fbpx
10 listopada, 2025
Szukaj
Close this search box.

"Każdy rząd pozbawiony krytyki jest skazany na popełnianie błędów"

Nauka, czyli religia XXI wieku

Kamil Goral
Kamil Goral

Nowy Świat 24 | Redakcja

W zasadzie od okresu oświecenia, poprzez pozytywizm aż do czasów współczesnych prześledzić można jak wzrastało znaczenie nauki. Oświecenie atakowało metafizyczne badania średniowiecza, ówcześni myśliciele uważali, że scholastyczna metoda niewiele wnosi do ludzkiego poznania i poszukiwania trzeba zacząć gdzie indziej. Byli zafascynowani naturą i jej poznawaniem. Do tego uznawali, że tylko badania empiryczne mogą nam coś powiedzieć o świecie. Człowiek czyniąc pożytek z rozumu powinien poddawać świat obserwacji, poprzez indukcję uogólniać i matematyzować wypracowane wnioski. W ten sposób osiągnie wiedzę, dzięki której będzie poddawał sobie świat i rozwiązywał problemy, przed którymi stoi ludzkość. Pochwały metody Newtonowskiej, podejście mechanistyczne i matematyczne i zwrot ku rzeczywistości materialnej. Taki paradygmat wyznaczał narodziny współczesnej nauki. Podobnym tropem szedł pozytywizm. Powszechne odrzucenie metafizyki i spraw duchowych nie spowodowało jednak zaniku religijnego napięcia. Pojawił się kult rozumu, to potężne narzędzie, z którego rzekomo ludzie w czasach średniowiecza bali się korzystać, teraz miało być w pełni zastosowane. Naukowcy zyskali potężny autorytet. Wszak postęp techniki jest niezaprzeczalny. Zaś prymat tego co namacalne, pozwolił uznać te zdobycze za dowód wyższości nauki nowożytnej nad religią i dociekaniami filozoficznymi.

Sprawa zaczęła się komplikować, kiedy nauka coraz bardziej przekraczała swoje kompetencje. Niektórzy badacza zaczęli nawet twierdzić, że dzięki niej można zakwestionować prawdy teologiczne. Nie stworzenie ex nihilo tylko wielki wybuch, ewolucja itp. To wszystko ma nam lepiej tłumaczyć świat niż nauki płynące z Pisma Świętego. Innymi słowy nauka postanowiła zastąpić teologię także poprzez gotowość do odpowiedzi na pytania egzystencjalne, dotyczące pochodzenia człowieka, jego natury i celu życia. Czyniono to i czyni się poprzez wątpliwe teorie kosmologiczne czy biologiczne, ich nachalne lansowanie można wręcz przypisać właśnie ateistycznemu zacięciu ich wynalazców i promotorów. Tak rozumiana nauka miała rzekomo uwznioślać człowieka, dowartościować rozum i pokazać, że posługując się nim istnieje możliwość wyjścia z dzieciństwa filozoficznych spekulacji. Jak jest w praktyce? Okazuje się, że zupełnie odwrotnie. Człowiek nie jest już uprzywilejowany w świecie materialnym. Jest jedynie produktem ewolucji, przypadku, który jakimś dziwnym zrządzeniem doprowadził do powstanie naszego gatunku. Faktycznie jednak nie przysługuje nam żadna wyjątkowa godność. Jeśli jedynym źródłem naszego istnienia jest materia, człowiek jest tylko jej wytworem tak jak wszystkie inne istoty żyjące. Czym zatem ma się różnić od kury, ślimaka czy ogórka. To są proste wnioski, których dostarczają te „naukowe odkrycia”. I widać to gołym okiem, kiedy o dziecku nienarodzonym mówi się, że to zlepek komórek, zaś roni się łzy nad zagrożonym wycinką lasem i poszkodowanym przy tej okazji lisem czy dzięciołem. Poczęcie człowieka to już nie cud, w który zaangażowany jest Stwórca. To ma być tylko procedura w laboratorium.

Zachłyśnięcie nauką może mieć zatem wymiar bardzo niebezpieczny. Oczywiście nie chodzi o to, abyśmy zrezygnowali ze zdobyczy techniki i przesiedli się na pojazdy zaprzęgowe. Chodzi o wskazanie, że nauka ma swoje granice i nie na wszystkie pytania człowieka może odpowiedzieć. Na wiele z nich, tych fundamentalnych, nie zna ona i nigdy nie pozna odpowiedzi. Człowiek zamknięty na transcendencję, uwięziony w materialistycznej powłoce okalecza sam siebie. Pozorna wolność, którą na niby uzyskuje, skazuje go faktycznie na niewolę instynktów. Wszak, skoro nie różnimy się od zwierząt, to powinniśmy działać jedynie pod wpływem bodźców. Nic więcej.

Człowiek to dusza i ciało. Tymczasem wpaja się nam, że jesteśmy wyłącznie materią i tej materii powinniśmy ulegać, dając się jej kształtować. W tym ujęciu nauka, która miała być triumfem humanizmu pełni rolę kompletnie dehumanizującą. Konsekwencje tego podejścia były w historii opłakane, wydaje się, że grozi nam jej powtórka.

Przeczytaj także:

NAJNOWSZE: