Ewentualny powrót Donalda Trumpa do Białego Domu może się okazać problemem dla Europejczyków, gdyż mógłby on zagrozić kolektywnej obronie na Starym Kontynencie. 10 lutego były prezydent podczas swojej kampanii wyborczej zasugerował, że Stany Zjednoczone odmówią pomocy tym członkom Paktu Północnoatlantyckiego (NATO), którzy nie wydają wystarczająco dużo na swoją obronę. Dotyczy to potencjalnego rosyjskiego ataku. Europejski ambasador przy NATO stwierdził, że Trump „atakuje serce i duszę Sojuszu, jego klauzulę solidarności”.
To byłby koniec NATO
Pakt Północnoatlantycki w tym roku w lipcu będzie obchodzić 75. rocznicę powstania. Co się jednak stanie, jeśli USA się z niego wycofają? Czy Europa w takiej sytuacji będzie w stanie zapewnić sobie obronę? Odpowiedź na te pytania nie napawa optymizmem.
Bez Stanów Zjednoczonych sojusz przestałby mieć sens. Byłby to jego koniec. W pojedynkę kraje europejskie nie miałyby ani zasobów, ani logistyki, ani sprzętu, aby utrzymać wiarygodną postawę odstraszania i obrony przed Rosją.
Nie chodzi tu nawet o liczbę amerykańskich żołnierzy stacjonujących w Europie ani o ilość ciężkiego sprzętu, jak to miało miejsce w czasach zimnej wojny – tłumaczy Camille Grand z Europejskiej Rady Spraw Zagranicznych (ECFR). Wyjaśnia, że w obecnych realiach najistotniejsza jest bowiem „pomoc w zakresie wywiadu, rozpoznania i obserwacji, strategicznego transportu lotniczego, tankowania w powietrzu, głębokiego uderzenia, obrony przeciwlotniczej, a także obserwacji i komunikacji w przestrzeni kosmicznej”. A jednak, pomimo uruchomienia programów mających na celu zaspokojenie tych potrzeb, Europejczycy wciąż sobie z tym nie radzą.
Ochrona nuklearna
„Z operacyjnego punktu widzenia te europejskie niedociągnięcia wzmocniły zależność Europy od Waszyngtonu, nawet w zakresie podstawowych zadań wojskowych i operacji, w przypadku których Europejczycy powinni aspirować do samodzielnego wykonywania” – wynika z raportu Centrum Studiów Strategicznych i Międzynarodowych (CSIS) na temat transformacji europejskiej obrony.
Nie na tym kończy się jednak istotna rola USA. Oferują bowiem Europejczykom jeszcze dwie inne korzyści. Pierwszą z nich jest parasol nuklearny. Mimo że debata na temat rozszerzenia francuskiego odstraszania nuklearnego na cały Kontynent została niedawno wznowiona, to „Francja nie byłaby w stanie zastąpić Stanów Zjednoczonych, ani wyposażyć sojuszniczych samolotów we francuskie bomby” – twierdzi Grand. No i oczywiście arsenał Francji jest niewspółmierny do amerykańskiego.
Grand nie pozostawia złudzeń. „Zdolność do szybkiego rozmieszczenia dużej ilości wysoko wyszkolonych sił w razie potrzeby nie jest dziś możliwa bez Stanów Zjednoczonych. W praktyce Stany Zjednoczone są obecnie jedynym krajem, który dysponuje kompletnym zestawem sił” – wyjaśnia.
Może dojść do wojny
Obecna sytuacja nie napawa optymizmem. „Pokój nie jest już czymś oczywistym, nawet jeśli konfliktu nie będzie jutro, musimy przygotować się na wojnę z Rosją” – ostrzegł 19 stycznia admirał Rob Bauer, przewodniczący Komitetu Wojskowego NATO. Naczelny dowódca szwedzkich sił zbrojnych też nie pozostawia złudzeń. „Wojna Rosji przeciwko Ukrainie jest tylko etapem, a nie celem samym w sobie” – powiedział Micael Byden 24 stycznia.
Nie inne są nastroje w Polsce, Niemczech i Danii. Tu również podnosi się możliwość rosyjskiego ataku na jeden z krajów Sojuszu. Co prawda, według różnych źródeł dyplomatycznych, Rosja potrzebowałaby od czterech do ośmiu lat na ponowne wyposażenie się po wojnie na Ukrainie, ale to wbrew pozorom bardzo krótki okres dla armii Europy na zbudowanie swojej siły.
Za mało pieniędzy
Na silną armię potrzebne są duże środki. Tymczasem tylko jedenastu z trzydziestu jeden sojuszników osiągnęło próg 2 proc. PKB na wydatki obronne do 2022 r., czyli próg ustalony przez NATO na szczycie w Walii w 2014 r. Kwatera główna Sojuszu zapewnia jednak, że do końca roku będzie to już około 20 państw. Niemcy i Holandia zapewniają, że cel ten zostanie osiągnięty jeszcze w tym roku.
Europejczycy zainwestowali około 240 mld euro w obronność w 2022 r. To 1,5 proc. ich PKB i by osiągnąć próg 2 proc., trzeba dodać jeszcze około 80 mld euro. Jednak cel powinien być wyższy. Oszacował to w niedawnym badaniu Daniel Fiott, specjalista ds. obronności na Vrije Universiteit Brussel. Jego zdaniem fundusze na obronność powinny się mieścić w przedziale od 300 do 400 mld euro rocznie. Uważa on też, że „gdyby Rosja wygrała na Ukrainie, potrzeby byłyby jeszcze większe”. A w przypadku wycofania się Stanów Zjednoczonych z Europy, „powinniśmy dążyć do wydatków na poziomie 4-5 proc. PKB” – twierdzi ekspert.
Przeczytaj także:
- USA/ Biden: słowa Trumpa o NATO szokujące, niebezpieczne i antyamerykańskie
- USA/ Senator republikanów: musimy przyznać, że Putin nie przegra wojny na Ukrainie
- Prezydent Duda w BBC: nie wierzę, że Rosja zaatakuje jakikolwiek kraj NATO
Grand zauważa, że program Trumpa dla NATO „pozostaje słabo zrozumiany”. Otaczające go think tanki promują ideę swoistego zamknięcia Sojuszu poprzez ograniczenie amerykańskich zobowiązań.
Co zdecyduje Trump w przypadku kryzysu w Europie? – pozostaje pytaniem bez odpowiedzi. „Cokolwiek więc stanie się ze Stanami Zjednoczonymi, Europa musi przygotować się do przejęcia większej odpowiedzialności za obronę Kontynentu” – podsumowuje brukselski dyplomata.