Zapowiedział jednocześnie roztoczenie opieki nad ocalałymi z pożogi wojennej i gehenny okupacji oraz stworzenie w Berlinie miejsca upamiętnienia ofiar niemieckiej okupacji. „My Niemcy przysporzyliśmy Polsce niezmierzonych cierpień, jesteśmy świadomi swojej winy i odpowiedzialności za miliony ofiar niemieckiej okupacji” – oświadczył Olaf Scholz.
„Dom Polsko-Niemiecki, którego powstanie planuje niemiecki rząd, ma być widomym znakiem przeciw zapomnieniu i przestrogą na przyszłość” dodał niemiecki kanclerz. W reakcji na to oświadczenie Donald Tusk stwierdził, że „w żadnej mierze nie jest rozczarowany propozycja i dobrym gestem ze strony kanclerza i niemieckiego rządu”
Gesty i słowa mają znaczenie w polityce, jak wtedy, gdy JF Kennedy wypowiedział pamiętne słowa „Ich bin ein Berliner” 26 czerwca 1963 w 15. rocznicę berlińskiego mostu powietrznego, czy gdy Ronald Reagan 12 czerwca 1987 r. wezwał pod Bramą Brandenburską Gorbaczowa, by „zburzył ten mur”.
Tyle tylko, że za tamtymi znamiennymi słowy poszły brzemienne w skutki decyzje. W tym przypadku mamy do czynienia z tym, co młodzież nazywa ściemą! Trudno więc wziąć za dobrą monetę słowa szefa polskiego rządu, że dla niego ważne jest, że usłyszał słowa i deklaracje, które „które potwierdzają powszechne przekonanie w Polsce, że wymuszone historią zrzeczenie się reparacji nie zmienia faktu, ile tragicznych strat w ludziach, majątku, terytoriach Polska poniosła wskutek napaści Niemiec”.
Co więcej, nader dwuznacznie zabrzmiało w ustach polskiego polityka stwierdzenie, że w sensie prawnym problem reparacji opisano w traktatach i decyzjach rządowych, ale można z tego „wyciągać różne konsekwencje i wnioski, co to tak naprawdę oznacza”. Zwłaszcza gdy dodał, że „ta intencja wynika raczej z potrzeby rządu Niemiec i w żadnej mierze nie zastępuje tego, co Polska straciła z winy Niemiec”.
Obserwatorzy nie kryją konsternacji, a nawet oburzenia, określając niemiecką propozycję jako bezczelną, bowiem miesza porządki i materie. Polska od dawna domaga się zadośćuczynienia, co w żadnej mierze nie koresponduje z reparacjami ustalanymi przez sprzymierzonych bez zgody czy konsultowania zainteresowanych stron. Zdaniem Arkadiusza Mularczyka Tusk został „koncertowo ograny”, chyba że małe w wymiarze finansowym gesty mają sprawę otworzyć, zamiast ją ostatecznie zamykać.
Prezydent Andrzej Duda pytany o wypowiedź premiera po spotkaniu z przywódcą Albanii stwierdził, jak następuje: „Ja nie podzielam stanowiska o tym, że jakiekolwiek polskie władze w sposób skuteczny zrzekły się prawa i roszczeń do zadośćuczynienia nam za krzywdy, które stały się udziałem Polaków, polskiego narodu i naszego państwa, naszych ziem w okresie II wojny światowej”.
Dopytywany o prawno-międzynarodowe następstwa zrzeczenia się przyznanej Polsce części reparacji dodał: „Nie uważam, żeby jakakolwiek rezygnacja czy zrzeczenie się z oczekiwań, roszczeń, było dokonane prawnie skutecznie, więc jeżeli pan premier zgadza się z niemieckim stanowiskiem, że doszło do jakiegoś zrzeczenia, to powiem tak: ja się nie zgadzam”.
Przeczytaj także:
- Prywatne: Sondaż: 58,2 proc. Polaków chce ubiegania się o reparacje od Niemiec
- Reparacje za II Wojnę już płaciliśmy
Kontrowersje na linii rząd – prezydent znane są nie od dzisiaj, także w kwestiach natury fundamentalnej. Wydaje się jednak, że ta akurat sprawa, jak mało która, łączy podzieloną opinię publiczną. Nie ma tu miejsca na spory polsko-polskie, a cóż dopiero prowadzenie publicznych polemik w obliczu partnera, który konsekwentnie – prawda, że nie szczędząc miłych słów i gestów – starannie unika rzeczowego podjęcia tematu, którego” zamieść pod dywan” nie sposób.