W połowie 2022 r. zakład karny w Czelabińsku w Rosji zaczęła obiegać nietypowa plotka o tym, jak rząd zamierza zaproponować rosyjskim więźniom układ: zamiast odsiadywać do końca swoje wyroki, pójdą walczyć z Ukrainą, a jeśli przeżyją, po kilku miesiącach wrócą do domów – wolni i finansowo nagrodzeni za swoje poświęcenie. Po kilku miesiącach w Czelabińsku pojawił się Jewgienij Prigożyn, przywódca Grupy Wagnera. Krążył po kraju i faktycznie proponował więźniom, by wstąpili do kierowanej przez niego grupy najemników. Mniej więcej dwa lata później wagnerowcy przestali walczyć z Ukrainą, a sam Prigożyn, który zbuntował się przeciwko Kremlowi, zginął w katastrofie lotniczej.
Tym razem to Ukraina postanowiła przejąć strategię zwiększania liczebności swojej armii poprzez prowadzenie rekrutacji w więzieniach. W ten sposób chce uzupełnić niedobory żołnierzy. Do tej pory już ponad 2,8 tys. więźniów warunkowo opuściło zakłady karne, aby wziąć udział w niezbędnym szkoleniu wojskowym. Później zostaną przydzieleni do jednostek. Wszystko to stało się możliwe za sprawą nowej ustawy mobilizacyjnej, którą nie bez kontrowersji przyjęto właśnie po przeszło dwóch latach wojny.
Pierwsi więźniowie zaczęli już zasilać szeregi 24. Brygady, o czym jednostka napisała na swoim facebookowym profilu: „Rekruci naszej brygady skorzystali z okazji, aby otrzymać drugą szansę i dołączyć do wojny. Należy zauważyć, że wśród nich jest wielu patriotów, którzy wielokrotnie wyrażali chęć obrony ojczyzny. Jest wiele osób z doświadczeniem bojowym”.
Ukraińskie Ministerstwo Sprawiedliwości zakłada, że w pierwszym etapie rekrutacji więźniów do armii może trafić 5 tys. rekrutów z zakładów karnych. Jeśli jednak operacja okaże się sukcesem i zainteresowanie będzie duże, możliwe jest zwiększenie tej liczby do przeszło 27 tys. więźniów.
„Duża część motywacji wynika z faktu, że chcą oni wrócić do domu jako bohaterowie, a nie po prostu wracać do domu z więzienia” – skomentowała sprawę Olena Wysocka, wiceminister sprawiedliwości Ukrainy.
Podobnym argumentem posługiwał się (i posługuje nadal) Kreml. Kijów podkreśla jednak, że jego plany są odmienne i nie zamierza wykorzystywać więźniów w taki sposób, jak Rosjanie pod Bachmutem, gdzie oddziały zrekrutowanych rosyjskich więźniów wykorzystywano jako mięso armatnie.
„Na Ukrainie motywacja w dużej mierze opiera się na patriotyzmie. Nasi więźniowie wstępują do armii dobrowolnie. W Rosji było to dobrowolne, ale także przymusowe. Osobiście widziałem (rosyjskich) więźniów, którzy zostali zmuszeni do dołączenia do Wagnera” – powiedział Denys Maluśka, minister sprawiedliwości w rządzie Wołodymyra Zełenskiego. „(Na Ukrainie) jest to regularna państwowa służba wojskowa ze wszystkimi gwarancjami: pensją, ubezpieczeniem społecznym, świadczeniami w przypadku obrażeń, śmierci itp. Jeśli chodzi o motywy i mechanizmy, historia jest zupełnie inna (niż w Rosji)” – podkreślał.
Rosja wykorzystywała swoich więźniów w charakterze mięsa armatniego w krwawych bitwach jak wspomniany Bachmut, żeby zmęczyć ukraińskie wojska. Dlatego żołnierze zrekrutowani z zakładów karnych praktycznie nie byli szkoleni. Ukraińcy natomiast twierdzą, że w ich przypadku rekrutacja jest dużo bardziej skomplikowana – więźniowie muszą najpierw przejść przez rozmowę kwalifikacyjną, badania lekarskie, a także rewizję wyroku skazującego.
Nie wszyscy więźniowie z Ukrainy zostaną dopuszczeni do walk z Rosjanami. Do służby nie będą kwalifikowane osoby, które odsiadują wyroki za gwałty i napaści na tle seksualnym, zabójstwa co najmniej dwóch osób oraz przestępstwa przeciwko bezpieczeństwu narodowemu. Pozostałe warunki to wiek poniżej 57 lat oraz minimum trzy lata pozostałe do końca wyroku.
Program rekrutacji ukraińskich więźniów, który przedstawiany jest jako odmienny od programu rekrutacji rosyjskich więźniów, został wprowadzony przez nową, kontrowersyjną, ustawę mobilizacyjną. W jej ramach obniżono także wiek poborowy – z 27 do 25 lat. Oprócz tego wprowadzono nowe kary dla mężczyzn, którzy nie zaciągną się do wojska: tym przebywającym na Ukrainie można teraz odebrać prawo jazdy, a tym, którzy wyjechali z kraju – odmówić usług konsularnych. Podniesiono też wysokość mandatów za drobne wykroczenia związane z poborem, na przykład nieposiadanie przy sobie karty poborowej.
„Szczerze mówiąc, Ukraina nie podjęła wielu użytecznych kroków w tym zakresie. Ukraina pilnie potrzebuje nowych rekrutów do swojej armii. Wśród jednostek działających na linii frontu panuje poważne zmęczenie, niektóre z nich nie były na urlopie od miesięcy; jest też wielu rannych, a dziesiątki ludzi umierają każdego dnia. W tym tempie Ukraina potrzebuje setek tysięcy nowych żołnierzy” – powiedział w komentarzu dla „El Confidencial” Rusłan Trad, badacz z Atlantic Council.
Nawet jeśli do ukraińskiej armii wejdzie 27 tys. więźniów – co według ministra jest scenariuszem optymistycznym – to będzie to jedynie niewielka część faktycznego zapotrzebowania na nowych rekrutów, które niektórzy wojskowi i analitycy oceniają nawet na 400 tys.
Poważne problemy ukraińskiej armii
Sięganie po tak desperackie kroki wynika z tego, że ukraińska armia jest w poważnym kłopocie. Po pełnowymiarowej rosyjskiej inwazji wśród Ukraińców wezbrała fala patriotycznego uniesienia, która dostarczyła armii wielu ochotników, ale wyczerpała się po kilku miesiącach – tymczasem populacja Rosji jest 3,5 raza większa. Ukraińskie jednostki walczące na froncie są wyczerpane, brakuje żołnierzy mogących odpierać coraz to nowe ofensywy Rosji.
„Nie jest tajemnicą, że wielu Ukraińców nie ma zamiaru iść na front, a Kijów nie ma możliwości przymusowej rekrutacji. W tym sensie więźniowie są zawsze postrzegani jako potencjalny atut” – argumentuje Trad.
Należy też brać pod uwagę, że wielu ukraińskich żołnierzy poległo w walce. Ukraiński rząd uporczywie ukrywał te statystyki, choć niedawno prezydent Zełenski wspomniał o 31 tys. żołnierzy poległych od początku pełnoskalowej inwazji. Według szacunków ekspertów faktyczna liczba ofiar po stronie Ukrainy jest dużo wyższa. Oprócz tego dziesiątki tysięcy mężczyzn odniosło rany na tyle ciężkie, że uniemożliwiają im dalszą walkę. A ci, którzy od miesięcy walczą z Rosjanami, są dziś wyczerpani i muszą się zmagać z poważnymi niedoborami sprzętu i amunicji.
Ukraina nie radzi sobie zbyt dobrze na froncie. Traci terytorium w takich rejonach jak Czasiw Jar, gdzie armia przyznała się do wycofania części swoich wojsk. W tym położonym około 15 km od Bachmutu mieście ciężkie walki toczyły się od kwietnia. Jednocześnie dotkliwe porażki ponoszą Ukraińcy w obwodzie charkowskim, gdzie wciąż napiera wojsko rosyjskie.
Amerykanie znieśli weto w sprawie wykorzystywania przez Ukrainę zachodniej broni do walk na terytorium Rosji. To ważny sygnał dla Kijowa, który wyraził wdzięczność za tę zmianę, jednak wciąż czeka na dostawę obiecanego sprzętu. Zresztą, nawet jeśli Zachód dostarczy kolejną broń Ukrainie, ta będzie miała problemy ze zdobyciem odpowiednio liczebnego personelu do jej użycia.
Dlatego właśnie mobilizacja jest tak ważna dla ukraińskiej armii. Opowiada się za nią nie tylko dowództwo wojskowe, ale i ukraińska opinia publiczna, przy czym jest to nadal kwestia bardzo delikatna. Trzeba pamiętać, że przeciągająca się wojna z Rosją nie pozostaje bez wpływu na nastroje panujące w ukraińskim społeczeństwie. Dlatego prace nad nową ustawą mobilizacyjną trwały od miesięcy. Wprowadzane przez nią środki i rozwiązania – do których należy między innymi pobór więźniów – to próba równoważenia wojskowego zapotrzebowania ze społecznymi nastrojami.
„Wykorzystywanie więźniów jest zawsze ryzykowne. Dawanie broni więźniom nie leży w interesie społeczeństwa, nawet jeśli istnieją widoczne i jasne zasady, według których ci ludzie będą kontrolowani, jak ma to miejsce w Kijowie” – przyznał Trad.
Przeczytaj także:
W Rosji było to tylko jedno z wielu ryzyk podjętych po to, by zwiększyć liczebność wojska. Mieli tam osobę, która dobrze rozumiała kulturę więzienną – w końcu Prigożyn przesiedział za kratkami dziewięć lat. Dlatego miał wolną rękę przy rekrutowaniu osadzonych i wykorzystywaniu ich później jako mięso armatnie. Kiedy Prigożyn stracił w Bachmucie ponad 20 tys. żołnierzy, praktycznie połowa z nich to byli właśnie zrekrutowani więźniowie. Jednak powód zaciągania osadzonych zawsze był oczywisty. „Prigożyn przyszedł do naszego więzienia i powiedział, że szuka zabójców. Powiedział nam, że armia jest pełna mięczaków, którzy nie potrafią wykonywać swojej pracy” – przyznał były rosyjski więzień zwerbowany do Grupy Wagnera, Aleksiej Sawiczew, w rozmowie z „The Guardian”.