18 grudnia 2023 roku. Tuż przed Bożym Narodzeniem pod Bramą Brandenburską w Berlinie staje 3 tys. traktorów. Na ich czele stoi Joachim Rukwied. „To jest wojna” – mówi do rządzących.
Gwałtowną reakcję Rukwieda, przewodniczącego Niemieckiego Stowarzyszenia Rolników (DBV), wywołała perspektywa zniknięcia dopłat do oleju napędowego dla rolników. Niemiecki sektor rolniczy stanął murem za przewodniczącym – podczas kolejnego berlińskiego protestu kilka tygodni później pojawiło się już 5 tys. ciągników. Choć politycy starali się załagodzić niezadowolenie, rolnicy blokowali place i ulice przez wiele miesięcy.
Rukwied był chętny do rozmów, chociaż nie do ustępstw. Tłumaczył mediom, na czym polegają problemy europejskich rolników i szybko zyskał poparcie wykraczające poza sektor rolniczy. Został głosem zdrowego rozsądku przeciwstawiającym się dewastującej polityce środowiskowej i energetycznej rządu Olafa Scholza – którego budżet na lata 2023 i 2024 został unieważniony przez niemiecki Trybunał Konstytucyjny, co wprowadziło jeszcze większe zamieszanie.
Rukwied był uosobieniem oporu przeciwko nieudolnej polityce rządu „tych, którzy nigdy nie pracowali i nigdy się nie pocili”. Był niezależną siłą, wywodzącą się spoza elit politycznych. Jego postulaty ocierały się o truizmy jak żądanie takich samych wymogów produkcyjnych dla ziemniaków produkowanych w Europie i poza Europą. Trudno było jednak przewidzieć konsekwencje tego ruchu podczas następnych wyborów.
Kiedy przyszła wiosna i niemiecki rząd ustąpił w kwestii części żądań, Rukwied ogłosił, że w gospodarstwach rolnych sporo zostało do zrobienia, w związku z czym zawiesił protesty. Nakazał rolnikom powrót do pracy, a oni go posłuchali. Niemieckie Stowarzyszenie Rolników nigdy nie wykazywało takiej jedności, takiej jednomyślności, jak pod przywództwem Rukwieda.
Do związku należy 300 tys. gospodarstw rolnych. Rukwied walczy w ich obronie, ale potrafi też przeciwstawić się pomysłom, które uważa za niewłaściwe. Kiedy tłum rolników uniemożliwił niemieckiemu ministrowi gospodarki i klimatu Robertowi Habeckowi zejście z promu w porcie Schlüttsielw, gdy ten powracał z wakacji, Rukwied zaoponował, podkreślając, że „jesteśmy związkiem, który broni demokratycznych zwyczajów”. „Osobiste ataki, zniewagi, groźby, przymus lub przemoc są niedopuszczalne” – napisał w oświadczeniu, wzywając jednocześnie rolników do ustąpienia, „pomimo całego niezadowolenia, oczywiście szanujemy prywatność polityków”.
Dawniej Rukwied należał do konserwatywnej partii CDU, obecnie uważa się za apolitycznego. Dostawał wiele propozycji od różnych partii i ugrupowań, ale programowo się im opiera, zyskując tym na wiarygodności w oczach swoich zwolenników.
Rukwied ma spore poparcie wśród zwykłych Niemców, którzy odbierają go jako swojego. Jest synem rolników z Eberstadt w dolinie Weinsberg niedaleko Heilbronn. Rodzinne gospodarstwo, liczące 20 hektarów, przejął w 1994 r. Przez dzierżawę rozbudował je do powierzchni aż 320 ha.
Przeczytaj także:
- Chorwacja/ Protest rolników z powodu zalania rynku towarami z importu
- Hiszpańskie protesty rolników, to walka małych z wielkimi
- Protesty rolników we Francji
- Państwa wojują z rolnikami
Rukwied należy do ósmego pokolenia rolników, dlatego szydzi z rządu, który „teraz chce mnie nauczyć, jak utrzymać żyzność gleby i wzmocnić bioróżnorodność”. Trójka jego dzieci, także pracuje w branży rolnej. Rukwied studiował ekonomię rolnictwa w Nürtingen, dobrze czuje się w zarządzaniu, przez co chętnie działa w zarządach i radach nadzorczych przemysłu paszowego, nasiennego i spożywczego.
Pod koniec czerwca odbędą się wybory na stanowisko przewodniczącego Niemieckiego Stowarzyszenia Rolników. Rukwied liczy na reelekcję.