Niedawno premier Chin Li Qiang spędził cztery dni w Moskwie, gdzie między innymi podpisał – jak określił to Putin – „wspólne plany i wielkoskalowe projekty”, które „będą kontynuowane przez wiele lat”. Od czasu inwazji na Ukrainę handel między Rosją a Chinami podwoił się i sięgnął 240 mld dolarów. Kasę Kremla zasiliły środki ze sprzedaży ropy naftowej, a zachodnie towary, które zniknęły z rosyjskiego rynku na skutek sankcji, zostały zastąpione chińskimi.
Współpraca wykracza jednak poza kwestie handlowe i obejmuje także wspólne ćwiczenia wojskowe. Chińskie i rosyjskie bombowce dalekiego zasięgu pojawiły się na patrolu niedaleko amerykańskiego stanu Alaska, a kilka dni przed tym wydarzeniem prowadzone były partnerskie ćwiczenia marynarki wojennej na Morzu Południowochińskim.
Powstaje więc pytanie, czy współpraca Chin z Rosją – a także Iranem i Koreą Północną – oznacza powstanie osi podobnej do tej, która zniszczyła światowy pokój w latach 40. XX wieku? Czy Putin i Xi Jinping mogą „zastanawiać się, czy ich historyczną misją jest zapoczątkowanie nowej ery tego, co mogą uważać za niezbędną przemoc”, używając słów amerykańskiego historyka i dyplomaty Philipa Zelikowa? Niekoniecznie. Ta chińsko-rosyjska współpraca może być nieco bardziej złożona, ale przy tym mniej groźna, niż się wydaje.
Chociaż wydaje się, że handel wart 240 mld dolarów to nie przelewki, musimy tę liczbę umieścić na pewnej skali. A jest nią 1,5 bln dolarów – bo tyle jest wart roczny handel Chin ze Stanami Zjednoczonymi i Europą. Dla Rosji Chiny są dziś faktycznie największym partnerem gospodarczym, ale dla Chin sytuacja jest zupełnie inna – Rosja na ich liście znajduje się dopiero na 13. miejscu.
Chociaż Pekin nie zerwał relacji z Moskwą, to próbuje nie wikłać się w zachodnie sankcje gospodarcze, a spora część chińskich firm zdecydowała się opuścić Rosję – na przykład energetyczny inwestor Sinopec wycofał się z negocjacji w sprawie zainwestowania 500 mln dolarów w rosyjską fabrykę petrochemiczną. Podobnie zrobiły dwa duże banki chińskie – ICBC i Bank of China, blokując Rosji dostęp do systemu płatności UnionPay, który miał być alternatywą dla Visa i Mastercard (Rosja została wykluczona z tych systemów już w marcu 2022 r.).
Podobnie zawieszeniu ze strony Chin uległy plany dotyczące Power of Siberia 2 (POS-2), czyli gazociągu, który na długości 2700 km miał łączyć pola gazowe w zachodniej Syberii z północnymi Chinami. Gdyby został zrealizowany, projekt ten mógł zrekompensować Rosji utratę europejskich rynków zbytu gazu (po zniszczeniu wartych 20 mld euro Nord Stream 1 i 2). Chiny nie wspominają już o POS-2 w swoich planach gospodarczych na resztę dekady. Nie jest to właściwie takie dziwne, bo Chiny z pewnością zauważyły niebezpieczeństwo uzależnienia od taniego gazu z Rosji – które mocno pogrążyło kilka europejskich państw przy okazji wojny na Ukrainie.
Pekin chętnie sięga po tanią energię z Rosji, ale zabezpiecza się też na wypadek wyschnięcia tego źródła – na przykład w ciągu ostatnich dwóch lat zaakceptował budowę aż 21 nowych elektrowni jądrowych. W tym samym czasie Chińczycy zdobyli zdolność produkcji większej ilości mocy ze źródeł odnawialnych niż… cała reszta świata, razem wzięta. Więc tania ropa naftowa z Rosji z pewnością wspiera chiński przemysł (tak samo, jak indyjski czy turecki), ale nie jest mu niezbędna.
Kiedy zachodni detaliści opuścili rosyjskie rynki – większość zaraz po rozpoczęciu pełnoskalowej inwazji na Ukrainę – na ich miejscu, pojawili się chińscy sprzedawcy, dziś mający aż 70 proc. udziału w rosyjskim rynku sprzedaży smartfonów i 49 proc. udziału w sprzedaży nowych samochodów. Zdaniem NATO Chiny wysyłają do Rosji nie tylko dobra konsumpcyjne trwałego użytku, ale także zaawansowane technologicznie komponenty, które wykorzystywane są do kontynuowania działań wojennych.
Niedawno w Waszyngtonie obchodzono 75. rocznicę powstania NATO. Na spotkaniu z tej okazji przyjęto oświadczenie, w którym Chiny zostały oskarżone o bycie „decydującym czynnikiem wspierającym” wojnę Rosji przeciwko Ukrainie. Stwierdzono, że to właśnie chińskie „wsparcie na dużą skalę dla rosyjskiej bazy przemysłowej w dziedzinie obronności, umożliwia Moskwie prowadzenie wojny”. Jens Stoltenberg, sekretarz generalny NATO, wezwał Pekin do „zaprzestania wszelkiego materialnego i politycznego wsparcia dla rosyjskich działań wojennych”.
Chińczycy bardzo ostro odpowiedzieli na natowskie oskarżenie, uznając je za „pełne zimnowojennej mentalności i wojowniczej retoryki”, a także „prowokacyjne, zawierające oczywiste kłamstwa i oszczerstwa”. Pekin uważa, że w konflikcie rosyjsko-ukraińskim zachowuje neutralność i chce „promować rozmowy pokojowe oraz dążyć do politycznego porozumienia” na podstawie Karty Narodów Zjednoczonych. I faktycznie kilka tygodni przed czerwcowym szczytem pokojowym, który Ukraina z zachodnimi sojusznikami zorganizowała w Szwajcarii, Chiny wraz z Brazylią przygotowały i opublikowały własną propozycję planu pokojowego.
I ponownie mogłoby się wydawać, że w propozycjach Chin bardziej faworyzowane są stanowiska Kijowa niż Moskwy. Warto jednak zauważyć, że chiński plan pokojowy potępia „rozszerzające się bloki militarne”, co możemy rozumieć jako powiększanie NATO. Choć Chiny nie brały udziału w czerwcowym szczycie Zełenskiego, zaproponowały organizację osobnej międzynarodowej konferencji pokojowej, która stwarzałaby przestrzeń nie tylko dla Ukrainy, ale też dla Rosji.
Dmytro Kułeba, niedawny ukraiński minister spraw zagranicznych, rozmawiał na ten temat z czołowym chińskim dyplomatą Wangiem Yi w czasie wizyty w Pekinie. Wcześniej prezydent Xi rozmawiał przez telefon z prezydentem Ukrainy, a Zełenski określił te rozmowy jako „długie i znaczące”. Zełenski poparł możliwość rozmów z Rosją w listopadzie, co pokazuje, jak duży potencjał negocjacyjny mogą mieć Chiny.
„Bezgraniczne” partnerstwo Chin z Rosją okazuje się mieć całkiem liczne i wyraźne granice, a warunki tej współpracy dyktuje Pekin. Prezydent Xi „nie chce, aby postrzegano go jako porzucającego Putina i nie chce, aby poniósł porażkę”, jak twierdzi Lawrence Freedman z King’s College London. „Ale to jest wybór. Nie jest do tego zobowiązany. Chociaż może dać Putinowi znaczną swobodę, istnieją granice partnerstwa, na przykład, jeśli chodzi o groźby użycia broni nuklearnej, a on jasno dał do zrozumienia, że Rosja nie jest jego sojusznikiem. Co najważniejsze, nigdy nie udaje, że jest to spotkanie równych sobie. Chiny są zdecydowanie starszym partnerem” – mówi ekspert.
Publicznie Chiny odmówiły udzielenia Rosji pomocy wojskowej, przez co Moskwa musiała szukać i skupować stare radzieckie pociski i artylerię z takich miejsc jak Korea Północna czy Syria. Mało tego, Chiny odmówiły nawet oficjalnego uznania Krymu za terytorium Rosji, a gdy głosowano nad rezolucją ONZ potępiającą inwazję – wstrzymały się od głosu, zamiast głosować przeciwko.
Jakie zatem cele przyświecają Chinom w ich relacjach z Rosją? Przede wszystkim Pekin chce zatrzymać normalizację użycia taktycznej broni jądrowej na polu bitwy, bo gdyby do tego doszło, miałoby to olbrzymi – i bardzo niekorzystny dla Chin – wpływ na rozkład sił między nimi a Tajwanem.
Oprócz tego Pekin chce zatrzymać strategiczny zwrot NATO w kierunku regionu Azji i Pacyfiku. Taką zmianę wspierają w Stanach zarówno Republikanie, jak i Demokraci. Podczas przemówienia na Narodowej Konwencji Demokratów wiceprezydent Kamala Harris wyrażała swoje przekonanie, że to Ameryka „wygra rywalizację w XXI wieku” i że „wzmocnimy, a nie zrezygnujemy z naszego globalnego przywództwa”. Wspomniała o „trwałej walce między demokracją a tyranią”. Podobnie ubiegający się o kolejną elekcję Donald Trump często wspomina o tym, że Europa powinna już zadbać o własne bezpieczeństwo, a Stany – skupić się na Chinach.
Tymczasem w interesie Pekinu leży oczywiście trzymanie z dala od Azji zarówno USA, jak i NATO. Rosja, Iran czy Korea Północna odgrywają tu niewielką rolę. Wynik wojny na Ukrainie nie ma dla Pekinu dużego znaczenia, ważne jest tylko zapobieganie użyciu broni jądrowej, a także zachowanie w Rosji reżimu Putina.
Można więc zakładać nawet tak optymistyczny scenariusz, w którym Chiny pomagają Europie rozwiązać rosyjski problem, pośrednicząc w zawarciu porozumienia pokojowego. Ceną za to mogłoby być jednak europejskie „temperowanie” amerykańskiej wrogości wobec Chin.
Dalsze partnerstwo Rosji i Chin pozostaje dość niepewne. Gdyby Rosja weszła w fazę postputinowską, mogłoby się okazać, że bliżej jej do wartości europejskich niż chińskich – i opowiedziałaby się za Zachodem. Zresztą w przeszłości Rosja i Chiny częściej były sobie wrogie niż przyjacielskie. Skoro Putin rozpoczął inwazję na Ukrainę, podpierając się narracją historyczną o imperialnym podboju i starożytnych prawach, to równie dobrze Chiny mogłyby na tej samej zasadzie zająć połacie Mandżurii, które Rosja odcięła w czasach dynastii Qing. I choć w mediach często mówi się, że obecne wtargnięcia ukraińskiej armii na teren Rosji, to pierwsze zbrojne inwazje na ten kraj od 1941 r., należy przypomnieć, że w 1969 r. Chińczycy zajęli wyspę Zhenbao (znaną także jako Damanskij) na rzece Ussuri. Muzeum Wojskowe Chińskiej Rewolucji Ludowej upamiętniło to wydarzenie historyczne i wystawia zdobyty wówczas radziecki czołg T-62. Zatem minęło zaledwie jedno pokolenie, odkąd Rosja i Chiny były ze sobą w stanie wojny.
Przeczytaj także:
U podłoża tej „bezgranicznej” przyjaźni między Chinami a Rosją leży więc pragmatyzm. Jest ona bardzo transakcyjna. Atak na Ukrainę sprawił, że Rosja pierwszy raz od stuleci zmuszona była szukać dyplomatycznego i ekonomicznego wsparcia na wschodzie. Pekin zauważył i wykorzystał tę słabość, zyskując tanią energię, rynek zbytu i wykwalifikowanych pracowników. Im słabsza jest Rosja, tym silniejsze stają się Chiny. I na tym oczywiście zależeć będzie Pekinowi, który szykuje się do rywalizacji ze Stanami.