Unia Europejska wciąż zmierza ku centralizującej jednolitości, w której ginie tożsamość narodowa, różnorodność państw członkowskich czy ich suwerenność. W tej chwili twór ten jest przede wszystkim zbiorem norm, a o rządach prawa mówi się tylko w celu rozbudowywania autorytarnego systemu. Unia, która miała ułatwić handel, wzmocnić współpracę i szerzyć pokój, stała się dogmatycznym więzieniem, w którym nie można kwestionować ustalonych prawd, bez względu na to, jak bardzo okazują się szkodliwe dla gospodarki czy społeczeństw.
Rozrost Unii ma dwa kierunki – rozszerzający i pogłębiający. Mówi się, że ciągłe pogłębianie integracji jest konieczne dla rozszerzania zasięgu UE, to zaś przedstawia się jako nieuniknione. Ale w rzeczywistości rozszerzanie Unii, za którym nie stoi żadna strategia, żaden rozsądek nawet, wydaje się niczym innym jak przejawem ślepego i głupiego automatyzmu. Już w latach 2004-2007 do Unii przyjęto państwa, które nie były przychylne idei strategicznej autonomii.
Ponieważ jednak ciągłe rozszerzanie terytorium unijnego grozi spadkiem efektywności decyzyjnej, potrzebne jest pogłębianie integracji, które w praktyce oznacza zwiększanie federalistycznego dokręcania śruby. To z kolei odbywa się poprzez odbieranie narodom suwerenności i oddawanie władzy ponadnarodowym instytucjom. Sposobem na takie zawłaszczanie stało się już dawno szerokie interpretowanie kompetencji Unii. Szerokim kompetencjom zawsze przyklaskiwała Komisja, a Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej forsował – często nawet wbrew traktatom – wyższość prawa unijnego nad konsytuacjami państw członkowskich.
Budżet unijny rósł, a jednocześnie jej obywatele tracili nad nim kontrolę – co właściwie obnażało zachodzący deficyt demokracji i godziło w te kraje, które były płatnikami netto. Teraz problemem stała się utrata weta państw członkowskich w wyniku rezygnacji z jednomyślnego głosowania w Radzie Unii Europejskiej. Już teraz w kluczowych obszarach wystarczy kwalifikowana większość głosów, a model ten zaproponowano jako standardowy we wszystkich sprawach – a więc także w obszarze obrony i wspólnej polityki zagranicznej. Oznaczałoby to oficjalną utratę suwerenności przez państwa członkowskie, Unia uległaby całkowitej federalizacji.
Od pewnego czasu spora część krajowych przepisów państw członkowskich stanowi transpozycję unijnych dyrektyw. Jednocześnie Trybunał Sprawiedliwości nadużywa interpretacji traktatów i ciągle zwiększa zakres swojego orzecznictwa. Dotąd – przynajmniej w teorii – państwa członkowskie mogły się nie zgodzić na szkodliwą ich zdaniem politykę, używając przysługującego im prawa weta. Jednak od konferencji w 2022 r. coraz częściej mówi się o zlikwidowaniu tego prawa.
W maju ubiegłego roku Francja i Niemcy ogłosiły, że chcą przeprowadzić reformę Unii właśnie w taki sposób, który odebrałby możliwość wetowania. Warto zauważyć, że przywódcy tych państw w żaden sposób nie byli uprawnieni do wprowadzania takich zmian. Już we wrześniu grupa francusko-niemieckich ekspertów miała gotowy raport na ten temat. 22 listopada Parlament Europejski przyjął rezolucję proponującą zmianę traktatów w taki sposób, by głosowanie większością kwalifikowaną rozszerzyć na wszystkie obszary, a także wprowadzić większe sankcje wobec państw członkowskich, które nie chcą się podporządkować.
29 listopada francuskie Zgromadzenie Narodowe poparło projekt traktatu, przyjmując odpowiednią rezolucję. Oznacza to, że Francuzi sami zgodzili się na odebranie im suwerenności – oddając decyzje w sprawie granic, ochrony ludności, spraw zagranicznych, bezpieczeństwa, obrony, przemysłu i edukacji w ręce unijnych biurokratów.
Francuzi od dawna przeczuwają, że federalny projekt Unii Europejskiej, choć oficjalnie odrzucony, wprowadzany jest tylnymi drzwiami i uderza w ich suwerenność i Republikę. W 2005 r. sprzeciw Francji wobec próby federalizacji był duży, choć polityczni przywódcy dali się zwieść sloganom „otwartego społeczeństwa”. Traktat lizboński został ratyfikowany przez parlament bez względu na głos ludu, choć był właściwie kopią wcześniej już odrzuconego traktatu.
Dziś niewiele się zmieniło. Francuscy politycy opowiadają się za zmianą, która odbierze Francuzom niepodległość. Nie nazywa się już tego federalizacją, a zaniepokojenie wojną na Ukrainie pozwala przyspieszyć proces, by Europejczycy nie mieli zbyt dużo czasu na zrozumienie tego, co właściwie się dzieje.
Jednak część obywateli Francji postanowiła reagować na zagrożenie już teraz. Widząc, do czego doprowadzić mogą zaproponowane w Unii zmiany, wystosowali apel, w którym nawołują do odrzucania postdemokratycznego systemu federalnego. Co ciekawe, zauważyli, że takie posunięcie z pewnością stanie się wodą na młyn reakcji nacjonalistycznych w krajach członkowskich.
Przeczytaj także:
- Unia Europejska 2.0, jaka powinna być?
- Unia Europejska w obliczu zmian. Kontrowersje i obawy
- Unia Europejska w drodze do superpaństwa. Pora na propozycje zwolenników Europy Ojczyzn!
Sygnatariusze apelu domagają się, aby poddać pod referendum pomysł zmian w unijnym systemie głosowania. Uważają, że nadchodzące wybory są świetną okazją do tego, by rozpocząć dyskusję na temat pożądanego kształtu Unii, a kwestia federalizacji, utraty autonomii i zmiany systemu głosowania są koniecznymi elementami tej dyskusji.
Przy okazji apel zawiera wezwanie do wszystkich kandydujących w zbliżających się wyborach europejskich o przedstawienie swojego stanowiska w sprawie planowanych projektów.
Apel podpisali:
Arnaud Benedetti, redaktor naczelny „Revue politique et parlementaire”;
Stéphane Rozès, politolog;
Arnaud Montebourg, były minister i przedsiębiorca;
Marcel Gauchet, filozof i historyk;
Michel Onfray, filozof;
Jean-Éric Schoettl, były sekretarz generalny Rady Konstytucyjnej;
Pierre Mazeaud, były przewodniczący Rady Konstytucyjnej;
Marie-Françoise Bechtel, była posłanka do Parlamentu Europejskiego;
Anne-Marie Le Pourhiet, emerytowana profesor prawa publicznego;
Xavier Driencourt, były ambasador;
Benjamin Morel, wykładowca prawa publicznego;
Pierre-André Taguieff, filozof i historyk idei, CNRS;
Éric Anceau, historyk;
Georges Kuzmanovic, analityk geopolityczny, prezydent Suwerennej Republiki;
Julien Aubert, były poseł do Parlamentu Europejskiego;
Jean-Yves Autexier, były poseł do Parlamentu Europejskiego;
André Bellon, były przewodniczący Komisji Spraw Zagranicznych francuskiego Zgromadzenia Narodowego;
Florence Bergeaud-Blacker, doktor antropologii, CNRS;
Marion Bierry, reżyserka teatralna;
Guillaume Bigot, politolog, publicysta;
Bernard Bourdin, filozof polityczny i teolog;
Christophe Boutin, profesor prawa publicznego;
Gaël Brustier, politolog i eseista;
David Cayla, ekonomista i eseista;
François Cocq, eseista, autor książki „Alerte à la souveraineté européenne”;
Denis Collin, filozof;
David Desgouilles, felietonista, powieściopisarz;
Jean Dufourcq, strateg i badacz spraw wojskowych;
Nicolas Dupont-Aignan, członek parlamentu;
Frédéric Farah, naukowiec i ekonomista;
Philippe Grégoire, rolnik, współprzewodniczący SAMU social agricole;
Michel Guénaire, prawnik i pisarz;
Philippe Guibert, były dyrektor rządowej służby informacyjnej;
Alexandre Jardin, pisarz;
Alain Juillet, były dyrektor ds. wywiadu w DGSE, były wysoki rangą urzędnik odpowiedzialny za wywiad gospodarczy przy premierze;
Catherine Kintzler, filozof, honorowy profesor uniwersytecki;
Florence Kuntz, była posłanka do Parlamentu Europejskiego;
Maire-Noëlle Lienneman, była senator;
Jean-Claude Mailly, były przywódca związków zawodowych;
Jean-Philippe Mallé, były poseł do Parlamentu Europejskiego;
Jérôme Maucourant, ekonomista;
Nicolas Meilhan, przedsiębiorca;
Bruno Moysan, muzykolog;
Joachim Murat, ekspert ds. przemysłu obronnego i bezpieczeństwa;
Olivier Petros, były dyrektor wykonawczy ds. przemysłu i bankowości;
Céline Pina, dziennikarka;
Bertrand Renouvin, dyrektor magazynu „Royaliste”;
Jérôme Sainte-Marie, dźwiękowiec i eseista;
Jacques Sapir, ekonomista;
Maxime Tandonnet, eseista, były wysoki urzędnik państwowy;
André Tiran, emerytowany profesor ekonomii, były rektor Uniwersytetu w Lyonie.