„Głosuję na Donalda Trumpa w listopadzie” – poinformował swoich fanów Ben Shapiro. Dalej tłumaczył, dlaczego podjął taka właśnie decyzję: „Donald Trump jest człowiekiem stojącym między Ameryką a drugą kadencją Joe Bidena, a druga kadencja Joe Bidena oznacza, że Ameryka jest w głębokich tarapatach. To takie proste”.
Wcześniej Shapiro był ostrym krytykiem Trumpa, uważając go za „ułomną istotę ludzką”. Dziś jest jednak gotów dołożyć swój głos do jego zwycięstwa, tak bardzo obawia się dalszych rządów Bidena. Nie widzi bowiem innej alternatywy.
Podobne dylematy przeżywają obecnie wyborcy we wszystkich zachodnich liberalnych demokracjach. Polaryzacja jest zjawiskiem nieuniknionym w sferze rywalizacji wyborczej. Dziś jednak podział jest mocno wyostrzony. Ludzie, dążąc do tego „aby prawica nie rządziła” lub „aby lewica nie rządziła”, są gotowi głosować na starców, terrorystów, a nawet szaleńców i przestępców, byleby reprezentowali opcję przeciwną. W tej sytuacji lewica ucieka się do takich skrajności, jak kultura woke, prawica natomiast przyjmuje postulaty starej socjaldemokratycznej lewicy.
Błędne drogi prawicy
Pojęcia „lewica” i „prawica” są już niemal archaiczne, kojarzą się z zimną wojną, ew. końcem ubiegłego stulecia. Dziś przekonfigurowały swoją narrację.
Lewica wręcz wymyśliła siebie na nowo. Zmianie uległ całkowicie jej podmiot polityczny oraz strategia walki. „Sixtiesism, relatywizm, identytaryzm, dekolonizacja i różne inne, zdołały w bardzo krótkim czasie podnieść z popiołów zbrukaną lewicę, zarówno pod względem ekonomicznym, jak i politycznym” – zauważa „La Gaceta”.
Prawica dokonała zaś kolejnej rekonstrukcji. Reagan w Stanach Zjednoczonych i Thatcher w Wielkiej Brytanii i wielu im podobnych, zmienili prawicową narrację, twierdząc, że odnieśli spektakularne sukcesy polityczne i gospodarcze.
Zachodnia prawica musiała pogodzić się z faktem, że do wzrostu ich krajów przyczyniły się też wdrożone po wojnie i konieczne socjalistyczne reformy, takie jak subsydiowana opieka zdrowotna lub świadczenia socjalne w ramach opieki społecznej. Politycy prawicy zwrócili się wówczas bardziej ku wolnemu rynkowi. Zmusiło ich do tego szukanie alternatywy dla okresu stagnacji gospodarczej i kryzysu społecznego. Ludziom spodobał się bardzo pomysł zmniejszenia administracji rządowej, deregulacji rynków i odbudowy wojska, więc narracja prawicy oparła się głównie na tych trzech tematach. Na dodatek gospodarka zaczęła rosnąć. Początek XXI wieku to jednak zmiana poglądów wyborców i ich ocen drogi wybranej przez Reagana i Thatcher. Wzmocnił to jeszcze kryzys z 2008 r.
Rekonfiguracja lewicy udała się z pewnością, odnosząc długotrwały sukces na wszystkich możliwych frontach: kulturowym, akademickim, wyborczym, geopolitycznym. Jednak z początku udana rekonfiguracja prawicy nie przestała z czasem rozczarowywać wyborców. „W ten sposób prawica popadła (prawie) śmiertelnie w rodzaj smutno akceptowanej fikcji: pantomimy, która z podziwem wychwalała dawną chwałę kapitalizmu, znaczenie własności prywatnej i wolności, a jednocześnie popierała obciążenia fiskalne najgorszego keynesizmu, promowała wszelkiego rodzaju ograniczenia w korzystaniu z samego pieniądza i wygenerowała tysiąc i jeden mechanizm kontroli społecznej pod parasolem opiekuńczego państwa niani” – ocenia „La Gaceta”.
Tymczasem prawicowy wyborca oczekiwał alternatywy dla paternalistycznego modelu państwa opiekuńczego i dostał jedynie rozczarowanie. Prawica ostatecznie zachowywała się jak lewica. Obietnice dawane przez nią w czasie kampanii okazywały się mirażem. Politycy broniący wolnego rynku podnosili później podatki, mnożyli regulacje, rozwijając biurokrację państwową „w sposób, który sprawiłby, że sam Stalin by się zarumienił”.
Wyborcy głosują na tych polityków, „żeby lewica nie rządziła”, ale muszą wreszcie przestać marzyć, bo rzeczywistość jest nieugięta. Podatki wciąż rosną, a inżynieria społeczna jest faktem. To wszystko pomniejsza argumenty na rzecz prawicy i zadaje kłam serwowanej przez nią utopii. W tym przypadku przestaje mieć sens „bitwa kulturowa”, o której tak wiele mówią politycy. Tak więc ci przywódcy, którzy ostatecznie idą z prądem, rozszerzając państwo i popierając argumenty „dystrybucyjnej sprawiedliwości społecznej”, wyrządzili tyle samo szkody wyborczej prawicy, co jakakolwiek obudzona narracja o degrowth*.
W rezultacie dziś króluje ideologia woke. „Jeśli propozycje obniżenia podatków i ograniczenia wydatków okażą się martwą literą i nie zostaną wcielone w życie, rezultatem będzie prawicowa, kontrolowana walka kulturowa i dobre zarządzanie grabieżą podatkową” – pisze „La Gaceta”. Jeśli jednak podatki nie zostaną obniżone, na nic zda się granie gestami, które wzbudzą aplauz wyborców, gdyż zostaną one uznane za maskaradę. Chodzi tu o zamknięcie feministycznych ministerstw, zmniejszenie budżetów na ochronę środowiska, zakończenie dotowanych programów hormonizacji dzieci lub zaostrzenie warunków więziennych dla handlarzy narkotyków.
Świat paradoksów
Jest wielu takich jak Shapiro i wszyscy oni mają dziś problem, gdyż amerykańska lewica też nie spełnia pokładanych w niej oczekiwań. Partię Demokratyczną, potęgę obudzonego progresywizmu, dopadły w ostatnich miesiącach liczne plagi. Promowano zaciekły antysemityzm, wspierano reżimy takie jak kubański, wenezuelski czy irański, utorowano drogę do instalacji milicji narkotykowych na terytorium, na którym mieszkają wyborcy. Lista szaleństw administracji Bidena jest długa, dostrzegane są też problemy poznawcze prezydenta, a jednak pozostaje on wciąż najlepszym kandydatem Demokratów do reprezentowania narracji nowej lewicy.
Trump natomiast zerwał z narracją reaganitów i jest zaciekłym wrogiem głównego nurtu demokratycznego progresywizmu. Jednak podtrzymywanie przez niego protekcjonizmu, subsydiów, mechanizmów kontroli społecznej i paternalizmu nie jest korzystne dla jego narracji o nowej prawicy, stanowi raczej hołd dla narracji nowej lewicy. Program Partii Republikańskiej jest kształtowany przez Partię Demokratyczną. „Kandydatura Bidena jest tą, która najbardziej szanuje ponowne (postzimnowojenne) wynalezienie lewicy, ale kandydatura Trumpa nie jest tą, która najbardziej szanuje ponowne wynalezienie prawicy. Biden jest reliktem ruchu woke, ale ci, którzy szukają reliktu reprezentującego prawo wolności, wolnego rynku i ograniczonego rządu, są postawieni w sytuacji bez wyjścia, podobnie jak zrezygnowany Shapiro” – zauważa „La Gaceta”.
Przeczytaj także:
- Obciążyliby Donalda Trumpa sprawą Epsteina, ale nie mają jak
- Trump wypowiedział wojnę demokracji – twierdzi amerykański intelektualista
Prawica nie szanuje poglądów swoich wyborców, zdradzając swoją ideologię. Nie robi tego radykalna lewica. Politycy nauczyli się, że wystarczy promować strach, aby ujarzmić wszystko inne. Wyjaśnia to, w jakim stopniu wartości prawicy, które kiedyś były tak skuteczne, zostały obalone przez interwencjonistyczny, kolektywistyczny i autorytarny trend, który nie pozwala sobie na utratę władzy i kontroli nad obywatelami.
Wyborcy prawicy chcą niskich podatków, wolnego rynku i ograniczonego rządu. Jednak nikt do tego nie dąży. Prawda jest taka, że to właśnie prawica upada od początku wieku.
* Degrowth – ruch społeczny, polityczny i ekonomiczny oparty na ekonomii ekologicznej, ideach antykapitalistycznych i antykonsumpcjonistycznych. (za: Wikipedia.org)