Powstańcze oddziały opuszczały miasto z bronią w ręku na prawach kombatanckich. Złożenie broni następowało poza murami miasta. Jeden pułk opuścił Warszawę rankiem 4 października o godzinie 8:00, reszta oddziałów w ciągu dnia następnego, tj. 5 października.
Negocjacje trwające od godzin porannych 2 października w imieniu Komendy Głównej Armii Krajowej prowadziła delegacja, na której czele stał płk Kazimierz Iranek-Osmecki. Jak później wyjaśniał na kartach wydanych w Londynie wspomnień zatytułowanych „Drogi cichociemnych”, oś negocjacji stanowił zapis paragrafu 1. w brzmieniu: „za oddziały wojskowe uważa się wszystkie polskie formacje podległe taktycznie dowódcy AK w okresie walk od 1 do 08.1944 r. do dnia podpisania układu”.
Tym samym porozumienie obejmowało walczące oddziały NSZ, PAL i AL. Von dem Bach-Zelewski ze swej strony stwierdził, że wbrew opinii Berlina „liczył na rozsądek dowództwa AK”, bo, jak to ujął: „znam dobrze Waszą sytuację, która jest beznadziejna, a na pomoc Rokossowskiego nie macie co liczyć”.
Wbrew oczekiwaniom Niemców o natychmiastowym rozbrojeniu i wydaniu posiadanej amunicji, delegacja polska oświadczyła, że wobec groźby prowokacji, a nawet mordów ze strony wielonarodowych oddziałów grupujących zwykłych rzezimieszków i nawet zbrodniarzy, jak w przypadku oddziałów Dirlewangera, nie może być o tym mowy, bez uprzedniego ustalenia sztywnych ram porozumienia, określających warunki złożenia broni.
Zasady te zostaną wyłuszczone, tak, aby po uznaniu ich za wiążące przez obie strony, przystąpić do ustalania szczegółów porozumienia. Przyznanie praw kombatanckich żołnierzom wszystkich zbrojnych formacji aktywnych w powstaniu – pomimo wyraźnych oporów ze strony Ericha von dem Bacha, który nie krył swego zdziwienia, że reprezentanci Komendy Głównej AK podnoszą tę kwestię – zostało ostatecznie zaaprobowane.
Tekst układu podpisano o godzinie drugiej w nocy z 2 na 3 października, na podstawie pisemnego pełnomocnictwa gen. Tadeusz Bora-Komorowskiego. Na dokumencie figurowały jedynie trzy podpisy. Ze strony niemieckiej von dem Bacha-Zelewskiego, natomiast z polskiej płk.płk. Kazimierza Iranek-Osmeckiego i Zygmunta Dobrowolskiego.
2 października wieczorem Bór- Komorowski depeszował do Londynu; „O godzinie 20:00 dnia 2 października ustają działania wojenne niemiecko-polskie na terenie Stolicy”. Ludności cywilnej zapewniono, jak to zapisano: „możliwie pełną opiekę”, której warunkiem była, jak donosił w swojej depeszy dowódca AK – masowa ewakuacja.
Punkt dziewiąty porozumienia stwierdzał, że: „w stosunku do ludności cywilnej znajdującej się na terenie miasta w okresie walk, nie będzie stosowana odpowiedzialność zbiorowa, Żadna z osób znajdujących się w okresie walk w Warszawie nie będzie ścigana za wykonywanie czynności w organach władz administracji, sprawiedliwości, służby bezpieczeństwa, opieki publicznej, instytucji społecznych i charytatywnych, ani za współudział w walkach i propagandzie. Członkowie wymienionych władz i organizacji nie będą ścigani za działalność publiczną ani polityczną w okresie przed powstaniem”.
Punkt dziesiąty stwierdzał, że żądana przez władze niemieckie ewakuacja ludności cywilnej zostanie przeprowadzona „w czasie i sposób oszczędzający zbędnych cierpień”. Umożliwi się także ewakuację przedmiotów posiadających wartość „artystyczną, kulturalną i kościelną”. Dowództwo niemieckie dołoży starań, by „zabezpieczyć pozostałe w mieście mienie publiczne i prywatne”.
Warunki kapitulacji były więc nie tylko honorowe, ale ochraniały ludność cywilną i substancję materialną, która pozostała w mieście. Nikt nie mógł przypuszczać, włącznie z samym von dem Bachem (typowym przedstawicielem starej pruskiej szkoły), że Hitler w swoim zbrodniczym zapamiętaniu skazał już miasto nieujarzmione na zagładę. Szczegóły ewakuacji miało ustalić odrębne porozumienie i ten właśnie, dziesiąty punkt porozumienia, strona niemiecka pogwałciła w sposób najbardziej dotkliwy.
W dzienniku działań bojowych 9 armii niemieckiej zapisano 2 października 1944 roku: „Wobec stłumienia Powstania Warszawskiego grupa Armii Środek podejmuje realizację zarządzenia, wydanego w celu rozbudowy i urządzenia Warszawy jako fortecy”
Ppłk Dyplomowany Felicjan Majorkiewicz – oficer operacyjny Oddziału III Dowództwa AK ps. Iron sformułował w książce zatytułowanej „Dane nam było przeżyć”, dwie, godne uwagi tezy, a mianowicie: że: „Powstanie Warszawskie posiada dwie charakterystyczne cechy, niespotykane w historii wojen. Pierwsza to przeprowadzenie mobilizacji w mieście okupowanym przez nieprzyjaciela, druga to wykorzystanie kanałów jako dróg łączności formacji bojowych, oraz przeprowadzania wypadów na tyły nieprzyjaciela, a przede wszystkim jako dróg zaopatrzenia i ewakuacji oddziałów”.
Dr inż. Jan Rossman – porucznik AK, harcmistrz, szef wyszkolenia Szarych Szeregów trudną służbę w kanałach pełnił jeszcze po podpisaniu porozumienia, by po wojnie zostać specjalistą od budowli i konstrukcji podziemnych. Kiedy wraz z innymi członkami „Pasieki” – konspiracyjnej Głównej Kwatery Harcerzy zdecydował o powrocie do Polski, pomimo że innej niż wymarzona niepodległa, wzywano Go nieustannie do Pałacu Mostowskich. Na pytania o sprawy w kraju i na emigracji miał jedna odpowiedź; „Idźcie na cmentarz. Tam są wszystkie nazwiska”.
Co do Dowódcy AK – kawalerzysty, olimpijczyka z Paryża 1924 i kierownika ekipy srebrnych medalistów z Berlina 1936 – czy mógł przypuszczać, jako dowódca kresowego garnizonu czekającego emerytury i powrotu do rodzinnego majątku, jaki Mu los przypadnie w udziale? Z pewnością nie przypuszczał, że przyjdzie Mu wydać najbardziej brzemienny w skutkach rozkaz o wybuchu powstania…
Po latach na antenie radia Wolna Europa mówił tak; „Gdybyśmy zachowali się biernie, Warszawa nie uniknęłaby zniszczeń i strat. Musieliśmy liczyć się z tym, że jeśli stolica stanie się polem bitwy i walk ulicznych między Niemcami i Sowietami, może ją czekać los Stalingradu”.
Podobnie jak podkomendni – jedni w kraju, wielu poza granicami – służył Polsce do końca swoich dni. Najpierw jako Naczelny Dowódca PSZ, pod nieobecność, zastępowany przez gen. Władysława Andersa, później Premier Rządu RP na uchodźstwie. Od lipca 1956 r. wchodził w skład emigracyjnej Rady Trzech. Działał w Kole Byłych Żołnierzy Armii Krajowej. To z jego inicjatywy 1 sierpnia 1966 r. dla upamiętnienia czynu zbrojnego żołnierza AK ustanowiono odznaczenie pamiątkowe – Krzyż Armii Krajowej. W 1994 r. prochy Generała przywiózł do Polski jego syn. Złożono je w kwaterze Komendy Głównej AK na Cmentarzu Wojskowym na Powązkach (kwatera A 28-7-7).