Greckie słowo „oikofobia”, oznaczające nienawiść do miejsca, w którym się mieszka i odmowę przyjęcia jego zwyczajów, zdaniem Arturo Péreza-Reverte dobrze opisuje postawę, niektórych muzułmańskich imigrantów. Pisarz w swoim artykule zastanawia się też nad tym, jak głęboko imigranci zakłócają europejską cywilizację.
Wspomina też, że nie wydaje się to takie straszne, gdy ma się świadomość, że historia składa się z upadłych cywilizacji. Przy czym nie zawsze mamy przywilej być świadkami upadku jednej z nich.
Nie powstrzymamy imigracji
Europa nigdy nie była homogeniczna. Zawsze współżyły tu różne rasy. A „nieszczęście często pochodziło od fanatyków purystycznej rasy, religii, rodziny lub plemienia, a ci, którzy szczycili się posiadaniem ośmiu własnych nazwisk, spowodowali wiele nieszczęść i tragedii” – zauważa pisarz. Obecnie chodzi jednak o coś innego. Rodzi się inna Europa i prawdopodobnie nic nie może powstrzymać tego, co się obecnie dzieje.
Według pisarza „imigracji nie można i nie wolno powstrzymać, ponieważ jest ona nieunikniona i konieczna”. Niezbędna dla gospodarki jest obecnie ta nowa siła robocza. Słabi, żyjący często z zasiłku Europejczycy, są zastępowani „nową krwią i wytrwałością silniejszych, bardziej głodnych ludzi”.
Jednak wielokulturowość to fikcja. Z historii widać, że niektóre kultury zapładniają inne, ale ta najlepiej wspierana przez tych, którzy ją przynoszą, zawsze w końcu wygrywa. Islam w dzisiejszej Europie wydaje się właśnie być w swoich poczynaniach konsekwentnym.
Głupota i tchórzostwo Europy
Europejskim problemem jest to, że wszystkie rządy, obawiając się, że zostaną okrzyknięte islamofobami lub rasistami, popełniają te same błędy od dziesięcioleci. Niczego się przy tym nie uczą, mimo że borykają się z coraz większym problemem bezpieczeństwa, gettoizacji i stosowania islamskich praw w miastach i wsiach. W Europie próbuje się nie dostrzegać tego, co robią islamscy ciemiężyciele w swoich własnych krajach wobec wolności słowa, demokracji, równości płci czy orientacji seksualnej.
Hiszpanie niczego nie nauczyli się od Francji ani od Maroka, Pisarz zauważa, że w Hiszpanii, „pomimo przykładu sąsiedniej Francji, zaniedbanie graniczy z przestępstwem”. Władze nie chcą widzieć, co dzieje się w biednych dzielnicach i ignorują to, co mówi się, w niektórych meczetach, gdzie wielu potencjalnie niebezpiecznych imamów jest kupowanych przez rząd. Ludziom natomiast sprzedaje się brak widocznych napięć jako dowód asymilacji i integracji. Korzyści natomiast odnosi biznes, mając dostęp do taniej, posłusznej siły roboczej. Łatwo zapomina się przy tym o kobietach represjonowanych i mordowanych w świecie islamu. Za to „europejska demagogia znajduje okazję do wymachiwania transparentami, do pokazywania kefiji, opisywania 17-letnich przestępców jako dzieci, nazywania rasistą każdego, kto protestuje przeciwko kradzieży telefonu komórkowego lub gwałtowi na córce”. Jakże nieprzyjemne jest przypominanie ostrzeżeń prawdziwych feministek, takich jak Elisabeth Badinter czy Hiszpanki Rosy Montero, dotyczących podporządkowania kobiet.
Przywożą swój sposób życia
Imigranci przywożą ze sobą swoją religię i narzucony przez nią sposób życia. Samolubni Europejczycy nie są w stanie zaoferować im integracji i równości, więc muzułmanie wolą żyć zgodnie z własnymi zwyczajami, wychowując swoje dzieci tak, jakby wciąż mieszkały w kraju, z którego pochodzą ich rodzice i nie przyjmując zasad kraju, który ich przyjął.
Muzułmanie się nie integrują: mają własne meczety, własne dzielnice, własne szkoły, własną telewizję. Z jednej strony cieszą się prawami, które są niedostępne w ich kraju pochodzenia, ale jeśli chodzi o przestrzeganie zasad, domagają się odmiennego traktowania w imię swojej religii. Młodzi ludzie gardzą Europejczykami, gdyż postrzegają ich jako słabych i niekonsekwentnych. Tymczasem radykalny islam uważają za silny i atrakcyjny. Według nich islam jest rozwiązaniem dla toczonej rakiem Europy.
To oikofobia
Czy imigranci nienawidzą kraju, do którego przybyli? Według Péreza-Reverte problem leży w sprzeczności: imigranci powinni, a nawet muszą zostać zaakceptowani i zintegrowani, ale ich dziedzictwo kulturowe i historyczne koliduje z dziedzictwem Europy. Ta z kolei nie jest w stanie określić swojej tożsamości. To powoduje, że muzułmanie nie tylko chcą pozostać sobą, ale domagają się dostosowania rzeczywistości do swojej religii. Potępiali więc nauczycieli za mówienie o szynce lub wspominanie o rekonkwiście. Żądali, by w autobusach nie było nieczystych według Koranu psów. Protestowali przeciw Wielkanocy, przeciwko reklamom pokazującym nagie kobiety i przeciwko nagości na plażach.
Żyjący w europejskiej rzeczywistości imamowie nauczali, jak bić żonę bez pozostawiania śladów. Popierane są często też honorowe zabójstwa. Przypomina się też muzułmanom słowa Saudyjczyka Abdullaha al-Qarni: „Nie daj się zwieść Zachodowi, jego ideom i modom. I pamiętaj, że kobiety, które opuszczają dom, aby pracować, są odpowiedzialne za zniszczenie swoich rodzin”.
Brak ustalonych zasad
Europejczycy nie mają odwagi odpowiedzieć na takie zachowania. Nie jest więc to debata między równymi. A przecież to Europejczycy należą do wyższej cywilizacji, jeśli chodzi o prawa i wolności. W Europie nie rządzi się z kościołów czy meczetów. Kobiety traktowane są jako wolne istoty, a nie jako własność mężów czy ojców. Tysiące migrantów przybywa tu, by znaleźć schronienie lub zarobić na życie.
Pisarz zauważa jednak, że imigrantom nigdy nie zostały wyjaśnione reguły gry. Nie zrobiono tego, kiedy można było to jeszcze zrobić, a teraz jest już za późno. Czas minął i Europa ponosi tego konsekwencje. A reguły te powinny brzmieć tak: „znajdź pracę i zdobądź szacunek, ale sam przestrzegaj zasad. Zabierz swoje dzieci do szkół, które je zintegrują, nie nazywaj swojej córki lub mojej »dziwką«, ponieważ nosi minispódniczkę, nie wydawaj jej za mąż za kogoś, kogo nie kocha, nie okaleczaj jej łechtaczki, nie zakrywaj jej twarzy ani głowy od momentu, gdy zacznie miesiączkować. Masz cechy, które szanuję, uczmy się od siebie nawzajem i dogadujmy się, a jeśli nie – oto drzwi”.
Europejski Trybunał Praw Człowieka stwierdził już dwadzieścia lat temu, że sprzeczne jest deklarowanie poszanowania demokracji i praw człowieka przy jednoczesnym przestrzeganiu zwyczajów opartych na prawie islamskim. I jeśli chodzi o kobiety, zasłona, czy to hidżab, czador, nikab czy burka, jest kolejnym sposobem dominacji używanej przez mężczyzn do podporządkowania kobiet. W świeckiej Europie jest symbolem ucisku i średniowiecznego barbarzyństwa, chociaż obecnie, w niektórych kręgach jest ona używana jako środek asertywności i buntu przez niektóre młode muzułmanki.
Kobiety, które dobrowolnie noszą zasłony oraz ignoranckie feministki, które je do tego zachęcają, obrażają i pozostawiają na pastwę losu tych, którzy walczą w krajach islamskich i tych, którzy walczyli o swoją wolność w Europie i na całym świecie. Traktowanie kobiety jak zwierzęcia pozostającego pod kuratelą mężczyzny jest nie do przyjęcia w Europie. Żadna demokracja nie może tego tolerować. Z drugiej strony, jeśli jedna dziewczyna pokazuje stringi, inna ma prawo zakryć głowę. Oceniając sytuację, zawsze należy kierować się zdrowym rozsądkiem.
Muzułmanki muszą jednak zrozumieć i dostrzec różnicę. Kiedy kobieta jest krytykowana lub powstrzymywana przed noszeniem chusty, lub zakrywaniem twarzy w nieodpowiednich miejscach, jej wolność nie jest atakowana, ale chroniona. Czasami przed jej rodziną i przyjaciółmi. Czasami przed nią samą.
Europa, w niektórych sprawach ustępuje i przegrywa. Islamska skrajna prawica natomiast staje się coraz bardziej arogancka i zuchwała. Jeden na dwóch lub trzech młodych muzułmanów stawia swoją tożsamość religijną ponad tożsamość narodową, przyjmując prawo islamskie, uważa, że jego naruszenie powinno być surowo karane.
Przeczytaj także:
Niesłychane, ale w niektórych miejscach w Europie islamska policja obyczajowa działa całkowicie bezkarnie. Obrażane są nie tylko muzułmanki, jednak nikt nie składa skargi z obawy przed represjami. „Wkrótce siły porządkowe będą musiały być muzułmanami, aby wejść, do niektórych obszarów lub udać się tam w zespołach i uzbrojone, jak to już ma miejsce w innych częściach Europy. Widziałem to w Paryżu, Genui i Marsylii” – ostrzega pisarz.
Nie ma rozwiązania
Wszyscy się przy tym mylą. I ci, którzy nie zauważają problemu, i ci, którzy wieszczą apokalipsę. Wszystko, co się dzieje, dzieje się powoli i naturalnie. Trzydzieści wieków cywilizacji nie zostanie, ot tak wymazane przez islamską kulturę. Nasuwa się jednak pytanie: Co z tymi, którzy uciekli przed religijnymi represjami ze swoich krajów? Przekształcając Europę, muzułmanie mogą uciec od nędzy, którą pozostawili za sobą. Jednak ci, którzy schronić się tu chcieli przed islamskim rygorem i jego konsekwencjami, gdzie znajdą schronienie, gdy cała Europa stanie się meczetem?