Przewodnicząca Komisji Europejskiej, Ursula von der Leyen, która w nadchodzących wyborów będzie startowała z ramienia Europejskiej Partii Ludowej, wyraźne traci swą siłę polityczną – w dużej mierze przez problemy, jakie powstały w konsekwencji jej nieodpowiedniego zarządzania, ale również z powodów przesunięć ideologicznych, które czekają nas przed zbliżającym się głosowaniem. EPL ma więc kilku innych kandydatów, wśród których znajduje się chorwacki premier Andrej Plenković czy pochodząca z Malty Roberta Metsola. Zaskakuje jednak kandydatura Mario Draghiego, którą – co właściwie jest jeszcze dziwniejsze – zaproponowała włoska premier Giorgia Meloni.
Podczas brukselskiego kongresu NatCon zapytano o tę kandydaturę Orbána, który odpowiedział zwięźle: „Lubię Draghiego”. Niedługo wcześniej, 16 kwietnia, Draghi wygłosił w Brukseli mocne przemówienie podczas konferencji dotyczącej Europejskiego Filaru Praw Socjalnych. Ostrzegł w nim, że Unia potrzebuje radykalnych zmian. W tym samym czasie opublikowano „Raport Letty”, który promuje transformację w celu odwiedzenia Europy od upadku.
Jak uratować Unię
Draghi stawia następującą diagnozę: „Europa jest przedmiotem konkurencji ze strony innych regionów świata, które nie przestrzegają już żadnych zasad i aktywnie opracowują strategie mające na celu wzmocnienie ich konkurencyjności. W najlepszym przypadku polityka ta ma na celu przekierowanie inwestycji do ich własnych gospodarek ze szkodą dla naszej; w najgorszym – ma na celu trwałe uzależnienie nas od nich”. Chodzi mu zarówno o Chiny, jak i Stany Zjednoczone – kraje, które próbują przyciągnąć europejskie firmy, oferując atrakcyjne warunki relokacji, a jednocześnie „uciekając się do protekcjonizmu w celu wykluczenia konkurentów i wykorzystując siłę geopolityczną do reorientacji i zabezpieczenia łańcuchów dostaw”.
„Europa potrzebuje impulsu przemysłowego, który przynajmniej dorówna propozycji USA i silnie wzmocni kontynent w stosunku do Chin. Nowe czasy wymagają nowego podejścia. Potrzebna jest kompleksowa strategia, której Unii brakuje, aby zareagować w wielu sektorach” – mówi. Jego zdaniem wymaga to „przekształcenia całej europejskiej gospodarki”.
Draghi podkreślił potrzebę zintegrowanego systemu obronnego, zabezpieczenia dostaw energii poprzez jej dekarbonizację, zapewnienia produkcji krajowej w bardziej innowacyjnych sektorach, a także promowania najnowocześniejszych technologii i innowacji cyfrowych. Konieczne w tych sektorach są inwestycje publiczne – ale one same nie wystarczą. Należy poprzeć je kapitałem prywatnym, zatem ogromnym zadaniem stojącym przed Europą jest reorientacja gospodarki.
Aby odzyskać konkurencyjność, należy połączyć rynki kapitałowe. Przywrócenie Unii dawnej potęgi, wymaga wykorzystania jej rozmiaru. W kluczowych obszarach należy skoordynować zamówienia, podział dostaw, gromadzenie zapasów oraz finansowanie. Jednakże to wspólne planowanie wymaga jednocześnie silniejszych relacji między państwami członkowskimi. „Potrzebujemy redefinicji naszej Unii, która jest nie mniej ambitna niż to, co Ojcowie Założyciele zrobili siedemdziesiąt lat temu, tworząc europejski przemysł węglowy i stalowy” – mówi Draghi.
Włoch opowiada się więc za mocną zmianą kursu. Co prawda zagadnienia związane z dekarbonizacją czy obronnością były już podnoszone, jednak tu pojawiają się w kontekście zwiększenia stopnia integracji europejskiej. W tym stanowisku jest wewnętrzna logika: obecnie Unia Europejska, jeśli chce być silna, musi pod każdym względem wykorzystać przewagę, jaką daje jej rozmiar. Żeby jednak móc to realizować, musi ambitnie zmierzać ku wspólnej polityce.
Zresztą odwrotność tej logiki jest jasna: jeśli Unia się nie wzmocni, to ulegnie międzynarodowej presji i najzwyczajniej się rozpadnie.
Co poszło nie tak i czy można z tym coś zrobić
W propozycji byłego prezesa Banku Włoch uwagę zwracają przede wszystkim dwa elementy. Pierwszym z nich jest posypywanie głowy popiołem, które jednocześnie rozciąga też na inne europejskie instytucje: „W łagodnym środowisku międzynarodowym polegaliśmy na równości szans i porządku międzynarodowym opartym na zasadach, oczekując, że inni zrobią to samo. Ale dziś świat szybko się zmienia. To nas zaskoczyło”. Jest w tym sporo racji – świat faktycznie się zmieniał, kiedy Europa (zwłaszcza Europejski Bank Centralny) trzymała się swojej dawnej polityki, pogłębiając pojawiające się problemy.
Draghi należał do tych, którzy próbowali uparcie pozostać na dawno obranej drodze. W swoim przemówieniu przyznaje się do tego, na przykład przywołując kryzys z 2008 r.: „Realizowaliśmy celową strategię obniżania kosztów wynagrodzeń, którą połączyliśmy z procykliczną polityką fiskalną, a efektem było osłabienie naszego własnego popytu krajowego”.
Skoro jednak politycy mają tego świadomość, to teraz priorytetem powinno być wzmocnienie popytu wewnętrznego.
Przeczytaj także:
- Unia ma swoje za uszami, ale nie dajmy się zwieść bałamutnym wpisom
- Unia i problem długów. Czyli jak złe lekarstwa doprowadziły do rozwoju choroby
Drugą kwestią zwracającą uwagę w tym przemówieniu jest jego odbiór. Margrethe Vestager, europejska komisarz ds. konkurencji, stwierdziła dość agresywnie, że przecież europejski plan ekologicznej konwersji i cyfryzacji został już opracowany i nie potrzeba niczego więcej. Natomiast Meloni i Orbán wzięli Draghiego w obronę.
To dziwne, że dziś suwerenni politycy opowiadają się za silniejszą gospodarką europejską i mocniejszą integracją, a brukselski establishment odwraca wzrok i nadal trzyma się wytyczonych ścieżek.