Z poseł na Sejm RP IX kadencji, kandydującą do Parlamentu Europejskiego Marią Koc, rozmawia Maciej Małek
Co by Pani powiedziała dzisiejszym 20. latkom, chcąc ich zachęcić do udziału w wyborach 9 czerwca?
Unia Europejska to jedyna rzeczywistość, jaką ci młodzi ludzie znają. Tyle tylko, że kierunek i dynamika zmian forsowanych w Parlamencie i Komisji Europejskiej nie tylko wykracza poza traktatowe ramy, ale niebezpiecznie skręca w lewo. Przez ostatnie 20 lat Polska uległa daleko idącym przeobrażeniom w sferze gospodarczej, społecznej, a nawet kulturowej. Dokonał się niewątpliwy postęp w każdej z tych dziedzin, a Polska, jaką pamięta starsze pokolenie to już przeszłość. Dystans cywilizacyjny, technologiczny, a także poziom życia zostały w znacznej mierze zniwelowane i nie odbiega od europejskiej średniej. Tyle tylko, że nasz potencjał i ambicje sięgają dalej. Zmiany proponowane, a nawet forsowane przez środowiska lewicowo-liberalne przeczą możliwościom realizacji naszych dążeń i aspiracji, co więcej wspólnotę wolnych narodów i suwerennych państw chcą przekształcić w jakieś super państwo, które miałoby decydować o tym, jak mamy żyć w każdym aspekcie naszej indywidualnej i zbiorowej egzystencji. Na to zgody nie ma, dlatego udział w tych wyborach jest tak istotny.
Czy jednak koncepcja federalistyczna nie wychodzi naprzeciw wymogom bezpieczeństwa i doświadczeniom czasu pandemii?
Tego argumentu używają chętnie brukselscy eurokraci, którym sekundują politycy w Berlinie, gdyż dominuje przekonanie, że co dobre dla Niemiec, jest dobre dla całej Europy. Tymczasem wielkość państw, gospodarek, zróżnicowanie struktury demograficznej, doświadczenia historyczne, uwarunkowania kulturowe, a nawet położenie geograficzne sprawiają, że styl życia, potrzeby i aspiracje, model rodziny, inne są we Francji, Słowenii, Hiszpanii czy Niemczech. Nie przypadkiem więc kwestie bezpieczeństwa, ochrony zdrowia, podatków, wymiaru sprawiedliwości, oświaty czy kultury pozostawiono w gestii państw narodowych.
Kierunek i dynamika zmian forsowanych w Parlamencie
i Komisji Europejskiej,
nie tylko wykracza poza traktatowe ramy, ale niebezpiecznie
skręca w lewo
Jak więc definiuje Pani zalety dotychczasowego modelu?
Dzisiaj w warunkach gwarancji, jakie daje prawo weta, nawet najmniejszy członek wspólnoty, np. Słowenia czy Malta, ma w sprawach zasadniczych taką samą wagę głosu, dajmy na to na szczycie Rady Europejskiej jak Francja, czy Niemcy, których delegacje narodowe do Parlamentu Europejskiego są najliczniejsze z racji liczby mieszkańców. Tym samym wzajemne poszanowanie, solidarność, czy jak to ujęto w traktatach subsydiarność rozumiana jako pomoc słabszemu świadczona przez silniejszych, ma wymiar praktyczny, gwarantowany przez wspólnotę jako całość.
W ostatnim czasie deklaracje rozmijają się z praktyką, czego doświadczyła boleśnie polska branża transportowa…
To efekt ingerencji Komisji Europejskiej w sfery niemające traktatowego umocowania. Praktyki protekcjonistyczne maskowane rzekomą troską o warunki pracy i równą konkurencję, nie mają w istocie uzasadnienia. Skoro bowiem polski kierowca zatrudniany w Polsce przez polskiego przedsiębiorcę, tutaj płacący podatki i utrzymujący rodzinę, jedynie dwa dni w tygodniu spędza na terenie Francji czy Włoch, gdzie dostarcza ładunek, nie ma żadnego uzasadnienia dla wdrażania wskazanych przez pana regulacji. Potwierdza to tezę, że więksi chcą wbrew logice, zapisom traktatowym i swobodzie przepływu kapitału, towarów czy usług, dyktować korzystne dla siebie rozwiązania. Znamy to z czasów PRL, kiedy Polska podobnie, jak nasi sąsiedzi z tzw. bloku wschodniego, pozbawiona była suwerenności, a najistotniejsze decyzje zapadały nie w Pradze, Warszawie czy Budapeszcie, lecz w Moskwie. Tylko w odniesieniu do wspomnianej branży transportowej, mowa jest o warunkach życia i pracy 1 miliona ludzi, a dodajmy jeszcze członków ich rodzin i uzyskamy rzeczywisty wymiar problemu. Na to zgody nie ma!
Jak w praktyce zamierzamy zmienić taki stan rzeczy?
Nasz potencjał upoważnia Polskę do realnego wpływu na bieg spraw w Europie. Aby tak się stało, trzeba (o co apeluję) licznie wziąć udział w wyborach. Głos oddany na PiS oznacza nie tylko zabezpieczenie naszych narodowych interesów, ale wzmocnienie politycznej rodziny, do której w Europie należymy, a mianowicie Konserwatystów i Reformatorów. W sytuacji, gdy deputowani Europejskiej Partii Ludowej (w tym członkowie delegacji niemieckiej) dostrzegają, że sojusz z socjalistami wpływa także na polityki krajowe, w tym w tak newralgicznych obszarach, jak Pakt Migracyjny i Zielony Ład, zmiana sojuszy i odwrót z ideologicznie motywowanej drogi donikąd, jest nie tylko możliwy, ale staje się coraz bardziej realny.
Czy ewentualny nowy układ sił w Parlamencie Europejskim oznacza zmianę dotychczasowych paradygmatów?
Raczej powrót do normalności i zaprzestanie szkodliwych eksperymentów. Nikt co do zasady nie kwestionuje potrzeby transformacji energetycznej, czy ograniczenia emisji dwutlenku węgla i gazów cieplarnianych. Tyle tylko, że cele zeroemisyjne abstrahują od udziału Europy w globalnej emisji, czy jak chcą inni w generowaniu tzw. śladu węglowego na poziomie 8 proc. Doświadczenie czasu pandemii podpowiada, że rachunek ekonomiczny nie może stanowić jedynego kryterium wobec potrzeby zapewnienia dostępu do bezpiecznej i zdrowej żywności, skrócenia łańcucha dostaw czy bezpieczeństwa energetycznego. To tylko wybrane aspekty wpływające na poziom życia, perspektywy rozwoju i ład społeczny w Europie. Próby narzucania nowych norm w tym zakresie, napotkają społeczny opór, a polityka „multi-kulti”, podobnie jak próby odgórnego ustalania kwot migracyjnych, dostatecznie się skompromitowały.
Gdzie w tej sytuacji upatrywać spoiwa europejskiej wspólnoty?
Spory, nawet zacięte, to sól demokracji. Jeśli jednak ukształtowały nas wartości wyrosłe na gruncie chrześcijaństwa, które z czasem nabrały waloru uniwersalnego, to walka z Kościołem jest anachroniczną próbą wyparcia wszystkiego tego, co składa się na europejską tradycję i kulturę, a paradoksalnie także gospodarkę. Jednak nie kto inny, jak protestanci w krajach zachodniej Europy uznali pracę i budowanie zamożności za cnotę. Walka z Kościołem nie jest jednak wymysłem komunistów. Datuje się bowiem na czasy Oświecenia i w tym sensie wpisana jest w część europejskiej tradycji. Tyle tylko, że my w Polsce, poczynając od Mieszka, przez pierwszego koronowanego na króla władcę – Bolesława zwanego Chrobrym, a nierozerwalnie związanego z losami Wojciecha Sławnikowica, który jako męczennik za wiarę jest jednym z patronów Polski, przez czasy rozbiorów, służbę Prymasa Tysiąclecia, śluby jasnogórskie i millennium chrztu Polski, doprowadziliśmy nie tylko do powstania Solidarności i obalenia muru berlińskiego, ale za sprawą pontyfikatu św. Jana Pawła II, który nauczał nas o Europie oddychającej dwoma płucami, nieustannie czerpiemy z tego samego źródła.
Jak zdefiniować to w praktyce dnia codziennego?
Wystarczy wrócić do korzeni. Wspólny rynek, nowoczesne rolnictwo, rozwój wymiany handlowej, swoboda przepływu ludzi i kapitału, to gwarancje pomyślnego rozwoju, pokojowego współistnienia i współpracy. Nie wyłącza to konkurencji, co nie zmienia faktu, że np. Ople montowane w Gliwicach cieszą się lepszą renomą niż te z Russelsheim. Różnorodność to nasz atut. Stąd pomni ojców założycieli sprzeciwiamy się jako PiS wszelkim próbom fałszywie pojmowanej unifikacji.
Tylko wspólnota suwerennych państw gwarantuje nam realny wpływ na bieg spraw w tak istotnych kwestiach, jak: zdrowie, edukacja, kultura, wymiar sprawiedliwości.
Próby w rodzaju tej podjętej przez Rafała Trzaskowskiego, polegającej na rugowaniu krzyża z przestrzeni publicznej, jaką jest wszak urząd, z góry skazane są na niepowodzenie i generują niepotrzebne emocje w czasie, gdy mamy w drodze wyboru naszych przedstawicieli do Parlamentu Europejskiego decydować o kształcie Europy, w perspektywie najbliższych lat.
Europa to także małe ojczyzny, czy jak chcą inni euroregiony…
W tej sprawie mamy wiele do nadrobienia. Mazowsze, gdzie mieszkam…, tu przyszły na świat i mieszkają moje dzieci i wnuki, ma znaczne potrzeby inwestycyjne w drogownictwie i infrastrukturze. Tutaj Europa nie przewiduje obecnie istotnych nakładów – i to wymaga zmiany. Znam potrzeby i dążenia mieszkańców naszych wsi, miast i miasteczek, jako że spotykam się z nimi na co dzień. Najpierw jako radna sejmiku wojewódzkiego, potem jako senator tej ziemi, wreszcie jako poseł. Mogę obiecać jedno. Jeśli tak zdecydują wyborcy, będę aktywnie wspierać Mazowsze w Parlamencie Europejskim i wszędzie tam, gdzie jak w Komitecie Regionów zapadają istotne decyzje. Nie zawsze uwzględniają bowiem fakt, że na algorytmy zamożności Mazowsza wpływa np. Warszawa. W efekcie podział środków nie uwzględnia faktycznych potrzeb w tym zakresie. To kolejne zadanie, w ramach dbałości o nasze, polskie sprawy.
Rozmawiał: Maciej Małek