Wiktor Świetlik rozmawia z Wojciechem Dąbrowskim, byłym prezesem Polskiej Grupy Energetycznej (PGE).
Ile zapłacimy za prąd?
Ceny energii elektrycznej dla konsumenta indywidualnego wzrosną o 30 procent. Jest jednorazowy bon energetyczny w wysokości od 300 do 600 złotych, ale on dotyczy rodzin naprawdę najbiedniejszych. Dla gospodarstwa jednoosobowego tym kryterium dochodowym jest 2,5 tysiąca złotych, a dla rodziny wieloosobowej 1700 złotych na osobę. Uderza jednak, że tak mało zwraca się uwagę na ceny gazu. Tu nie mamy do czynienia z mrożeniem cen, tak jak robił to rząd Mateusza Morawieckiego. Mamy uwolnioną cenę gazu i dzisiaj już płacimy 50-60 procent więcej, aniżeli płaciliśmy. Zatem ci, którzy mają domy jednorodzinne i ogrzewają je gazem, będą wydawali rocznie po kilka tysięcy złotych więcej.
Ci, którzy mają domy jednorodzinne i ogrzewają je gazem, będą wydawali rocznie po kilka tysięcy złotych więcej. Tu nie ma już żadnych tarcz rządowych.
Im dalej w las tym więcej opłat?
Od stycznia 2027 wejdzie tak zwany system ETS2, czyli kolejne obciążenie dla ludzi. Będziemy płacili za emisję CO2 w transporcie samochodowym, ogrzewaniu domów i innych obiektów. Teraz przeciętna rodzina posiadająca samochód, który pali około 8 litrów benzyny, czy ropy na 100 kilometrów i która ogrzewa dom gazem, zapłaci rocznie około 2 tysięcy złotych dodatkowego podatku. Acha, te opłaty z roku na rok będą rosły. A to dlatego, że będą rosły koszty zakupu uprawnień CO2, które będą doliczane do cen paliw i gazu.
Te uprawnienia podlegają spekulacji. Handluje się nimi. Kto jest ostatecznym beneficjentem walki Unii Europejskiej o naszą małą Planetę?
Zleciliśmy analizę w PGE, jak wygląda handel tymi uprawnieniami. Okazało się, że większość firm handlujących emisjami jest zainstalowana w rajach podatkowych, które są poza kontrolą.
I chyba niekoniecznie same przeprowadzają transformację energetyczną…
Daliśmy to do analizy firmie spoza Polski, żeby nie było zarzutu, że to będzie tendencyjne. Wyszło, że cały rynek handlu CO2 jest opanowany przez grupy spekulacyjne, które ustalają cenę. Dzisiaj ta cena jest około 70 euro za tonę CO2. Bywało więcej, nawet po 100 euro, a więc ta cena jest zmienna i zależy w ogromnej mierze od działań spekulacyjnych w handlu nimi.
Cały rynek handlu CO2 jest opanowany przez grupy spekulacyjne, które ustalają cenę. A większość firm handlujących emisjami jest zainstalowana w rajach podatkowych.
A czy gdyby rządy PiS nadal trwały, a pan był nadal prezesem PGE, to na pewno byłoby inaczej? Też wchodziłby ETS2, wchodziłyby nowe opłaty, utrzymalibyście tak długie moratorium na ceny prądu?
Trudno mi odpowiadać za polityków. My się polityczną działalnością w PGE nie zajmowaliśmy, tylko rozwijaniem biznesu i zapewnianiem bezpieczeństwa energetycznego, ale na pewno mieliśmy koncepcję na polską energetykę. Na to, jak ona powinna wyglądać teraz i w przyszłości. Przypomnę, że chcieliśmy właśnie uwolnić spółki energetyczne od obciążenia, które dzisiaj stanowi dla nich energetyka oparta na węglu. Chcieliśmy wydzielić wszystkie elektrownie węglowe do jednego podmiotu, do Narodowej Agencji Bezpieczeństwa Energetycznego, która miała być własnością Skarbu Państwa i miała przez 20-25 lat zapewniać Polakom bezpieczeństwo energetyczne. Po to, żeby inne spółki zostały bez węglowego obciążenia i mogły inwestować, pozyskiwać środki na inwestycje w odnawialne źródła energii i energetykę jądrową.
Po co to wydzielenie?
Bo dzisiaj jest tak, że banki na całym świecie nie chcą pożyczać środków na inwestycje dla firm, które posiadają w swoim portfolio źródła węglowe. Zostało to zatrzymane całkowicie i nie ma pomysłu co dalej. Ministerstwo Finansów nie zaplanowało w budżecie na 2025 rok, środków na zakup od polskich spółek energetycznych, elektrowni węglowych do Narodowej Agencji Bezpieczeństwa Energetycznego, a więc w przyszłym roku ten proces się nie dokona. Przez to firmy energetyczne nie mogą dzisiaj pozyskiwać pieniędzy na inwestycje, nie mogą się rozwijać. Wygląda to, jakby komuś zależało na tym, by polska energetyka się nie rozwijała.
To mówienie, że Niemcy nie chcą, żeby Polska się rozwijała, nie stało się trochę taką mantrą?
To, że przestało się podobać w Niemczech, że Polska za szybko się rozwija i staje się jednym z głównych graczy gospodarczych w Europie, nie jest bez znaczenia. Spójrzmy na jeszcze jeden mechanizm. Nie wydziela się dziś aktywów węglowych, więc spółki państwowe nie mogą pozyskiwać pieniędzy na inwestycje. Wtedy pomocną dłoń wyciągają firmy zagraniczne. Przychodzą i mówią: „my mamy pieniądze, ale oddajcie nam swoje udziały”. Albo „mamy pieniądze, ale oddajcie nam swoje pole do inwestycji, my będziemy tutaj inwestowali, ale to będą nasze inwestycje”.
Nie wydziela się dziś aktywów węglowych, więc spółki państwowe nie mogą pozyskiwać pieniędzy na inwestycje. Wtedy pomocną dłoń wyciągają firmy zagraniczne. Przychodzą i mówią: „my mamy pieniądze, ale oddajcie nam swoje udziały”.
W połowie lipca tego roku pisano, że pan i zarząd PGE nie dostaliście absolutorium. Wasza praca nie została zaakceptowana przez nową Radę Nadzorczą. Co nabroiliście?
To powszechna praktyka. Działanie stricte polityczne, bez jakiegokolwiek uzasadnienia merytorycznego. Irytację naszych następców rozumiem. W latach 2020-2024, kiedy byłem prezesem PGE, wartość Grupy znacznie wzrosła na giełdzie. Nastąpił 50-procentowy wzrostu kursu naszych akcji. Wszystkie agencje ratingowe, Fitch, Moody’s, dawały nam dobre oceny. Przechodziliśmy liczne kontrole, wszystkie zakończyły się pozytywnie.
Nowa ekipa i prorządowe media mówią o nadużyciach związanych z działalnością sponsoringową…
Szkoda, że protokół NIK, instytucji raczej niezbyt przychylnej poprzedniej ekipie, stwierdza, co innego. To wszystko jest działaniem zdecydowanie politycznym. Szukaniem haków.
Jest pan zadowolony z kondycji w jakiej pozostawił PGE?
Przyjęliśmy strategię dekarbonizacji, byliśmy liderem zmian w polskiej energetyce. Osiągnęliśmy w 2023 roku rekordowy wynik EBITDA (zysk operacyjny przed odliczeniem odsetek od zobowiązań – przyp. WS). Czyli 10 miliardów złotych. Zostawiliśmy pełne szuflady projektów. Niektóre rozpoczęte.
Godnie następcy kontynuują to dzieło?
Wartość grupy PGE jest o 25% procent niższa na giełdzie, aniżeli było to jeszcze 6 miesięcy temu, kiedy kierowałem spółką. Nie napawa to optymizmem. Zamykane są duże projekty inwestycyjne. Dobrze, że choć inwestycje w offshore, czyli morskie farmy wiatrowe i magazyny energii, są kontynuowane. Ale nie przygotowuje się nowych projektów. A dziś taka spółka, by skutecznie działać na rynku, musi się rozwijać.
Wartość grupy PGE jest dziś o 25% procent niższa na giełdzie, aniżeli było to jeszcze 6 miesięcy temu, kiedy kierowałem spółką. Nie napawa to optymizmem. Zamykane są duże projekty inwestycyjne.
Losy PGE to losy państwa. Około 40 procent produkcji prądu, liczne elektrownie, kopalnie, ponad 40 tysięcy pracowników. Jesteśmy dziś bezpieczni?
Martwię się. Oczywiście Grupa pracuje, a w niej bardzo odpowiedzialni, wysoko wykwalifikowani ludzie. Więc to nie jest tak, że zmienia się ekipa i ona jest w stanie zburzyć w tak krótkim czasie cały potencjał kapitału ludzkiego, a także infrastruktury w Grupie. Ale spowolnienie rozwoju firmy może nas dużo kosztować w przyszłości. Wszystko przez zaniechania, brak koncepcji, brak planowania inwestycji i ich realizacji. Planowanie inwestycji w energetyce to nie jest działanie w krótkim czasie, to jest planowanie na kolejne dziesięciolecia. To troska – jakkolwiek górnolotnie by to brzmiało – o kolejne pokolenia Polaków. To pod ich kątem planuje się wiele inwestycji i kierunki rozwojowe. To są plany wieloletnie. Tymczasem, zamyka się wręcz projekty rozwojowe.
Jakiś przykład?
Najbardziej spektakularnym jest spowolnienie lub odejście od projektów budowy elektrowni jądrowych. W sprawie projektu realizowanego w ramach spółki PGE-PAK, założonej z grupą Polsat, by wspólnie realizować w Pątnowie-Koninie elektrownię, panuje niestety cisza.
Mówi się „na mieście”, że to dokręcanie śruby Zygmuntowi Solorzowi, by jego media były bardzie uległe wobec władzy…
Ostatnio czytałem interpelację jednej z posłanek w tej sprawie, pani Pauliny Matysiak, która skierowała ją do pana premiera. No i tam wskazuje wprost na to, o czym pan mówi. Na przedkładanie interesu doraźnego, partyjnego nad nasze bezpieczeństwo. Dzisiaj budowa elektrowni jądrowych jest dla nas konieczna, bo wiadomo, że będziemy odchodzili od węgla, pewnie w okresie około 20-25 lat. Inwestycje w wiatraki nie rozwiążą sprawy. Elektrownie jądrowe są niezbędne do tego, by w przyszłości one zastąpiły właśnie węgiel, bo to jest źródło stabilne i też nieemisyjne. Inaczej opłaty za emisję CO2 nas zrujnują. W 2023 roku PGE zapłaciła za emisję CO2, czyli za produkcję energii właśnie z węgla, 25 miliardów złotych.
To był projekt realizowany z Koreańczykami. Jest też drugi projekt realizowany z Amerykanami, z firmą Westinghouse, który jest realizowany przez inną spółkę Skarbu Państwa…
No i już oficjalnie podaje się, że opóźnienie wynosi dwa lata. Na samym starcie. To opóźnienie nie będzie się skracać.
A nie jest tak, że ekipie Tuska bliżej jest po prostu do francuskiej EDF, która też chciałaby budować w Polsce elektrownię?
Dzisiaj kluczowe nie jest to, jaka to będzie technologia, a to, by ta elektrownia w przewidywalnej, relatywnie nieodległej przyszłości, naprawdę powstała. A to się oddala. I to jest najbardziej przerażające. Mamy sytuację zagrożenia ze strony Rosji, perspektywę coraz większego zapotrzebowania na prąd, a z drugiej strony – z sytuacji, gdzie realizowanych było kilka projektów, znaleźliśmy się w niewiadomej.
Jeszcze niedawno wszyscy żegnali się z węglem. Dziś zwraca się uwagę na to, że Chiny przeprowadzając transformację energetyczną równocześnie inwestują w ogromną liczbę kopalni i elektrownie węglowe, a Niemcy pozamykali elektrownie jądrowe po to, by dziś… otwierać kopalnie odkrywkowe.
Węgiel jest tym paliwem, które jest najłatwiej dostępne w Polsce, ale nawet bez opłat CO2, byłoby z niego coraz trudniej produkować energię. Jest coraz głębiej, a więc wydobycie jest coraz trudniejsze, coraz droższe. Zmieniają się czasy i społeczeństwo. Ludzie już nie chcą pracować kilometr pod ziemią w warunkach, które – czego by nie zrobić – zawsze będą strasznie ciężkie. Także dlatego musimy robić transformację. Swoją drogą, rozmawiałem z niemieckimi prezesami największych spółek energetycznych i oni się pukali w głowę. Dlaczego politycy ich rządu zamykają elektrownie jądrowe i jak to wpływa na konkurencyjność ich gospodarki?! Po zamknięciu tych elektrowni jądrowych, następnego dnia, zaczęli importować energię z elektrowni jądrowych z Francji. Dzisiaj oszacowali, że te straty w ich gospodarce wynoszą 300 miliardów euro. Marne w tym pocieszenie, że i tam, i u nas, elementarny interes narodowy pada ofiarą polityków.