fbpx

"Każdy rząd pozbawiony krytyki jest skazany na popełnianie błędów"

17.7 C
Warszawa
wtorek, 8 października, 2024

"Każdy rząd pozbawiony krytyki jest skazany na popełnianie błędów"

Czy Filipiny zostaną następną Ukrainą?

Podczas gdy analitycy zastanawiali się nad tym, czy i kiedy Xi Jinping może rozpocząć inwazję na Tajwan, chiński przywódca obrał za cel inny kraj – dużo słabsze Filipiny. To one są teraz w poważnych opałach – informuje serwis VOZ.

Warto przeczytać

19 sierpnia w pobliżu Sabina Shoal okręty należące do chińskiej straży przybrzeżnej zaatakowały bezpodstawnie dwa filipińskie statki dostarczające zapasy na wyspy Flat i Nanshan. 23 sierpnia ministerstwo spraw zagranicznych Chin poinformowało, że podjęto „środki zaradcze” przeciwko dwóm filipińskim samolotom wojskowym w pobliżu rafy Subi na Morzu Południowochińskim. Wcześniej, 17 czerwca na Ławicy Ayungin chińskie okręty staranowały filipińskie statki, raniąc ośmiu filipińskich marynarzy. Kolejnych czterech ucierpiało 5 marca, podczas chińskiego incydentu na tej samej ławicy.

Zajścia te miały miejsce niedaleko głównych filipińskich wysp – czyli w dość znacznej odległości od Chin. Sabina Shoal od filipińskiego Palawan dzielą 124 mile morskie, ale od chińskiego Hainan – aż osiem razy tyle.

Oczywiście Xi Jinping prowadził już wojny zastępcze daleko od chińskich granic Chin – wspiera Putina w jego ukraińskiej kampanii, poparł też atak Iranu na Izrael. Ale obierając za cel Filipiny, chiński przywódca może wykonać własny ruch w Azji Wschodniej.

Dlaczego Chiny nie atakują Tajwanu?

Roszczenia terytorialne Chin na terenie Morza Południowochińskiego są ogromne. „Linia dziewięciu kresek”, zwana też „linią krowiego języka” (ze względu na swój kształt) obejmuje jakieś 85 proc. morza, które Chińczycy określają „niebieską ziemią narodową”.

Roszczenia na tym akwenie obejmują także ziemie należące do Filipin, ale w 2016 r. zostały one unieważnione – na mocy Konwencji Narodów Zjednoczonych o prawie morza – przez trybunał w Hadze. Pozbawiony prawnych argumentów Pekin utrzymywał jednak, że ta decyzja jest „nielegalna i nieważna”.

Chociaż przewodniczący Komunistycznej Partii Chin, Xi Jinping, często mówi o potrzebie zaanektowania republiki Tajwanu, to wydaje się, że nie tam planuje przeprowadzenie wojskowej inwazji, tylko właśnie na Filipiny. Skąd to przesunięcie?

Przede wszystkim atak na Tajwan wiązałby się z dużymi stratami – zarówno wojskowymi, jak i politycznymi. Według szacunków Richarda Fishera z Międzynarodowego Centrum Oceny i Strategii, atakując Tajwan, Chiny straciłyby około 50 tys. żołnierzy (w tym marynarzy i pilotów), i to zakładając, że zmobilizowałyby ogromne siły uniemożliwiające innym krajom przyjście Tajpej z pomocą. „Jeśli Chinom nie uda się osiągnąć całkowitego zaskoczenia, a Stany Zjednoczone i Japonia z powodzeniem przeprowadzą kontratak obejmujący walkę morsko-powietrzną i walkę na Tajwanie, Chiny mogą stracić 100 tys. żołnierzy” – ocenił Fisher.

Dla Komunistycznej Partii Chin tak dotkliwe straty mogłyby przełożyć się na polityczne kłopoty z utrzymaniem władzy. Aktualne problemy gospodarcze i demograficzne Chin przedkładają się na dość pesymistyczne nastroje społeczne, na których tle lepiej nie angażować się w wyniszczającą wojnę.

Niechęć chińskiego społeczeństwa do walki z Tajwańczykami bierze się również z tego, że uważają oni obywateli tej Wyspy za Chińczyków. Stąd panujący pośród mieszkańców Chińskiej Republiki Ludowej pogląd, że „Chińczycy nie powinni zabijać innych Chińczyków”, nawet jeśli Tajwańczycy przeważnie nie identyfikują się w ten sposób.

Oprócz tego musimy pamiętać, że Xi stoi w obliczu zagrożenia politycznego – a gdyby zebrał siły wojskowe potrzebne do tak dużej inwazji, musiałby oddać znaczną część władzy i kontroli generałowi albo admirałowi. To wymagałoby dużego zaufania, którego Xi po prostu nie ma, na co dobitnie wskazały czystki, jakie przez ostatni rok przeprowadzał pośród starszych oficerów Chińskiej Armii Ludowo-Wyzwoleńczej. Zresztą, nawet gdyby znalazł w armii zaufanych ludzi, wątpliwe, by chciał się z nimi dzielić tak dużą władzą.

Wspomniane czystki i w ogóle problemy organizacyjne wewnątrz chińskiej armii wskazują także, że nie jest ona obecnie gotowa na działania o tak dużej skali. Na przykład od połowy ubiegłego roku aresztowano już dziesiątki starszych oficerów Sił Rakietowych – jednostki odpowiedzialnej za prawie całą chińską broń nuklearną. Sytuacja na pewno się nie uspokoiła, skoro nowo mianowany minister obrony, admirał Dong Jun, został praktycznie zdegradowany, kiedy latem odmówiono mu miejsca w Centralnej Komisji Wojskowej Partii Komunistycznej. Widać więc wyraźnie, że nie jest to dobry moment na tak trudny i poważny ruch, jakim byłaby inwazja na wspierany przez znaczną część Zachodu Tajwan.

Niebezpieczny Xi

Na początku tego wieku większość istotnych decyzji w Pekinie zapadała poprzez konsensus. To oznaczało, że jeśli przynosiły one pozytywny rezultat, nikt osobiście na tym za wiele nie zyskiwał, ale jeśli rezultat był negatywny, nikogo szczególnie nie obwiniano. Później do władzy doszedł Xi i skupił jej w swoich rękach jak najwięcej. A to oznacza, że teraz ponosi olbrzymią odpowiedzialność za losy Chin.

Xi sam ukształtował krajobraz chińskiej polityki w taki sposób, że został w nim osamotniony i bezbronny. To jego winić będzie się za pogorszenie sytuacji – zresztą ta sytuacja już teraz nie jest dobra i już teraz, coraz częściej mu się to wypomina. Dlatego prezydent Xi potrzebuje szybkiego i wyraźnego zwycięstwa. Tyle tylko, że nie da rady odnieść go nad Tajwanem. Stąd wypłynąć mógł pomysł, by zaatakować kogoś słabszego: Filipiny.

„Wygląda na to, że Xi Jinping po cichu wymienia swoją tajwańską żądzę krwi na bardziej bezczelne działania w wyłącznej strefie ekonomicznej Filipin” – powiedział Gatestone Blaine Holt, emerytowany generał Sił Powietrznych USA. „W miarę jak chińska gospodarka imploduje, napięcia z sąsiadami rosną, a wielkie projekty, takie jak Pas i Droga, rozpadają się, Xi nie może już polegać na swoim wewnętrznym kręgu, aby uratować się przed wojskiem, któremu nie ufa. Chiński przywódca jest osaczonym i niebezpiecznym smokiem” – dodał.

Jednak atak na Filipiny wiąże się z ryzykiem rozszerzenia konfliktu. W 1951 r. Filipiny podpisały traktat ze Stanami Zjednoczonymi. Amerykański Departament Stanu wprost określił – w ostrzeżeniu wydanym 19 sierpnia – że w przypadku chińskiej agresji na to państwo USA zaangażuje swoje siły militarne, aby wywiązać się ze zobowiązań nałożonych przez artykuł IV paktu o wzajemnej obronie. W tym samym tonie ostrzeżenia wyrażał w tym roku amerykański prezydent Joe Biden.

Trzeba też pamiętać o Japonii, która niedawno wraz z Filipinami i USA utworzyła grupę JAROPUS poświęconą integrowaniu obronności. Kraje te razem z Australią przeprowadziły w kwietniu wspólne ćwiczenia na Morzu Południowochińskim.

Wzrosła także obecność na Morzu Południowochińskim członków NATO – Niemcy i Francja oficjalnie potępiły Chiny w tegorocznych oświadczeniach. Niemcy i Filipiny kończą pracę nad umową obronną, podobne porozumienie planowane jest z Francją.

Przeczytaj także:

Chiny mają po swojej stronie Rosję i Koreę Północną, natomiast z drugiej strony znajdują się Stany Zjednoczone i ich liczni partnerzy. Gdyby w tym regionie doszło do wybuchu wojny, najprawdopodobniej szybko się ona rozrośnie przez zaangażowanie dwóch wielkich koalicji. Zresztą obie strony przygotowują się na taki scenariusz od dłuższego czasu.

Czy trzecia wojna światowa zacznie się w Azji Wschodniej? Czy Filipińczycy zostaną następną Ukrainą?

SourceVOZ

Więcej artykułów

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Wpisz komentarz!
Wpisz imię