Sankcje są popularnym substytutem realnych działań wojennych. Ich celem jest odcięcie objętego nimi kraju od korzyści wynikających z uczestnictwa w handlu międzynarodoweym. Oczekiwaną konsekwencją jest brak możliwości zaspokojenia popytu wewnętrznego, idące za tym zubożenie i upadek morale w społeczeństwie, a dalej – utrata poparcia dla rządu prowadzącego wojnę i zaprzestanie agresywnych działań. Tyle teoria.
Jednak wiele, nawet poprawnych teorii politycznych wymaga odpowiednich lokalnych warunków dla ich spełnienia. W grę wchodzą takie zmienne jak wielkośc i wydajność gospodarki, poziom dotychczasowego rozwoju, zapasy, zdolność pozyskania substytutów na rynkach światowych czy nawet tak nieuchwytne kwestie jak charakter narodowy i zdolność długotrwałego znoszenia trudów, motywacje patriotyczne i ideowe. Słowem, nic tu nie działa automatycznie.
Po stronie nakładającego sankcje leży ryzyko błędnego oszacowania takiej odporności po stronie sankcjonowanego. Wygląda na to, że albo ryzyko to zostało przez świat Zachodu źle oszacowane, albo oczekiwania w stosunku do możliwych skutków sankcji na Rosję były zbyt duże.
Reorientacja rosyjskiej gospodarki
Początki mogły się wydawać obiecujące. Według raportu australijskiego Oxford Economics, sporządzonego na zlecenie Hinrich Foundation i opublikowanego we wrześniu 2023 roku, w ciągu dwóch miesięcy od nałożenia sankcji na Federację Rosyjską po rozpoczęciu przez nią inwazji, import do Rosji spadł o 35 proc. Sankcje zdusiły także eksport z Rosji do Unii Europejskiej. Zachodnie sankcje uderzyły w rosyjski eksport surowców, zahamowały napływ komponentów elektronicznych do Rosji, zamroziły rosyjskie rezerwy walutowe i kruszcowe, przechwyciły część rosyjskich aktywów za granicą, a także ograniczyły możliwości dokonywania transakcji walutowych przez rosyjski bank centralny. Sankcje wpędziły początkowo rosyjską gospodarkę w recesję. Media pełne były relacji o firmach, które wycofują się z rosyjskiego rynku albo o tych, które ośmieliły się tam jeszcze zostać. Zachodni konsumenci śmiali się z rosyjskiego odpowiednika McDonalda i czekali na klęskę agresora. Po przeszło dwóch latach od rozpoczęcia wojny, Rosja…wróciła do poziomów sprzed lutego 2022 roku. Rok 2023 zakończyła 3-procentowym wzrostem PKB, a prognozy MFW dla Rosji na rok 2025 wzrosły z 1,1 do 2,6 proc. Niedawno Stany Zjednoczone i Unia Europejska uruchomiły nowe pakiety sankcji przeciwko Rosji, mające na celu odcięcie jej od światowych systemów finansowych. Zdaniem autorów wspomnianego raportu (przepytanych przez Patricię Vasconellos, brazylijską korespondentkę w Białym Domu na stronie portalu korespondentów zagranicznych foreignpress.org) sankcje te raczej nie odbiją się mocno na Rosji. Dlaczego? Rosji udało się zmienić kierunki dostaw, tak w eksporcie, jak i w imporcie. Z odsieczą przyszły Chiny i Indie. Jak mówi Daniel Crook z Oxford Economics Australia, przed wojną Chiny odpowiadały za ok. 25 proc. globalnego eksportu do Rosji, dziś jest to już prawie połowa! Z kolei rosyjska ropa zamiast do Europy zaczęła płynąć do Indii. Inne produkty rosyjskiego przemysłu znalazły również nowych odbiorców na świecie niż dotychczasowi.
Jak donosi nowojorski Business Insider, reorientacja rosyjskiej gospodarki była możliwa dzięki temu, że sankcje nałożone przez zachodnie państwa i G7 nie obowiązywały innych państw i regionów świata. Nawet w ramach NATO nie było tu pełnej solidarności, z relacji handlowych z Rosją nie zrezygnowała choćby Turcja. Dała też o sobie znać najdobitniejsza cecha politycznego Zachodu – hipokryzja. Nie można było pozwolić na to, by sankcje na surowce skończyły się tym, że zimą marznąć będą Europejczycy. Rosyjski gaz nadal więc płynął do Europy, tyle że innymi drogami. Pojawiło się również zjawisko „floty cieni”, „statków duchów”, które, pod nieznaną banderą, przewoziły po świecie produkty z Rosji i do Rosji. Zachodnia elektronika, smartfony i mikroprocesory wjeżdżały do Rosji przez Gruzję czy Armenię. Nie do końca wyszła również inicjatywa odcięcia rosyjskiego systemu bankowego od światowego systemu transakcji płatniczych. W miejsce SWIFT Rosjanie stworzyli bowiem, i to już dekadę temu, swój własny system SFPS.
Bank centralny i szpiedzy w wojennej machinie
Na polu finansów Putin ma zresztą swoją Wunderwaffe. To Elwira Nabullina, szefowa rosyjskiego banku centralnego. To ceniona wcześniej pośród światowej finansjery finansistka, o której światowe media piszą dzisiaj jako o kobiecie, która pomogła Putinowi stworzyć gospodarczą machinę wojenną, obronić rosyjską gospodarkę w czasie wojny i w ten sposób nawet zapewnić Putinowi ostatnią reelekcję. Nabullinie udało się utrzymać w ryzach wartość rubla, który po początkowych spadkach na skutek sankcji i wojny zaczął odzyskiwać siły. Dziś bank centralny utrzymuje stopy procentowe na poziomie 16 proc., a rosyjski rynek wewnętrzny wydaje się wręcz rozgrzany. Rosyjscy konsumenci chętnie robią zakupy, a poziom oszczędności Rosja jest wysoki.
Te pozorne sukcesy mają jednak swoją ciemniejszą dla rosyjskiego reżimu stronę. Jak wskazują niektórzy analitycy, wysoki poziom oszczędności nie przekłada się na inwestycje, Rosjanie bowiem nie mają w co inwestować, a konsumenci wydają pieniądze, bo nie mogą z nimi zrobić nic lepszego w niepewnej sytuacji. Utrzymanie poziomu eksportu pozostaje również wyzwaniem. Zachód wciąż próbuje utrudniać Rosji sprzedaż na światowych rynkach, a o tym, że jest to dla Rosji jednak problem przyznaje sam Kreml. Niejako na potwierdzenie, pod koniec marca Business Insider donosił, że prezydent Rosji zlecił szefostwu wywiadu nowe zadania dla rosyjskiej siatki szpiegowskiej na Zachodzie – pomoc rosyjskiemu biznesowi w omijaniu sankcji i barier dla zarabiania pieniędzy.
Europejskie nadzieje
W dłuższym okresie, czas może więc nie grać na korzyść Rosji. Podkreślił to ostatnio wiceprzewodniczący Komisji Europejskiej Joseph Borell, który opublikował na stronie Komisji rodzaj raportu, w którym wykazuje, że efektywność rosyjskiej gospodarki wojennej opiera się na kruchych podstawach. Że strukturalnie przypomina ona wojenną gospodarkę przedwojennych Niemiec i w konsekwencji doprowadzi do znacznego zubożenia rosyjskiej ludności i podminuje poparcie dla reżimu w Moskwie.
Przeczytaj także:
- Rosja obchodzi zachodnie sankcje poprzez import z krajów trzecich
- W. Brytania/ Media: chińskie firmy pomagają Rosji obchodzić sankcje
Podobne stanowisko zaprezentował Stephen Blank, analityk polityki międzynarodowej, w tekście opublikowanym przez Centrum Analiz polityki Europejskiej (CEPA). Blank wskazuje, ze sankcje stopniowo zaczynają działać, także na potencjalnych kontrahentów Rosji. Coraz większa presja wywierana jest na Chiny, które mają ograniczać swoje transakcje z Rosją. Dzięki dywersyfikacji źródeł energii na Zachodzie, coraz bardziej cierpi rosyjski eksport surowców. Konieczność zabiegania o sprzęt i uzbrojenie w Korei Północnej i Iranie czyni z Rosji dłużnika tych państw. Jak argumentuje Blank te warunki pozwalają na zwiększenie presji na Rosję. I tu właśnie, zdaniem Blanka i innych zwolenników sankcji, leży największa niekonsekwencja polityki sankcji – żeby przyniosły one trwały skutek, muszą być wsparte dodatkowymi działaniami. W szczególności dostawami sprzętu i uzbrojenia dla Kijowa. Blank krytycznie odnosi się do polityki administracji Joe Bidena, która zakazuje Ukraińcom atakowania infrastruktury energetycznej w Rosji. I to w czasie kiedy Rosja bombarduje ukraińskie elektrownie. Według Stephena Blanka taka polityka to „zdrada zwycięstwa Ukrainy”.
Radosław Różycki