W rządzie liczącym 39 członków (w tym 34 ministrów – to krajowy rekord) znalazło się kilku nowych polityków, a sześciu opuściło jego szeregi.
Francuska lewica, niezadowolona z ogłoszonego składu, przywołuje wyświechtany slogan o niebezpieczeństwach wynikających z powrotu prawicy. Mówią o „najbardziej prawicowym rządzie od czasów François Fillona”. Nic w tym jednak dziwnego, skoro do władzy doszli Republikanie. Wcześniejsze rządy były lewicowe, bo od 2012 r. Republikanie byli w opozycji. Tak jednak działa demokracja.
W Ministerstwie Spraw Wewnętrznych zasiada teraz Bruno Retailleau, który zastąpi Géralda Darmanina, co może mieć istotny wpływ w kwestiach takich jak bezpieczeństwo i imigracja. Wielu Francuzów oczekuje stanowczych działań i regulacji w tych sprawach.
Uwagę przyciągną z pewnością młode postacie jak Antoine Armand w Bercy czy Jean-Noël Barrot w Quai d’Orsay. Warto jednak zaznaczyć, że w nowym rządzącym zespole nie ma ani liderów partii, ani kandydatów na prezydenta w kolejnych wyborach. To posunięcie wzmacnia władzę i wizerunek premiera Michela Barniera. Zresztą stał się on teraz bezpośrednio odpowiedzialny za budżet, a jego ustalenie jest w tej chwili sprawą najpilniejszą. Oprócz tego premier będzie odpowiedzialny za terytoria zamorskie i relacje z Europą. W tym ostatnim przypadku może jednak mieć kłopoty ze wtrącaniem się prezydenta Emmanuela Macrona.
Dla nowego rządu niezwykle istotne będzie określenie kierunku realizowanej polityki. Francuscy ministrowie nie mają zbyt wiele czasu do namysłu, ponieważ już teraz stoją przed bardzo realnymi, naglącymi problemami. Budżet wymaga znalezienia oszczędności (albo podniesienia podatków). Poza tym zaraz po rozpoczęciu sesji parlamentarnej pojawić się może wniosek o wotum nieufności. Taki wniosek może przejść, a Michel Barnier nie ma gwarancji, że odniesie sukces w głosowaniu.
Przeczytaj także:
Jak z tego wybrnąć? Na pewno nie grą na zwłokę czy rezygnacją ze śmiałych reform. Istotne jest ustalenie kilku priorytetów i zajęcie się palącymi problemami. Barnier nie powinien zawracać sobie głowy opiniami mediów i skupić się na współpracy z posłami, którzy mogą głosować przy wotum.