fbpx
21 czerwca, 2025
Szukaj
Close this search box.

"Każdy rząd pozbawiony krytyki jest skazany na popełnianie błędów"

Francję może czekać kohabitacja. Kto będzie prowadził politykę zagraniczną Paryża?

Kamil Goral
Kamil Goral

Nowy Świat 24 | Redakcja

Macron, polityka zagraniczna, reforma
Emmanuel Macron

Systemy polityczne państw europejskich są do siebie podobne. Głową państwa jest najczęściej prezydent, gdzieniegdzie król. Szefem rządu jest premier lub kanclerz. Gabinet jest wyłaniany przez większość parlamentarną i formalnie powoływany przez głowę państwa. Prezydent w wielu europejskich państwach nie ma władczych kompetencji, niekiedy, w razie problemów z ukonstytuowaniem większości parlamentarnej, może podejmować istotne decyzje (np. o skróceniu kadencji władzy ustawodawczej), jednak tego typu sytuacje nie zdarzają się zbyt często.

Inaczej sprawy mają się we Francji. Tam prezydent nie pełni wyłącznie funkcji reprezentacyjnych, ma zdecydowanie większą władzę niż jego odpowiednicy z Austrii, Niemiec czy Włoch. Francja jest klasycznym przykładem systemu półprezydenckiego. Polega on na tym, że występuje podwójna egzekutywa, tzn. jest zarówno prezydent i premier. Inaczej jednak niż w typowym systemie parlamentarno – gabinetowym, uprawnienia prezydenta są znaczące i realnie wpływa on na bieżące rządzenie państwem. Obecna konstytucja Francji pochodzi z 1958 roku, kiedy na czele państw stał nie kto inny tylko Charles de Gaulle. To już mówi samo za siebie. Jako silny przywódca de Gaulle miał także odpowiednie kompetencje jako prezydent.  Innymi słowy regulacje prawne były dostosowane do osoby, która pełniła urząd.

Obecnie Francja szykuje się do wyborów parlamentarnych, w których spore szanse na zwycięstwo ma opozycyjne wobec obecnego prezydenta Zjednoczenie Narodowe. Jest zatem całkiem prawdopodobne, że to właśnie to ugrupowanie zdobędzie w parlamencie większość. Wówczas prezydent Macron najpewniej powoła na stanowisko szefa rządu osobę wskazaną przez ZN. Będzie to przykład tzw. kohabitacji (dosłownie: współzamieszkiwania), czyli sytuacji, w której prezydent i premier wywodzą się z różnych obozów politycznych. W tych okolicznościach pojawia się pytanie, jak ułoży się współpraca między głową państw a szefem rządu? Trzeba zaznaczyć, że chociaż rząd może się zmienić, to np. w polityce zagranicznej takie zmiany wcale nie muszą się pojawić. Zgodnie z francuską tradycją ustrojową ten obszar jest zagospodarowany przez głowę państwa. Niemniej sprawa nie jest jasno uregulowana prawnie i wynika raczej z pewnego obyczaju politycznego. We Francji kohabitacja nie jest zbyt częsta, wobec tego rząd z reguły podporządkowuje się prezydentowi, stąd zapewne głowa państwa zyskała możliwość swobodnego kierowania kwestiami zagranicznymi. Teraz jednak wcale tak być nie musi.

Marine Le Pen i jej Zjednoczenie Narodowe ma zupełnie inną wizję Unii Europejskiej od prezydenta Emmanuela Macrona. ZN chce Europy Ojczyzn, Macron zaś opowiada się za kierunkiem federacyjnym. Nie są to raczej rozwiązania dające się ze sobą pogodzić w ramach jakiegoś politycznego konsensusu. Wydaje się raczej, że właśnie polityka na poziomie unijnym będzie główną kością niezgody na francuskich szczytach władzy. Tu pojawia się bardzo istotne pytanie, kto będzie reprezentował Francję na unijnych szczytach? Zgodnie ze wspomnianą wcześniej praktyką był to prezydent, niemniej po ewentualnej zmianie rządu rozdźwięk między polityką Macrona i przyszłym gabinetem będzie ogromny. W tych okolicznościach uzgodnienie wspólnego stanowiska wydaje się mało realne, a mówiąc jasno, niemal zupełnie niemożliwe. Bo jak pogodzić ideę Europy Ojczyzn z takimi pomysłami jak powszechne wybory przewodniczącego Rady Europejskiej, które zgłasza francuski prezydent.

Francja ma swoje wyzwania gospodarcze: ogromne zadłużenie i mikry wzrost gospodarczy. To spowodowało, że zniknęła idea francusko – niemieckiego tandemu zarządzającego Unią. Niemcy stały się zbyt silne gospodarczo, a Francja z kolei zbyt słaba. Niemoralna była zaś ostatnia zmiana francuskiej konstytucji wpisująca do niej dostęp do aborcji, czyli zabijania nienarodzonych dzieci. To pokazuje ideologiczne zacietrzewienie tamtejszych polityków i to bez względu na barwy polityczne. Wpisanie tych rozwiązań do konstytucji poparła przecież, uchodząca za prawicową, Marine Le Pen.

Przeczytaj także:

W najbliższych miesiącach Francję może czekać poważne polityczne przesilenie, które będzie miało także poważne reperkusje na poziomie unijnym. Otwartym pozostaje pytanie, kto będzie prowadził francuską politykę zagraniczną. Wydaje się, że w razie zmiany rządu ta kwestia może być jedną z najbardziej problematycznych.

Przeczytaj także:

NAJNOWSZE: