Chiny uzyskując status „fabryki świata”, zmieniły geopolitykę. Żadne państwo w ostatnim stuleciu nie przeorało, aż tak głęboko gospodarczej mapy naszej planety. Xi widząc, że przewaga konkurencyjna niskich wynagrodzeń wygasa (w uprzemysłowionych prowincjach miał miejsce średnio siedmioprocentowy wzrost wynagrodzeń rocznie), wyznaczył kierunek ku produkcji bardziej zaawansowanej technologicznie.
Produkcja to w przypadku Chin, aż 30 proc. PKB, podczas gdy w USA wynosi 11 proc. Już te dwie liczby wyraźnie wskazują zależność dobrostanu gospodarki chińskiej od sprzedaży produkcji przemysłowej. Gdy uwzględnimy rachityczną konsumpcję prywatną, która jeszcze spadła przy okazji epidemii COVID, daje nam to odpowiedź na powody, dla których Xi Jinping ponownie zmienił gospodarcze priorytety Państwa Środka. Musimy mieć świadomość, że tak niski poziom wkładu produkcji przemysłowej w PKB USA wynika bezpośrednio z przeniesienia produkcji do innych krajów, głównie do Chin. Potentaci wielu krajów skorzystali z outsourcingowej ścieżki, wyznaczonej przez amerykańskie kompanie. Chiny z tego skorzystały, podnosząc kraj z biedy. Tym, co w najsilniejszym stopniu wpłynęło na takie decyzje biznesowe, były przede wszystkim:
- niskie koszty pracy,
- niewielka liczba regulacji utrudniających budowę i rozwój fabryk,
- niski poziom obciążeń podatkowych,
- polityka walutowa Chin, korzystnie wpływająca na opłacalność polityki eksportowej.
To te czynniki spowodowały rozkwit wytwórczości w Chinach i upadek „Pasa Rdzy” w USA.
Problemy chińskiego przemysłu zaczęły się całkiem niedawno. Pierwszym czynnikiem stała się wojna handlowa rozpoczęta przez Trumpa, którą Biden krytykował, aby ostatecznie ją kontynuować. W 2022 r. rekordowy, chiński eksport sięgnął 3,5 bln USD, z czego USA zaimportowało towary za 583 mld USD. Z czasem, wprowadzono ograniczenie w zakresie sprzedaży do Chin najnowocześniejszych technologii oraz technologii do wytwarzania takowych, później doszły również sankcje na urządzenia związane z bezpieczeństwem.
Za Trumpa, rozpoczął się również proces przenoszenia produkcji z Chin, który z czasem przyspieszył. Najłatwiej dostrzegalnym czynnikiem jest ten finansowy. Chiny odnotowują już drugi rok ujemne saldo transferów inwestycyjnych, co wyraźnie wskazuje na wycofywanie się Zachodu z Chin. Możemy to bezpośrednio wiązać z zakładaniem nowych fabryk, pracujących na potrzeby zachodnich kompanii, głównie w Wietnamie, Indonezji, Tajlandii (gdzie np. Sharp przeniósł z Chin kilka lat temu produkcje drukarek) i Indiach. Japonia również wprowadziła programy mające na celu wspomaganie finansowe powrotu produkcji do Japonii.
Znowu, wbrew zauważalnej negatywnej propagandzie dotyczącej Chin, nie jest to zjawisko wcale tak masowe, jakby świadczyły o tym przekazy medialne. Na przykład mimo okrzyczanego wzrostu eksportu Wietnamu do USA, jest on ciągle 4 razy mniejszy niż Chin. Co mogło być podstawowym czynnikiem świadczącym za wyborem Wietnamu? Na przykład nowy, pracownik wietnamskiej fabryki FOXCON, przy przyjściu do pracy otrzymuje ekwiwalent 300 USD, gdy w fabryce w Schenzen 650 – różnica jest więc kolosalna.
Jeżeli potwierdzą się zapowiedzi, na pozycji nr 1 jako producenta ekranów LCD, Wietnam w ciągu kilku lat zastąpi Chiny. Innym bliższym USA przykładem jest Meksyk, gdzie, jak się przewiduje, z Chin ma się przenieść produkcja szacowana na 27 mld USD. Nawet chińscy producenci otwierają zakłady w Meksyku, bo chociaż mało kto zdaje sobie z tego sprawę, ale płace w przemyśle są obecnie w Meksyku niższe niż na wybrzeżu Chin.
Kolejnym czynnikiem, który zachwiał pozycją „fabryki świata”, była epidemia covid, podczas której uległy poważnemu naruszeniu, a czasami zerwaniu łańcuchy dostaw. Tutaj warto wrzucić kamyczek do chińskiego ogródka. Statystyki pokazywane przez Chiny, dotyczące spowolnienia wzrostu eksportu i wzrostu gospodarczego nie wyglądają na odpowiadające faktom, są zbyt optymistyczne, gdy zważymy, jak mocno spadł w tym czasie transport morski, oraz sama aktywność w chińskich portach, a odbiorcy chińskiej produkcji również zmniejszyli zamówienia.
Problemem jest także to, że przemysł zgłasza nieobsadzenie ponad 10 proc. wolnych miejsc pracy, a jednocześnie bezrobocie rośnie, co pokazuje, że poważnie rozminęły się potrzeby edukacyjne wytwórców i ich zaspokojenie przez szkolnictwo. W samych Chinach w mediach społecznościowych coraz więcej jest głosów, że wynagrodzenia powinny skokowo wzrosnąć, gdyż część nie chce pracować za marne płace. Niewątpliwie musimy to łączyć z kosztami mieszkań, które wzrosły wprost absurdalnie.
Ekonomicznie Chiny radzą sobie gorzej, a szacuje się, że zasób pracowników z powodów demograficznych będzie corocznie się zmniejszał o 1 proc., a to w każdej gospodarce pracujący decydują o obliczu poziomu konsumpcji. Niestety realne wynagrodzenia spadają, koszty życia rosną, podobnie jak bezrobocie, przy czym bezrobocie, wśród młodych osiągnęło takie rozmiary, że ministerstwo zaprzestało publikowania danych.
Aktywność gospodarcza i popyt wewnętrzny w Chinach wyglądają, jakby nie podniosły się po okresie polityki „zero-covid”. Rosnące problemy Chin będą implikować problemy na całym świecie, uzależnionym od dostaw z „fabryki świata”. O ile dekadę temu Chińczycy szukali miejsc, gdzie mogą reinwestować nadwyżki, obecnie wyprzedają obligacje wielu krajów (kilkudziesięcioprocentowy spadek posiadanej puli amerykańskich bonów jest doskonałym przykładem). Takie obniżenie popytu na papiery wartościowe musi wpływać na koszt obsługi zadłużenia na świecie.
Chińska gospodarka rosła w dużej mierze, opierając się na inwestycjach i osiągając nawet 42 proc. wkład w PKB. Przy czym inwestycje rosły głównie poprzez wzrost zadłużenia, które wzrastało średniorocznie o ponad 18 proc. (czyli wyraźnie powyżej wzrostu gospodarki). Jak się później okazało, wiele z nich było nietrafionych lub było bardziej realizacją potrzeb wizerunkowych niż gospodarczych. Żeby sobie uświadomić skalę zjawiska, można przytoczyć fakt, że aktywa banków amerykańskich są mniejsze niż chińskich (30 i 53 bln USD).
W Chiny uderzyła deflacja. Takie zjawisko miało miejsce w USA podczas kryzysu 2008 roku, a KPCh nie mówi jeszcze o kryzysie. Spirala zadłużeniowo-deflacyjna wygląda w Chinach na modelową. Konsumenci nie mają zaufania i wstrzymują zakupy. Producenci nie są w stanie lokować sprzedaży w kraju na satysfakcjonującym poziomie i za wszelką cenę starają się eksportować, a na przykład na jednym z największych rynków zbytu, czyli UE mamy osłabienie koniunktury, a u lidera, czyli Niemiec, recesję. Szanse na dwucyfrowy wzrost eksportu na Zachód jest już nierealny.
Deflacja to jednocześnie wzrost realnych kosztów kredytowych i to w sytuacji problemów instytucji finansowych, jednocześnie zmuszanych przez Xi do inwestowania tam, gdzie skończy się to stratą (np. podtrzymywanie branży developerskiej i giełdy). Chińskie instytucje kredytowe potrzebują pieniędzy i na przykład owiane legendą posiadanie przez Chiny amerykańskich obligacji, spadło w ciągu 10 lat o 40 proc.
Już i tak olbrzymi dług publiczny jest pogłębiany przez Lokalne Wehikuły Finansowe, których jest ponad 3 tysiące (zadłużonych na 11 bilionów USD). Xi nakazał w 2023 r. jego restrukturyzację, gdyż 60 proc. owych „wehikułów” nie jest już w stanie obsługiwać zadłużenia. A mamy obok tego „pęknięty balon” firm developerskich, którego skala przekracza obciążenie tej branży w reszcie świata.
Schemat piramidy finansowej, jaki funkcjonował w branży developerskiej, pogrąża gospodarkę, banki i ludność (powszechnie kupowano mieszkania z przedpłatą, nawet przed rozpoczęciem budowy). Kolejne spółki zgłaszały problemy z obsługą setek miliardów długów. Ostatecznie Xi Jinping zarządził pomoc, która miała wynieść 446 mld USD dla 50 najbardziej zadłużonych developerów.
Dobrym przykładem będzie Evergrande Group, której dług wynosi ponad 300 mld USD. Prezes firmy został zatrzymany pod zarzutem oszustwa, a 29 stycznia Sąd w Hongkongu, celem ochrony wierzycieli, nakazał likwidację firmy i rozpoczęcie zaspakajania ich roszczeń. Jednocześnie Chińska Komisja Regulacji Papierów Wartościowych oskarżyła spółkę zależną (Hengda Real Estate Group) o fałszowanie wyników finansowych i zawyżenie przychodów o 78,3 mld USD (w latach 2019 i 2020 r.), co umożliwiło wyemitowanie obligacji.
Na konferencji prasowej 9 marca Ni Hong, minister mieszkalnictwa, powiedział, że niewypłacalni developerzy, powinni przejść restrukturyzację lub upadłość, a priorytetem rządu jest zapewnienie mieszkań, a nie ochrona developerów lub ich wierzycieli. Pozwala to na konstatację, że najprawdopodobniej nieruchomości zostaną przejęte przez podmioty publiczne, celem przekazania mieszkań osobom fizycznym, tym bardziej że rząd zapowiedział przemyślenie wsparcia 5.4 bln USD na obniżenie obciążeń już zaciągniętymi kredytami mieszkaniowymi, w sytuacji, gdy popyt na mieszkania spadł radykalnie.
Chiński rynek giełdowy był w ostatnich latach, wśród tych większych, najgorszym na świecie. Wizerunkowo nie wygląda to dobrze. Spadek mógłby być dużo większy, gdyby nie zaangażowanie instytucji chińskich w skupowanie akcji, w domyśle, na rozkaz Xi, chcącego podtrzymać wrażenie kwitnącej gospodarki. A wszystko wskazuje na to, że prezentowane dane są mocno „podkolorowane”.
Według UBS instytucje kontrolowane przez rząd zakupiły akcje za 57 mld USD w sytuacji, gdy gospodarka potrzebuje kredytu, by utrzymać wzrost. Chińska Komisja Regulacji Papierów Wartościowych poinformowała 10 lipca, że wprowadza kolejne utrudnienia dla krótkiej sprzedaży. Możemy to sobie tłumaczyć, jako kolejne narzędzie w ręku KPCh mające zatrzymać spadki na giełdzie, co wyrażono też w komunikacie: „zero tolerancji dla krótkiej sprzedaży” i wygląda to, jak objaw skrajnej desperacji.
Inicjatywa „Pasa i Drogi” stała się doskonałym pasem transmisyjnym chińskich wpływów na świecie. Czym różniła się pożyczka udzielona przez chińskie banki od typowo komercyjnej? Gdy na przykład Bank Światowy udzielał pożyczki Sri Lance, oprocentowanie wynosiło 3 proc. Bank Światowy rozliczał każdy z etapów i na przykład przy okazji transzy 700 mln, 500 miało pójść na spłatę dotychczasowych zadłużeń, 200 na wsparcie służby zdrowia, zaopatrzenia w wodę itp. Ponadto rząd musiał się wykazać zmianami w przepisach, ułatwiającymi działanie mikrobiznesu.
Gdy Chiny udzielały swej pożyczki na budowę portu (ekonomicznie nieuzasadnionego, gdyż port w Colombo nie miał wysokiego obłożenia), oprocentowanie wyniosło 7 proc., z dwukrotnie krótszym okresem spłaty, a prace mogli wykonywać tylko chińscy wykonawcy, zatrudniający chińskich pracowników. Z chińskiego punktu widzenia, im projekt był bardziej absurdalny, tym lepiej, gdyż gwarantował, że pożyczkobiorca nie będzie w stanie spłacić zadłużenia, stając się ofiarą chińskiej pułapki długu.
W Angoli Chiny wybudowały osiedla mieszkaniowe, kopalnie, elektrownie etc. Dopóki ceny ropy były rekordowo wysokie, Angola regulowała zadłużenie, spłata 45 mld USD była trzykrotnie zawieszana, a obecnie długu pozostało jeszcze 17 mld i jest on spłacany bardzo powoli. Ciekawsze jest jednak co innego… Angola stała się polityczną marionetką Chin. Zapłata za sprzedaż angielskiej ropy przechodzi przez konto największego wierzyciela, czyli Chińskiego Bank Rozwoju. Do czasu, gdy sytuacja gospodarcza w Państwie Środka była dobra, rosnące wpływy Chin w Azji Południowej, Środkowej, Afryce mogły jedynie Xi Jinpinga cieszyć. Niestety, wszystkie czołowe banki Chin zmagają się z zagrożonym portfelem kredytowym, w tym zagranicznym. Co więcej, chińskim bankom nie było wolno przystąpić do Klubu Paryskiego, skupiającego wierzycieli państw pracujących nad restrukturyzacją długów. Natomiast odzyskanie, jak najszybciej i jak największej ilości pieniędzy, stało się palącą potrzebą.
Zamykając wywód, nie wiemy, jakie będą decyzje gospodarcze Xi Jinpinga, a to, że potrafi drastycznie zmieniać zdanie, pokazuje, że jest zdolny do fundamentalnych zmian w myśleniu. Wydaje się, że czeka teraz Chiny kilka lat recesji, której w oficjalnych statystykach, albo zobaczymy w okrojonej wersji lub wcale. Eksperci spodziewają się jednak, że później nastąpić powinien wzrost, chociaż daleki już od dwucyfrowego. Niemniej jednak, o ile problemy mieszkaniowe i developerskie w dużym stopniu uda się rozwiązać, to czasy radosnych inwestycji publicznych na kredyt (przynajmniej na razie) nie będą miały miejsca. Wydaje się, że KPCh będzie chciało w większym stopniu kontrolować gospodarkę, jednocześnie zachowując się rozsądniej niż do tej pory, w tym nie ufając już statystykom, spływającym bez kontroli z prowincji i pilnując, aby do kolejnego kryzysu finansowo-zadłużeniowego nie doszło.