Okazuje się bowiem, że ani tzw. obiegowe opinie, ani informacje podawane przez tzw. miarodajne czynniki związane z kręgami władzy, nie muszą oddawać rzeczywistych nastrojów społecznych. To rzecz jasna stawia na porządku dziennym pytanie o skuteczność tzw. polityki informacyjnej bądź jej brak.
Asumpt do takiego stwierdzenia dają wyniki badania, które przeprowadzono w Polsce i u naszych południowych sąsiadów – Słowaków. Pytanie brzmiało tak samo; „jakie państwa lub organizacje międzynarodowe będą próbowały wpływać na wyniki zbliżających się wyborów do Parlamentu Europejskiego?”. I tu zaskoczenie. O ile Polacy wskazali na Rosję, o tyle Słowacy najbardziej obawiają się wpływu Unii Europejskiej.
Badanie przeprowadzono na zlecenie Środkowoeuropejskiego Obserwatorium Mediów Cyfrowych (CEDMO). Stanowi ono integralną część publikacji poświęconej sianiu dezinformacji w przestrzeni publicznej w okresie czterech pierwszych miesięcy 2024 roku. Jak to wpływa na nastroje społeczne, dobrze obrazują deklaracje udziału w wyborach do Parlamentu Europejskiego.
W tej sprawie odnotowano zróżnicowanie, gdyż co najmniej 6 na 10 osób we wszystkich objętych badaniem krajach deklaruje, iż zamierza głosować w wyborach do Parlamentu Europejskiego. W Polsce jest to poziom wyższy, adekwatny do poparcia dla naszego członkostwa w Unii Europejskiej, gdyż wynosi blisko 8 na 10 badanych osób.
Spośród wszystkich krajów Grupy Wyszehradzkiej poza Słowakami, pozostali wskazali na Rosję jako źródło dezinformacji. W przypadku tych ostatnich odpowiedzi rozłożyły się nieomal symetrycznie; 39 proc. respondentów obawia się wpływu Unii Europejskiej i podległych jej instytucji, 38 proc. zadeklarowało obawy względem wpływu wywieranego na wybory do Parlamentu Europejskiego przez Stany Zjednoczone, natomiast stosunkowo najmniej liczna grupa – 36 proc. obawia się wpływu Federacji Rosyjskiej.
W przypadku Czech 44 proc. badanych wskazało Rosję, 54 proc. Węgrów podzieliło ów pogląd, podczas gdy w Polsce odsetek tych wskazań był najwyższy i wyniósł, aż 63 proc. Zdaniem raportu opublikowanego przez CEDMO propaganda wymierzona w instytucje unijne, koncentruje się w przypadku krajów Grupy Wyszehradzkiej na całkowitym zakazie posiadania aut spalinowych oraz obligatoryjnym nakazie wprowadzenia w miejsce mięsa „robaków”, jako źródła białka.
Bez wątpienia na opinie Słowaków wpływ miały ostre spory wewnętrzne, jak w przypadku wyborów prezydenckich, kiedy kandydata opozycji Ivana Korcoka prezentowano jako zwolennika wysłania słowackich żołnierzy na Ukrainę. Pominięto przy tym fakt, że tego rodzaju kompetencja w przypadku Słowacji, nie należy do urzędu prezydenta.
Nie ulega wątpliwości, że wpływ mocarstw na kształtowanie opinii stanowi element wojny hybrydowej zmierzającej do wpływania na nastroje, zwłaszcza w krajach „Starej Europy”, które jak w przypadku Włoch, postrzegają presję migracyjną jako problem, którego Europa nie tylko nie rozwiązała. Co więcej, w efekcie błędnych decyzji podejmowanych pod naciskiem Niemiec, doprowadziła do jego eskalacji.
Brak wyrazistej koncepcji w kwestiach bezpieczeństwa, podobnie jak spory wokół tzw. Zielonego Ładu nie sprzyjają zaufaniu opinii publicznej do rekomendacji Komisji Europejskiej i Przewodniczącej Ursuli von der Leyen. Jeśli bowiem europejski przemysł obronny ma odbudować zdolności wytwórcze, to odsunięcie w czasie np. celu zeroemisyjnego jest koniecznością, podobnie jak odejście od kryterium ESG w przypadku udzielania finansowania przez banki.
Kuluarowe doniesienia o możliwości powołania dodatkowego komisarza odpowiedzialnego za ten obszar. Nawiązała do tego niemiecka polityk, ubiegająca się o ponowny wybór na stanowisko Przewodniczącej Komisji Europejskiej podczas swojego wystąpienia w Katowicach, w ramach Europejskiego Kongresu Gospodarczego. Daje to asumpt do rozważań o tym, czy format Trójkąta Weimarskiego tworzy przestrzeń do wskazania jako kandydata, polskiego polityka.
Przeczytaj także:
- Dezinformacja zagraża wyborom
- Rosyjska sieć internetowej dezinformacji ujawniona
- Kolejne doniesienia na temat dezinformacji
Obywatele potrzebują potwierdzenia, że ich głos jest nie tylko słyszany, ale ma wpływ na decyzje zapadające w Brukseli. Wprowadzanie „tylnymi drzwiami” kolejnych kontrowersyjnych pomysłów, nie tylko nie wzmacnia bezpieczeństwa, ale stawia pod znakiem zapytania sens dalszego funkcjonowania Unii Europejskiej w jej obecnym kształcie.