W kampanii wyborczej z 1892 r. brali udział ci sami kandydaci, co cztery lata wcześniej. Obaj też starali się o drugą kadencję. Wówczas to wygrał Grover Cleveland, zostając prezydentem, który rządził przez dwie kadencje, choć nie kolejne.
Obecny wyścig do Białego Domu, wraz z rezygnacją Joe Bidena wydaje się jednak jeszcze bardziej przypominać ten z 1968 roku. Wtedy także Demokrata Lyndon Johnson zrezygnował z kandydowania w obliczu rosnącego niezadowolenia z powodu wojny w Wietnamie. Jego miejsce zajął wiceprezydent Hubert Humphrey.
Świnia na prezydenta!
Kiedy rozpoczęła się konwencja, Humphrey otrzymał więcej głosów niż ktokolwiek inny, ale nie miał większości. Ostatecznie jednak zdobył nominację. Przed i w trakcie konwencji odbywały się demonstracje przeciwko wojnie w Wietnamie, podczas których ważąca 66 kg świnia domowa Pigasus została nominowana przez partię Youth International Party na kandydata w wyborach prezydenta Stanów Zjednoczonych. Atmosferę kpin i zabawy szybko zakończył burmistrz, który stanowczo rozprawił się z protestami. Uruchomił również ekstremalne środki bezpieczeństwa podczas samej konwencji, utrudniając jej funkcjonowanie.
Jednak to nie przemówienia o pojednaniu i jedności pozostały w pamięci obserwujących kampanię, ale niepokoje i zamieszki.
Ostatecznie Humphreya pokonał Richard Nixon, mając sporą przewagę.
Podobne kampanie
Herrera dostrzega sporo podobieństw między konwencją z 1968 r. a obecną. Obie mają miejsce w Chicago. Wówczas w tle zmagań kandydatów był Wietnam, w tym roku jest to konflikt w Strefie Gazy i związane z tym protesty. Po raz kolejny w wyścigu startuje wiceprezydent. Jest też prawie 4 tys. delegatów, którzy nie są zobowiązani wobec żadnego kandydata.
Przeczytaj także:
Barack Obama wezwał do rywalizacji. Jednak wielu Demokratów, w tym kilku potencjalnych rywali Kamali Harris, wyraźnie woli uniknąć powtórzenia katastrofy, jaką był rok 1968 dla partii i jej kandydata, który ostatecznie wygrał na konwencji.
Można zrozumieć ich obawy.