Wbrew pogłoskom o przystąpieniu do Europy Suwerennych Narodów, hiszpański polityk określany mianem „antyestablishmentowego agitatora” poinformował, że jego partia prowadzi aktualnie negocjacje z „co najmniej” trzema ugrupowaniami w Parlamencie Europejskim.
Rezultat negocjacji, który ma zostać upubliczniony jeszcze w tym tygodniu zależy zdaniem Pereza od możliwości zapewnienia SALF realnego wpływu na decyzje danej rodziny politycznej, oraz jasnej deklaracje w przedmiocie działań o charakterze antykorupcyjnym.
Pojawienie się nowego gracza, chociaż jak dotąd jedynie na europejskiej scenie politycznej, może stanowić wyzwanie dla partii VOX, jak dotąd trzeciej siły w hiszpańskich Kortezach, gdyż ich poglądy, choćby w kwestii migracji pozostają bardzo zbliżone.
W PE eurodeputowani VOX przyczynili się do sukcesu Viktora Orbana przystępując do jego ugrupowania Patrioci dla Europy, po tym, jak opuścił Europejskich Konserwatystów i Reformatorów.
We wtorek 15 lipca Alvise Perez spotkał się w Brukseli z korespondentami prasy zagranicznej. Mówiąc, że reprezentuje 800 tys. Hiszpanów mających dość dotychczasowych sposobów działania UE, zwłaszcza w zakresie polityki migracyjnej. Zaatakował wprost Komisję Europejską, działającą pod kierownictwem Ursuli von der Leyen. Nazwał bowiem to gremium „rządem coraz bardziej przypominającym Związek Radziecki niż prawdziwą Europę narodów”.
Zdaniem Pereza wypełnianie obowiązków eurodeputowanego nie będzie kolidowało z budowaniem siły nowego ugrupowania, z myślą o starcie w kolejnych wyborach parlamentarnych w Hiszpanii, zaplanowanych na rok 2027. Pracę w Brukseli chce bowiem łączyć z tworzeniem silnych struktur organizacyjnych SALF na terenie swojego kraju.
Cel strategiczny to utworzenie własnego rządu lub co najmniej uzyskanie znaczącego wpływu na jego kształt, aby (jak to określił): „wyrzucić hiszpańskiego premiera Pedro Sancheza z rządu”. Tym samym zapowiedział rezygnację z mandatu europosła z chwilą rozpisania wyborów parlamentarnych i ubieganie się o mandat w wyborach krajowych.
„Zasadniczo chodzi o to, aby móc połączyć moje działania jako posła do PE z wdrożeniem struktury, której potrzebujemy do stworzenia partii politycznej, z którą wystartujemy w następnych wyborach parlamentarnych w Hiszpanii” – skonkludował swoją wypowiedź.
W momencie, kiedy część polskich polityków porównywała Brukselę do dawnego ZSRR, wywoływało to uśmiech pobłażania, a niekiedy zaś „święte oburzenie”. Okazuje się jednak, że pogląd tego rodzaju wcale nie jest odosobniony.
Być może nie jest przypadkiem, że formułuje go polityk z kraju, gdzie pamięć o tzw. brygadach międzynarodowych, finansowanych przez stalinowski reżim, nadal pozostaje żywa. Doświadczenie podpowiada, że z chwilą, gdy instytucje demokratyczne tracą swoją podmiotowość, stając się jedynie atrapami, mamy w istocie do czynienia z dyktaturą, przy zachowaniu pozorów demokracji.
W tym kontekście wypowiedź hiszpańskiego polityka należy traktować jako głos oddający nastroje i odczucia, znacznej części opinii społecznej. Nie tylko w Hiszpanii.