Wartości europejskie były konstruowane przez długie stulecia pod wpływem chrześcijaństwa. To czasami następowało bez świadomego odwoływania się do Ewangelii, a to z powodu, iż jej orędzie raz wstrzyknięte w krwiobieg kontynentu rodziło coraz to nowe owoce, raz bardziej, a raz mniej udane. Robert Schuman, inicjator integracji europejskiej, a zarazem z trwającym obecnie procesem beatyfikacyjnym, pisał: „W długim i dramatycznym procesie cywilizacji chrześcijańskiej ludzie, dzięki którym demokracja uczyniła najbardziej zdecydowane postępy, nie zawsze byli i nie są zresztą głęboko wierzący. Pojęcia i podstawy chrześcijańskie przetrwały i działały w podświadomości ludzi, którzy zaniechali dogmatycznej praktyki religii, ale nadal czerpali natchnienie z jej wspaniałych zasad. Zasady te bowiem stały się i pozostają nadal wyznacznikami współczesnej cywilizacji” (Dla Europy, Kraków 2003, s. 35).
Wśród wartości europejskich kluczową jest godność ludzka. W starożytnym Rzymie godność przysługiwała przede wszystkim zwycięzcom. Gdy w uroczystym orszaku ulice miasta przemierzał dowódca powracający z pomyślnie zakończonej wojny, tłumy wiwatowały: „Dignitas et gloria!”, a więc: godność i chwała! Za sprawą chrześcijaństwa, choć w trakcie ewolucji trwającej wiele stuleci, upowszechniła się świadomość, że godność przysługuje każdemu człowiekowi. Co prawda dziś jeszcze często się odmawia godności nie narodzonym, jednak osoby jeszcze nie narodzone już mogą prawnie dziedziczyć majątek, a więc jeszcze jakieś dwieście lat, a wtedy wreszcie również im będzie się powszechnie przyznawało ludzką godność, co znacznie ograniczy skalę ich mordowania.
W optyce chrześcijańskiej godność z jednej strony jest nieusuwalna, jednak z drugiej strony jest dynamiczna, bo sami ludzie postępując niegodnie w jakiś sposób ją pomniejszają. W homilii z 19 VI 1983 na Jasnej Górze papież Jan Paweł II mówił: „Wolność jest dana człowiekowi od Boga jako miara jego godności. Jednakże jest mu ona równocześnie zadana. Wolność nie jest ulgą, lecz trudem wielkości – jak się wyraża poeta. Wolności bowiem może człowiek używać dobrze lub źle. Może przez nią budować lub niszczyć”. Z tych słów wynika, że godność można mierzyć, a to poprzez liczenie, jaka jest wielkość wolności.
Słowa Papieża ściśle łączą godność z wolnością. Potocznie przez wolność rozumie się zdolność do czynienia tego, co się chce. Kolejne kroki na rzecz rzekomej obrony wolności to wyzbywanie się zobowiązań i odpowiedzialności. Takie postępowanie wcale jednak nie buduje społeczeństwa ludzi wolnych ani wolnej gospodarki. Raczej sprzyja to szerzeniu się chaosu, kryzysów oraz klęsk ekologicznych, zaś gromada indywidualistów i egoistów staje się łatwym łupem dla tych, którzy będą na niej zarabiać sprzedając marne lub wręcz niepotrzebne ludziom produkty i usługi.
Prawdziwie wolnym jest ten, kto ma zdolność czynienia dobra. To łatwo zrozumieć spoglądając na ludzi cierpiących na rozmaite uzależnienia. Choćby nawet mieli oni dobre chęci, to jednak nie są w stanie budować trwałego dobra, właśnie dlatego, że brak im wolności. Tak więc wolność to niełatwy do osiągnięcia stan tak ciała, jak i, nade wszystko, ducha, będący owocem wzrastania we własnym człowieczeństwie. Podobnie, aby powstało społeczeństwo ludzi wolnych, to musi być poprzedzone licznymi wysiłkami tworzącymi odpowiednią kulturę. Wolność trzeba zdobywać i nieustannie jej bronić. Nam Polakom to może kojarzyć się z pozytywistyczną pracą u podstaw, która w perspektywie wielu dziesięcioleci przywracała naszej ojczyźnie upragnioną wolność. I tak, jak polska walka o wolność była połączona z daniną potu i krwi, tak też powinno się dziać i obecnie, gdy światu jest tak potrzebne by budować nową jakość gospodarki oraz aby ludzkie społeczności brały na swe barki odpowiedzialność za dobro wspólne.
Pot i krew to jest cena, którą licząc długofalowo warto zapłacić, jeżeli chcemy budować pomyślny i bezpieczny świat dla naszych wnuków i prawnuków. Powinniśmy działać oddolnie, nie oglądając się na ustawodawcę. Jeżeli zaś zdołamy przezwyciężyć atomizację obywateli, a zwłaszcza przedsiębiorców, to z czasem będziemy zdolni nawet do tego, by proponować w kraju zmiany prawne. Nie stanie się to jednak bez wytrwałego wysiłku oraz tego, byśmy działali jako obrońcy dobra wspólnego.
Poszerzajmy wolność i odpowiedzialność, nie zadowalając się postawą promowaną obecnie przez elity jeszcze dotąd rządzące Unią Europejską, by narzucać ludziom pewne zachowania za pomocą przepisów prawnych oraz przez orzeczenia sądów. Przy takim narzucaniu nigdy nie zabraknie chytrych lobbystów, dbających o to, by narzucane prawa w istocie działały na korzyść wielkich tego świata. Rzeczywista zmiana społeczna i ekologiczna będzie następowała w ślad za odbywającą się w warunkach wolności zmianą ludzkich postaw i wyborów, gdy ludzie dostrzegą, iż najbardziej opłaca się budować na skale, wedle słów Jezusa (Mt 7, 24).
Naruszenia przepisów prawa są ścigane przez policję i sądy, jednak raczej tylko na poziomie pojedynczych obywateli, a już nie wielkich, globalnych organizacji gospodarczych, będących ponad wszelką jurysdykcją. Trudno też wiele oczekiwać od przepisów prawnych w warunkach powszechnego myślenia o tym, że gospodarka opiera się na egoizmie i chciwości. Dotąd rządzące mechanizmy ekonomiczne powodują, że własność i władza koncentrują się w coraz to węższym kręgu ludzi, pozostawiając niezliczone rzesze w pozycji amorficznej i zatomizowanej masy klienckiej. To daje bardzo marne wyniki gospodarcze. Jednak obok nadal jeszcze panujących poglądów indywidualistycznych szerzą się również przekonania, że ludzie powinni się zachowywać z odpowiedzialnością społeczną i ekologiczną. W ramach ładu korporacyjnego pisze się piękne manifesty oraz wylicza rozmaite formy społecznej odpowiedzialności biznesu, choć nieraz to jest tylko zasłona dymna chroniąca bezwzględny wyzysk oraz łamanie godności ludzkiej.
Walka w obronie wartości europejskich oraz dobra wspólnego ma prowadzić do szerzenia się nowej kultury, odchodzącej od rządzącego obecnie indywidualizmu i permisywizmu. Tak też to przed laty widział Robert Schuman: „Zanim Europa będzie przymierzem obronnym lub jednością ekonomiczną, musi stać się wspólnotą kulturową, w najbardziej podniosłym znaczeniu tego słowa” (s. 25).
Komu przysługuje większa godność? Zwycięzcom, jak w Rzymie? Bogaczom, jak wedle ideologii neoliberalizmu? A może obrońcom dobra wspólnego? Zwłaszcza tym szarym, nie pchającym się w światła jupiterów, jak działacze polskiej „Solidarności” roku 1980 i 81?
Marek Oktaba