fbpx
8 grudnia, 2024
Szukaj
Close this search box.

"Każdy rząd pozbawiony krytyki jest skazany na popełnianie błędów"

Wieje wiatr antymakronizmu. Redaktor naczelny „Le Figaro” analizuje wybory

Redakcja
Redakcja

Nowy Świat 24 | Redakcja

Fala przetacza się przez Europę: od Włoch po Danię, od Austrii po Holandię – pisze Alexis Brézet, redaktor naczelny „Le Figaro”. W jednym miejscu dochodzi do głosu partia „konserwatywna”, w innym „populistyczna”. Na popularności zyskuje „skrajna prawica”, „radykalna prawica” i „nacjonalistyczna”. Jednak to wszystko jest bardziej skomplikowane. Chodzi o zmianę Europy, a potrzebę tę napędza jedna główna przyczyna. Jest nią obawa, o to, jak niekontrolowana imigracja wpłynie na równowagę społeczeństw i zagrożenie, jakie polityczny islam stanowi dla przyszłości europejskiej cywilizacji.

Irytujący i arogancki?

Dziś ma się wrażenie, że wszyscy biedni i cierpiący na innych kontynentach przybywają do Europy. W UE w latach 2013-2023 zarejestrowano 8 mln wniosków o azyl po raz pierwszy. To liczba, która mogłaby tworzyć nowe państwo członkowskie złożone wyłącznie z osób ubiegających się o azyl.

Obywatele Unii coraz mocniej pokazują podczas wyborów, że najwyższy czas na drastyczną rewizję unijnej polityki imigracyjnej. Chcą polityki opartej na ograniczeniu liczby nowoprzybyłych i wydaleniu tych, którzy naruszają zasady panujące w krajach i ignorują wartości oraz kwestionują styl życia mieszkańców.

Z drugiej strony wiatr jest czysto francuski. To wiatr antymakronizmu, który obecnie wieje we wszystkich partiach, we wszystkich grupach wiekowych i we wszystkich kategoriach ludności – zauważa Brézet. Pierwotny, graniczący z uwielbieniem, podziw dla najmłodszego w historii Francji prezydenta z czasem przerodził się we wrogość wobec niego. Nicolas Sarkozy spotkał się z wrogością wywołaną przez swoje, czasem brutalne decyzje polityczne. U François Hollande’a nie podobały się jego miękkość i niezdecydowanie. Z kolei Emmanuel Macron wzbudza gwałtowną irytację. Francuzów irytuje jego sposób i zachowanie, postrzegane jako aroganckie i narcystyczne.

W rezultacie dosłownie wszystkie partie przekształciły ostatnie wybory w de facto referendum przeciwko Macronowi. Była to okazja dla Francuzów, by pokazać swojemu prezydentowi, co myślą o jego polityce, aby wyrazić wobec niego zdecydowane wotum nieufności.

Policzek dla Macrona

Rassemblement National (Zjednoczenie Narodowe) od zawsze słynie ze swoich antyimigracyjnych przekonań i wiatru antymakronowego. Dziś jego wiceprzewodniczący Jordan Bardella w pełni to wykorzystuje. Zatriumfował, zdobywając w wyborach ponad 30 proc. głosów – dwa razy więcej niż lista Macrona. Trzeba przy tym zauważyć, że z wyjątkiem Simone Veil (RPR-UDF) w 1984 r., żadna lista z jakiejkolwiek partii nigdy nie osiągnęła takiego wyniku od początku wyborów europejskich. RN dosłownie miażdży całą konkurencję partyjnej prawicy.

Emmanuel Macron nigdy wcześniej nie doświadczył porażki i chociaż mógł się jej spodziewać, doznał strasznego upokorzenia. Przegrana była jak policzek. Pokonało go RN, z którego powstrzymania uczynił w 2017 r. kamień węgielny swojego politycznego zaangażowania. Także lewica socjalistyczna, kierowana przez Raphaëla Glucksmanna, podniosła się z popiołów i znalazła się z niemal 14 proc. poparciem na trzecim miejscu w wyborczym rankingu. Z kolei czwarte miejsce La France Insoumise, której liderem jest Manon Aubry, pokazuje, że skomunizowana skrajna lewica, także coraz mocniej zakorzenia się w świadomości wyborców.

Emmanuel Macron był natrętny i niewyczerpany podczas kampanii. Żaden inny prezydent Francji nie był tak zaangażowany w europejską bitwę, jak on. A jednak przegrał. „Makronizm upada. Inflacja, zadłużenie, Nowa Kaledonia, a przede wszystkim eksplozja liczby przestępstw i tragedii na tle politycznego islamu i niekontrolowanej imigracji, przemówiły głośniej niż on sam” – pisze Brézet. To prawdziwa polityczna katastrofa. Macronowi udało się tak dobrze wyeliminować jakąkolwiek alternatywę między nim a Marine Le Pen, że dziś, jeśli chodzi o prawicę, nie ma już nikogo lub prawie nikogo, kto jeszcze mógłby walczyć o Pałac Elizejski. Co prawda, przewodniczącej RN tam jeszcze nie ma, ale nigdy wcześniej nie była, aż tak blisko.

Katastrofa nie tylko z winy Macrona

Powszechnie mówi się, że rządy obecnego prezydenta to rządy wszystkich kryzysów. To czasy „gilets jaunes”, Covidu, Ukrainy… Do tego jeszcze pożar Notre-Dame! Macron trafił na moment, gdy wszelkie wcześniejsze błędy rządzących pokazują swoje konsekwencje. Dziś problemy się piętrzą i dotyczą m.in. imigracji, edukacji, zadłużenia czy braku bezpieczeństwa. Jednak Macron nie jest bez winy – nie zrobił nic, by się z nimi uporać. „Jego politycznym błędem było przekonanie, że jego umiejętności manewrowania pozwolą mu nadrobić brak większości, podczas gdy w 2022 r. powinien był oczywiście zmienić sojusze – ale oznaczałoby to zmianę polityki – tak jak już zmienił swój elektorat: wyraźnie wybierając porozumienie jedności narodowej z prawicą” – zauważa Brézet, dodając, że „w polityce nie da się nadrobić straconego czasu”. Bo jak zjednoczyć ludzi i rządzić w sytuacji, gdy nie ma się już większości, ani poparcia opinii publicznej. Makronizm wydaje się, być skazany na śmierć.

Według Brézeta w Europie nadal obecna większość, czyli EPL, S&D i Odnowa, będzie kontynuować swój kurs. W poszczególnych tylko przypadkach do głosu dojdzie lekka „prawicyzacja”. Ale tę nadzorować będą Rada i Komisja Europejska.

Jednak tak w Brukseli, jak i w Paryżu nie wolno zapomnieć zbyt szybko o przesłaniu, które właśnie wysłali im wyborcy. „Strzeż się gniewu ludu! Ani fali, ani wiatru nie da się łatwo zatrzymać” – ostrzega na koniec Brézet.

Przeczytaj także:

NAJNOWSZE: