fbpx
21 kwietnia, 2025
Szukaj
Close this search box.

"Każdy rząd pozbawiony krytyki jest skazany na popełnianie błędów"

Im większe zwycięstwa Putina, tym mniejsza opozycja

Redakcja
Redakcja

Nowy Świat 24 | Redakcja

Po napaści Rosji na Ukrainę Zachód nałożył liczne sankcje i zakazy podróżowania dla Rosjan. To zaburzyło życie bogatych rosyjskich elit i wprawiło je w stan szoku. Początkowo na polu bitwy nie szło agresorom dobrze, wojna postrzegana była przez zamożnych obywateli Rosji jako katastrofa. Poczynania Putina podsumowywali więc dosadnie. „Rosja, którą głęboko kochamy, wpadła w ręce idiotów. Trzymają się dziwacznych, przestarzałych dziewiętnastowiecznych ideologii. To nie może skończyć się dobrze. Skończy się katastrofą” – powiedział swojemu rozmówcy podczas rozmowy telefonicznej Roman Trotsenko, były szef największej firmy stoczniowej w kraju. Treść ta wyciekła w kwietniu ubiegłego roku. Władimira Putina i jego rząd „pieprzonymi przestępcami”, nazwał z kolei słynny producent muzyczny Iosif Prigożyn.

Niektórzy oligarchowie, którzy przebywali za granicą w czasie inwazji, odmówili powrotu do kraju. Wracać nie chciał m.in. Michaił Fridman, właściciel największego prywatnego banku w Rosji.

Wszystko się zmieniło

Teraz kurs zmienił się na przeciwny. W zeszłym roku elity zaczęły popierać wojnę. Muzycy chętniej jeżdżą, by występować na okupowanych terytoriach. Fridman jesienią wrócił do Moskwy z Londynu. Uznał, że życie na Zachodzie pod sankcjami jest nie do zniesienia, a sytuacja w Rosji jest stosunkowo komfortowa. Wygląda na to, że oligarchowie przestali narzekać na wojnę i martwić się konfliktem. Uznali sytuację za znośną dla siebie i zastanawiają się jedynie, jak to wszystko może się ostatecznie skończyć. W rezultacie szanse na zakwestionowanie decyzji Kremla – które zawsze były niewielkie – całkowicie zniknęły.

Czym konflikt się może skończyć? Rosyjscy bogacze rozmaicie to postrzegają, Według niektórych duże zwycięstwo na polu bitwy pozwoli Putinowi ogłosić częściowe zwycięstwo i zakończyć wojnę. Inni twierdzą, że nastąpi to wraz z zajęciem Kijowa. Niektórzy są jednak przekonani, że dla Putina liczy się konfrontacja z Zachodem, a nie zwycięstwo w Ukrainie. Oznaczałoby to, że z czasem zaatakuje on kolejne państwo w Europie. Jest też grupa zdecydowanych pesymistów. Według nich Putin będzie tak długo walczył, jak długo będzie żył. Leży to bowiem w jego politycznym interesie.

Czemu zwrócili się w stronę Putina?

Jednym z powodów, dlaczego elity zaczęły inaczej odnosić się do sprawy konfliktu, jest to, że stały się bardziej ostrożne. Boją się, ponieważ Moskwa tłumi każdy sprzeciw. Na dodatek zrozumiano, że protesty nie mają sensu. Przede wszystkim jednak większość z nich widzi dziś inwazję w zupełnie innym świetle. Pomaga w tym wiara, że Rosja zwycięży, a odnosi ona obecnie faktyczne, chociaż powolne sukcesy na polu bitwy. Na dodatek wsparcie dla Kijowa ze strony Zachodu słabnie. Oznacza to dla broniącego się kraju mniej pomocy wojskowej.

„Źle jest być wyrzutkiem jako zwycięzca, ale gorzej jest być wyrzutkiem jako przegrany” – powiedział autorowi artykułu opublikowanego w „Foreign Affairs Magazine” jeden z rosyjskich oligarchów. Wcześniej bardzo krytyczny wobec wojny teraz zauważył, że w Rosji zmieniło się wszystko: stosunek do Putina, poglądy na Ukrainę i spojrzenie na Zachód. „Musimy wygrać tę wojnę. W przeciwnym razie nie pozwolą nam żyć. I oczywiście Rosja upadnie” – powiedział.

Co byłoby wygraną?

Dziś oligarchowie dyskutują o tym, jaka sytuacja będzie oznaczać zwycięstwo. Według niektórych wystarczyłaby każda większa udana ofensywa, gdyż usatysfakcjonowałoby to Putina i złamałoby wolę Ukrainy do wyzwolenia większej części terytorium. Uważają, że zajęcie Charkowa, drugiego co do wielkości miasta Ukrainy, mogłoby zaspokoić ambicje Kremla.

Niestety, rzeczywistość jest taka, że atak na Charków byłby koszmarem dla wszystkich. Ta dawna stolica Ukrainy była tętniącym życiem centrum ukraińskiej i rosyjskiej kultury, nauki i edukacji przed rozpoczęciem wojny. W przypadku rosyjskiej napaści Charków doświadczyłby niemal całkowitego zniszczenia infrastruktury, więc szybko by się wyludnił. Ci, którzy pozostaną na miejscu, będą musieli przetrwać pod rosyjską okupacją.

A to i tak najmniej straszna z wizji popieranych przez rosyjską elitę. Jeden z blisko powiązanych z Kremlem biznesmenów twierdzi, że Putin ma większe ambicje i nie będzie usatysfakcjonowany zdobyciem jedynie północno-wschodniej Ukrainy. Spróbuje zająć Kijów, bo postrzega to miasto jako kolebkę rosyjskiej cywilizacji. Putin ma szczególny sentyment do Ławry Peczerskiej, starego prawosławnego klasztoru. Jest to miejsce spoczynku kilku czczonych rosyjskich świętych i postaci historycznych, w tym imperialnego premiera Rosji Piotra Stołypina, którego przywódca Rosji głęboko podziwia. W 2013 r. spędził tam większość czasu podczas swojej ostatniej oficjalnej wizyty.

Przywiązanie do Ławry tak Putina, jak i głęboko religijnego nowego ministra obrony Rosji, Andrieja Biełousowa, tłumaczy, dlaczego Kijów nie został tak mocno zbombardowany, jak inne miasta.

Powtórna próba zdobycia ukraińskiej stolicy prawdopodobnie zacznie się na Białorusi, tak jak zimą 2022 r. i podobnie jak wtedy, rosyjskie wojska przejadą przez radioaktywne pustkowia otaczające elektrownię jądrową w Czarnobylu. Zdaniem rosyjskich elit tym razem zajęcie Kijowa może się udać, gdyż Ukraińcy są już zbyt zmęczeni, by stawić kolejny opór.

Dalej na Zachód?

Osoby zbliżone do prezydenta Rosji twierdzą jednak, że na Ukrainie się nie skończy, bo Putin postrzega inwazję, jako jeden z frontów konfliktu z Zachodem. Istnieje obawa, że chcąc pokonać swoich prawdziwych wrogów w Brukseli i Waszyngtonie, może zaatakować jakiegoś członka NATO. Najbardziej prawdopodobnym celem jest Estonia lub Łotwa. W obu tych krajach bałtyckich żyją duże mniejszości rosyjskie.

W tym przypadku Moskwa posłużyłaby się znów znanym schematem. Federalna Służba Bezpieczeństwa nakłoniłaby rosyjskojęzycznych mieszkańców jednego z bałtyckich państw do twierdzenia, że są uciskani przez neonazistowski rząd i potrzebują pomocy Kremla. To dałoby Rosji pretekst do ataku i przejęcia kontroli nad gminami we wschodniej części kraju. Takie zajęcie terytorialne stanowiłoby ogromne wyzwanie dla NATO, sojuszu opartego na zasadzie, że atak na jednego z jego członków, nieważne jak małego, jest atakiem na wszystkich. Zajmując na przykład Narwę, Putin sprawdziłby, czy blok jest naprawdę skłonny zaryzykować trzecią wojnę światową z powodu kilku mil kwadratowych na rosyjskiej granicy.

By osłabić szanse Bidena

Oligarchowie są przekonani, że NATO nie odważy się odpowiedzieć na agresję Rosji. Postrzegają Zachód jako zmęczony i podzielony. Prezydenta USA Joe Bidena i przywódców europejskich uważają za słabych. Nie wierzą, że NATO zjednoczy się jednogłośnie w obronie zaatakowanego kraju, a raczej przytłoczone paniką i chaosem w ogóle niewiele zrobi.

Taka prowokacja może być szczególnie pomocna dla Rosji w okresie poprzedzającym wybory prezydenckie w USA. Kreml może nawet wierzyć, że śmiertelnie osłabiłoby to szanse Bidena. Sytuacja kryzysowa w krajach bałtyckich, na której Biden się potknie, może przedstawić prezydenta USA jako słabego i niekompetentnego, a także udowodnić twierdzenie Donalda Trumpa, że NATO jest przestarzałe.

Przywódca Rosji oczywiście może również próbować osłabić Bidena bez atakowania krajów bałtyckich. Wystarczy więcej wygranych bitew na Ukrainie. Putin dąży do wygranej Trumpa, gdyż znana jest sympatia byłego prezydenta USA do Rosji. Przecież to Trump obiecał zakończyć wojnę na Ukrainie „w ciągu 24 godzin”, jeśli zostanie wybrany.

Ale nie wszyscy w Rosji uważają, że wojna zakończy się, jeśli Trump zostanie wybrany. Niektórzy uważają, że wojna nie zakończy się w żadnej sytuacji.

Jak powiedział biznesmen zbliżony do Kremla, Putin zbytnio polubił wojnę, która pomogła mu zmobilizować społeczeństwo, uwięzić niektórych dysydentów, zabić innych i zmusić większość pozostałych do opuszczenia kraju. Wojna zjednoczyła również elity, które teraz czują się niechciane na Zachodzie i postrzegają Putina jako jedyną nadzieję na dobre życie. W rezultacie inwazja oznacza mniejszą presję na Putina niż kiedykolwiek wcześniej.

Jednak elity żyją też nadzieją, że mimo wszystko wojna wreszcie dobiegnie końca.

Przeczytaj także:

NAJNOWSZE: