności podatku. W Europie sytuacja wygląda jednak gorzej – akcje stanowią tylko 12,6 proc. majątku Niemców, 23,6 proc. majątku Francuzów i 23,8 proc. majątku Włochów. Najlepiej pod tym względem na Starym Kontynencie wypadają Hiszpanie z 30 proc. aktywów gospodarstw domowych w akcjach, jednak i im sporo brakuje do Amerykanów. Wspomniane wcześniej fundusze emerytalne także cieszą się w Europie mniejszą popularnością.

Ta różnica nie jest dziełem przypadku. W USA w latach 70. przeprowadzono szereg reform korzystnych dla drobnych inwestorów. Obniżono koszty transakcji, zmniejszono opłaty inwestycyjne. Dzięki tym reformom powstało także wiele funduszy inwestycyjnych oraz funduszy typu ETF (exchange-traded funds). Jednocześnie, kiedy inwestycje w akcje stawały się w Stanach jednocześnie opłacalne i modne, obywatele europejscy trwali przy stałych dochodach i gotówce. Dzisiaj różnice te widać wyraźnie w kształcie rynkowych ekosystemów: Amerykanie mają banki, brokerów, wolnych agentów i konsultantów inwestycyjnych, a Europejczycy w tym zakresie w większości polegają na bankowości. Ten brak konkurencji sprawia, że koszty kapitałowe są na wyższym poziomie, dostęp do rynków jest bardziej utrudniony, a konkurencja w obrębie segmentu detalicznego – niewielka.

Na dodatek rynki publiczne w Europie są rozłączne, giełdy niejednorodne, centra rozrachunkowe i izby rozliczeniowe różne. Europejski ekosystem inwestycyjny jest zatem nadmiernie zbiurokratyzowany, zarówno na poziomie unijnym, jak i na poziomie (różniących się od siebie) przepisów lokalnych. W USA wszystko jest zwyczajnie prostsze.

Tak sytuacja wygląda na rynkach publicznych, ale trzecią istotną różnicę stanowi kształt rynków prywatnych. To na nich działają spółki nienotowane na giełdzie, które chętniej podejmują większe ryzyko, a zatem napędzają innowacje. Oczywiście wiele bardzo innowacyjnych firm nie odnosi sukcesów, ale niektórym się udaje, a wtedy odnotowują olbrzymi wzrost – jak praktycznie wszyscy nowi amerykańscy giganci, którzy osiągnęli sukces w ostatnich 30 latach.

Ruchy na rynkach prywatnych (fuzje, przejęcia, pierwsze oferty publiczne) ułatwiają banki inwestycyjne, które gromadzą ogromne kapitały od firm ubezpieczeniowych i funduszy emerytalnych. W USA jest ich bardzo dużo. Jeśli sprawdzimy listę 10 największych inwestorów w spółki nienotowane na giełdzie z roku 2022, zobaczymy na niej aż ośmiu graczy amerykańskich i… zero, europejskich. Niechęć Europejczyków do takich inwestycji to wynik między innymi przepisów Solvency II, które zniechęcają europejskich ubezpieczycieli do udziału w spółkach nienotowanych na giełdzie.

Oczywiście w USA też istnieje system regulacji, ale są one jasne, przejrzyste i skonstruowane tak, że zachęcają do ryzykowania. W Europie odwrotnie: system jest tak niejasny, że odstrasza od rynków nienotowanych na giełdzie. To kolejny powód, dla którego Stany wprowadzają tak dużo innowacji w porównaniu do Europy.

Zwróćmy jeszcze uwagę na kwestie energetyczne. USA to jeden z największych globalnych producentów ropy naftowej i gazu ziemnego. To działa na korzyść amerykańskiego przemysłu. Europa sięga po odnawialne źródła energii, ale obwarowuje je różnymi przepisami i tworzy spore trudności. Obieranie za priorytet kwestii środowiskowych tworzy wiele problemów i niedoborów, które mogą destabilizować cały system.

Pozostaje jeszcze kwestia godzin pracy. W Europie coraz częściej pojawiają się postulaty zmniejszenia liczby godzin spędzanych w pracy, choć już teraz jest ona stosunkowo niska. Średnia europejska w 2022 r. wyniosła bowiem (według OECD) 1571 godzin. Hiszpanie spędzali w pracy przeciętnie 1644 godziny, Francuzi 1511, a Niemcy zaledwie 1341 godzin. Tymczasem amerykańska średnia to 1811 godzin. Sceptycy, którzy uważają, że długość czasu pracy nie przekłada się na produktywność, będą musieli w jakiś sposób wyjaśnić, dlaczego Hiszpania – z tak dobrym na tle reszty Europy wynikiem – jest dziś jedną z najszybciej rozwijających się gospodarek Unii. Praktyka pokazuje bowiem, że liczba godzin spędzanych w pracy przekłada się na efekty w postaci wzrostu – i widać to nie tylko po Hiszpanii, ale przede wszystkim po Stanach Zjednoczonych.

Przeczytaj także:

Znaczenie mają też płace oraz nakładane na nie podatki. Od 2019 r. płace w Stanach Zjednoczonych – skorygowane o inflację – wzrosły o 6 proc. W Hiszpanii czy we Włoszech spadły o 3,5 proc., niewiele mniejszy spadek – o 3 proc. – miał miejsce w Niemczech. Widać zatem wyraźnie, że przepaść majątkowa między Amerykanami a Europejczykami rośnie, a biorąc pod uwagę okoliczności, które ją kształtują, tendencja ta może się utrzymać przez długi czas.

Przeczytaj także:

NAJNOWSZE: