Wcześniej o sprawie informowały niemieckie Süddeutsche Zeitung, Die Zeit i ARD w związku z nakazem aresztowania ukraińskiego instruktora nurkowania, ostatnio zamieszkałego w podwarszawskim Pruszkowie, wydanym przez tamtejszą prokuraturę.
W reakcji na prośbę o pomoc prawną prokuratura polska dopatrzyła się uchybień formalnych we wniosku, czemu strona niemiecka zaprzecza, następnie poinformowała, że sprawą zajmuje się Agencja bezpieczeństwa Wewnętrznego. W międzyczasie Wołodymyr Z., bez przeszkód opuścił nasz kraj.
Przy okazji międzyrządowych konsultacji, które odbywały się w Warszawie, Niemcy podjęli interwencję w związku z jakoby niejasnym postępowaniem polskich śledczych. Niemieccy ministrowie prosili nawet swoich polskich odpowiedników, aby nakaz aresztowania niemieckiej prokuratury został wykonany. Nic takiego nie nastąpiło, a wysoki rangą polski urzędnik miał nieoficjalnie stwierdzić, że każdy kto przyczynił się do eksplozji, zasługuje na medal.
Tymczasem Wołodymyr Z. przebywa zapewne na terytorium Ukrainy, dokąd udał się samochodem, jeszcze 6 lipca. W momencie, gdy sprawa stała się głośna, Donald Tusk stwierdził, że lepiej będzie, jeśli Niemcy „przeproszą i będą siedzieć cicho”. Oficjalna informacja z prokuratury dotarła na piśmie w ubiegłym tygodniu do wnioskodawców wraz z zapytaniem, czy niemiecka prokuratura zainteresowana jest przeszukaniem pruszkowskiego mieszkania Ukraińca, co odebrano jako rodzaj zniewagi.
W ostatnią sobotę 17 sierpnia polski premier na platformie X umieścił wpis treści następującej; „wszystkim inicjatorom i patronom Nord Stream 1 i 2 radzę – jedyne, co powinniście dzisiaj zrobić, to przeprosić i siedzieć cicho”. Rzecz ma swój kontekst wewnętrzny, bo obecna opozycja wielokrotnie wskazywała, że Tusk stawia interesy Berlina przed Warszawą.
Wall Street Journal już wcześniej wiązał Ukraińców z eksplozją gazociągu Nord Stream 2, czemu oficjalnie zaprzeczył doradca Wołodymyra Zełenskiego Mychajło Podolak. Jeszcze dalej idzie były szef BND – niemieckiej służby wywiadu zagranicznego August Hanning, który na łamach Die Welt stwierdził, że za zgodą prezydentów Polski i Ukrainy doszło do ataku na gazociąg, przy polskim wsparciu.
Trzy z czterech magistrali gazociągów Nord Stream 1 i 2 zostały zniszczone jeszcze we wrześniu 2022 roku. Przed eksplozją, do której doszło na dnie Bałtyku, na głębokości 80 m, Nord Stream 1 przez lata dostarczał do Niemiec znaczną część importu rosyjskiego gazu.
Pomimo że Polska i inne kraje regionu wielokrotnie krytykowały geopolityczne następstwa omijania naszej części Europy w tranzycie gazu do Niemiec i dalej – nasi zachodni sąsiedzi pozostawali głusi na tego rodzaju głosy i apele o europejską solidarność energetyczną.
Przeczytaj także:
- Zniszczenie Nord Stream było korzystne dla Francji
- Duńska Agencja Energii opublikowała zdjęcie tajemniczego obiektu przy Nord Stream 2
- Czy sabotaż Nord Stream oznacza koniec zachodniej dominacji?
W czasie, gdy trwa agresja Rosji w Ukrainie, tego rodzaju oskarżenia nie tylko szkodzą relacjom bilateralnym na linii Berlin – Warszawa, ale rodzą uzasadnione obawy o losy dalszego wsparcia Ukraińców ze strony Niemiec. Zapewnienia kanclerza Scholza, że nic się w tej sprawie nie zmieni, należy traktować niezmiernie ostrożnie.