Wedle elit ciągle jeszcze rządzących Unią Europejską tam jest łamana praworządność, gdy to czynią środowiska obce tym elitom, choćby nawet to były zachowania całkowicie błahe. Natomiast tam, gdzie same te elity łamią prawo, na przykład tak brutalnie jak rząd Tuska, to rzekomo nie narusza praworządności. Jeżeli ktoś by o tym głośno mówił, wskazując hipokryzję czy wręcz kłamstwa, ten może być oskarżony o szerzenie mowy nienawiści. Tu ponownie wychodzi na jaw opisana wyżej zasada Kalego: to jest nazywane mową nienawiści, co zawiera krytykę elit europejskich, natomiast gdy same te elity wyrażają swą nienawiść względem oponentów, tego żaden sąd nie zakwalifikuje jako szerzenie mowy nienawiści.
Opisane tu mechanizmy tworzą swoisty europejski system cenzury. Ten system, całe szczęście, nie jest jeszcze szczelny i nadal w Europie istnieją wolne media, prowadzące przekaz odsłaniający fałsze narzucanej odgórnie brukselskiej narracji. Wewnątrz Niemiec tego typu wolnych mediów brakuje, bo dobrze zorganizowane państwo skrzętnie odbiera niepokornym dziennikarzom ich legitymacje by praktycznie odsuwać ich od pracy. Szczęśliwie, w języku niemieckim da się jednak przeczytać prawdę o Unii w prasie publikowanej w Wiedniu i w Zurychu.
Starania elit brukselskich, by Europie narzucać cenzurę, w jaskrawy sposób łamią zapisy „Karty praw podstawowych UE”, gdzie w paragrafie 11 czytamy: „Każdy ma prawo do wolności wypowiedzi. Prawo to obejmuje wolność posiadania poglądów oraz otrzymywania i przekazywania informacji i idei”. Jak to się dzieje, że Unia depcze swą własną Kartę praw? Jest to możliwe ze względu na bierność obywateli, nieskorych do tego by się narażać władzom.
Aby zachowywać zdrowie społeczne konieczne są dojrzałość i spójność, a także to, by spora część obywateli brała na siebie ciężar bycia obrońcami dobra wspólnego. Obok sprawnie i profesjonalnie funkcjonujących struktur państwowych potrzeba jest szerokiego ruchu zaangażowanych nie-profesjonalistów, amatorów w zakresie kompetencji społeczno- politycznych, którzy jednak potrafią odróżnić ziarno od plew, zaś wobec podłości oraz nieuczciwości podjąć bunt. Na ich użytek bardzo przydatnym narzędziem mogłaby się stawać „Karta praw podstawowych UE”, o prostych, zrozumiałych i nie budzących wątpliwości zapisach.
Tu warto zauważyć, jak zabójczym może się okazywać relatywizm, który odżegnuje się od tego, by białe nazywać białym, zaś czarne czarnym. Gdzie szerzy się relatywizm, tam z w zasadzie nie ma miejsca na „Kartę praw podstawowych UE”, gdyż każde prawo staje się względne i bez żadnej kary te prawa można ludziom odbierać. Zawsze znajdą się tacy możni, którym to przysporzy zysku. Zaś za to płacić będą prości ludzie, których prawa będą deptane, bo to z ich portfeli wyciekać będą pieniądze zasilające trzosy wielkich tego świata.
Gdzie brakuje obrońców i gdzie szerzy się relatywizm, tam dochodzi do wynaturzeń w procesie obrony praw ludzkich, gdyż lista tych praw się monstrualnie rozszerza, powodując efekt rozmycia. Temu towarzyszy zanikanie poczucia odpowiedzialności za dobro wspólnoty. Im liczniejsze i bardziej wątpliwe są stale mnożone prawa, tym bardziej ludziom miesza się w głowach, tak, iż gubią się i na koniec nie są już zdolni bronić swego podstawowego interesu. Gdzie wmawia się ludziom, iż zawsze i wszędzie mają prawo zmienić własną płeć, tam brakuje pola na przypominanie sobie o prawie do tego, by uczciwą pracą móc zapewnić sobie godny poziom życia. Zaprzątanie ludzkiej uwagi sprawami fikcyjnymi służy temu, by ktoś nie zauważenie mógł bezkarnie tymi ludźmi manipulować, a nierzadko wprost ich okradać.
Nie bez racji ma dziś miejsce krytyka nadmiernie wydłużonej listy praw ludzkich, aż po sformułowania karykaturalne. Czasem może się wydawać, że promowanie praw ludzkich jest charakterystyczne tylko dla ideologów z lewackiej strony sceny. Tu warto przypomnieć, że zabieganie o prawa ludzkie było ważną treścią encykliki „Rerum novarum” wydanej przez papieża Leona XIII jeszcze w roku 1891. Od tego czasu walka o zabezpieczenie ludziom ich praw stanowi stały element społecznego nauczania Kościoła.
W roku 1963 papież Jan XXIII w swej encyklice „Pacem in terris” zawarł katalog ludzkich praw, przy czym, co bardzo ważne, zaraz potem umieścił katalog ludzkich obowiązków. Człowiekowi bowiem przysługują nie tylko prawa, ale i obowiązki; każde prawo staje się fikcją, jeżeli zabraknie zbiorowego wysiłku, aby utworzyć warunki umożliwiające realizację tego prawa. Prawa mogą istnieć tylko tam, gdzie w ich obronie stają jednoczący się obywatele, oraz gdy ci obywatele w swej codziennej pracy oraz relacjach sąsiedzkich swym etycznym postępowaniem budują trwałe fundamenty dobra wspólnego. Inne, co niezbędne dla realizacji praw ludzkich, to odrzucenie relatywizmu, poddającego w wątpliwość wszystko, co prawe i trwałe. Gdzie rządzi relatywizm, tam nie ma miejsca na ludzkie prawa. Każde z nich, niezależnie od obłudnych deklaracji, zostanie zdeptane, gdy tylko to stanie się na rękę komuś silniejszemu, kto dostrzeże dla siebie szansę na wyciągnięcie jakiejś korzyści. Aby temu wszystkiemu przeciwdziałać, kluczowe znaczenie ma prawo wolności wypowiedzi, pozwalające się mierzyć z odgórnie narzucanymi kłamstwami.
Samo to, że usiłuje się coś odgórnie wymuszać, jest niebezpieczne i musi być poddawane monitoringowi dziennikarskiemu. Wymuszanie powoduje zagubienie całego potężnego ładunku solidarności, miłości, współczucia, dumy, piękna i radości, co kształtuje społeczeństwo obrońców, ludzi wolnych, będących autorami własnego sukcesu, niosących całość odpowiedzialności za swe sprawy. Mniej więcej takim jest społeczeństwo amerykańskie i to mu zapewniło dominację nad światem. Gdzie następuje wymuszenie, tam następuje połamanie kręgosłupów. Owszem, są wielkie organizacje gospodarcze, którym to jest na rękę, jednak i tu tylko krótkowzrocznie, bez prawidłowego liczenia wszystkich kosztów.
Próby kneblowania ust są źródłem złych emocji oraz rodzą zjawisko mowy nienawiści. Sama zresztą odgórna narracja brukselska jest przepełniona tą mową, z odsądzaniem tak zwanych eurosceptyków od czci i wiary. Próbuje się też eliminować termin „patriotyzm” widząc w nim nacjonalizm oraz chęć wywoływania kolejnych wojen. Tymczasem oparcie na patriotyzmie zmniejsza zagrożenie stosowania mowy nienawiści, jak długo to będzie prawdziwy patriotyzm połączony z poczuciem braterstwa względem sąsiadów. Dzisiaj mowa nienawiści to przede wszystkim ta skierowana do partii rzekomo populistycznych. Powinniśmy zwalczać źródła mowy nienawiści, a w tym również błędne rozwiązania systemowe i ustrojowe wynikłe z przerostu ideologicznego, ale również te, gdy władze UE poddają się lobbingowi ze strony wielkich organizacji gospodarczych.
Marek Oktaba