fbpx
8 listopada, 2024
Szukaj
Close this search box.

"Każdy rząd pozbawiony krytyki jest skazany na popełnianie błędów"

USA próbuje przejąć kopalnie kobaltu w Kongu

USA chce pozyskiwać kobalt z Kongo. Amerykańska administracja rozmawia przynajmniej z trzema firmami wydobywającymi ten pierwiastek w Afryce – pisze „The Wall Street Journal”.
Redakcja
Redakcja

Nowy Świat 24 | Redakcja

Górnicy zbierający kobalt w Demokratycznej Republice Konga. Fot. The International Institute for Environment and Development - Flickr (Wikipedia.org)

Amerykanie rozpoczęli rozmowy z trzema kongijskimi firmami – ich przedmiotem jest zakup kobaltu. Kongo to jeden z największych na świecie producentów tego pierwiastka. Największym są Chiny, ale Amerykanie próbują zmniejszyć globalną dominację Pekinu jako zaopatrzeniowca w kobalt. Metal ten jest niezwykle istotny przy wytwarzaniu zielonej energii, a zatem kluczowy dla zachodzącej na świecie transformacji energetycznej.

USA negocjują między innymi z Chemaf, wydobywczą firmą działającą na terenie Demokratycznej Republice Konga. Jest to część szerzej zakrojonego planu polegającego na zabezpieczeniu globalnych łańcuchów dostaw nieuzależnionych od Pekinu. Dzięki temu amerykanie zyskają zdolność produkcji odrzutowców, dronów czy akumulatorów do pojazdów elektrycznych bez względu na dostawy surowca z Chin.

W Kongu znajduje się niemal 75 proc. kobaltu na świecie. Amerykanie i Europejczycy posiadali tam własne kopalnie tego metalu, jednak przez ponad dekadę Chińczycy skrupulatnie je wykupowali, przeznaczając na ten cel miliardy dolarów. W ten sposób Pekin zdominował światowy rynek produkcji i przetwarzania kobaltu.

Teraz USA próbują nadrobić swoje zaległości w Afryce i planują wielomiliardowe inwestycje w różne projekty strukturalne na tym kontynencie – między innymi w linię kolejową, która przez Angolę do portu Lobito na Oceanie Atlantyckim transportowała będzie kongijskie minerały, nie tylko kobalt, ale też na przykład miedź.

Słaba infrastruktura i niewielka ilość wykwalifikowanych pracowników w Demokratycznej Republice Konga sprawiła, że zainteresowanie amerykańskich inwestorów projektami realizowanymi w tym kraju było niewielkie. Zniechęcała także powszechna korupcja i nacjonalizm surowcowy.

„Sytuacja się poprawia, ale nadal jest to piekielnie trudne miejsce do działania” – przyznał Daniel van Dalen, starszy analityk w Signal Risk, afrykańskiej firmie konsultingowej zajmującej się ryzykiem politycznym.

Prezydent USA Joe Biden zapowiedział, że będzie aktywniej motywował amerykańskich inwestorów do lokowania swoich środków w Kongu. Miał w tym miesiącu odwiedzić Angolę, jednak szalejące w USA huragany zmieniły te plany.

Amerykańskie źródła ujawniły jednak, że urzędnicy prowadzili rozmowy z trzema firmami: KoBold Metals wydobywającą kobalt, First Quantum Minerals wydobywającą miedź oraz Orion Resource Partners zajmującą się inwestycjami. Przedmiotem tych rozmów był udział w transakcji nabycia Chemaf.

Nie jest to pierwszy raz, kiedy Stany Zjednoczone próbują zainteresować Zachód spółką Chemaf i w ten sposób propagować swoje nowe podejście do zabezpieczenia łańcuchów dostaw istotnych minerałów. Już wcześniej USA namawiały zarówno indywidualnych nabywców tych surowców, jak i zaprzyjaźnione kraje do dywersyfikacji swoich dostaw.

Amerykańscy urzędnicy twierdzą, że ich wysiłki skupiają się na opracowaniu takiego modelu współpracy, który będzie wolny od korupcji i nie przyczyni się do degradacji środowiska naturalnego.

Chemaf uważa, że w swoich kopalniach może aktualnie produkować do 20 tys. ton kobaltu rocznie. Jest to jeden z największych producentów tego metalu na świecie. Założyciel firmy, Shiraza Virji, wystawił ją w zeszłym roku na sprzedaż. Amerykanie szukali wówczas zachodnich firm wydobywczych oraz inwestorów, którzy mogliby wykupić firmę. Jednak problemem były jej wcześniejsze praktyki biznesowe oraz zadłużenie.

W 2018 r. reporterzy „The Wall Street Journal” odwiedzili jedną z kopalni Chemaf w Mutoshi. Zastali tam kongijskich górników pracujących pod ziemią bez kasków ochronnych, odpowiedniego obuwia czy innego rodzaju sprzętu zabezpieczającego. Przy pracy używali jedynie kilofów, łopat i gołych rąk. Do powstałych podczas wydobywania rudy otworów wdzierała się niekiedy woda, w której tonęli pracownicy. Opowiadali oni również reporterom, jak jeden z ich kolegów został pogrzebany żywcem przez maszynę do robót ziemnych.

Byli dyrektorzy firmy twierdzili, że często płaciła łapówki. Sam założyciel nie odpowiadał na pytania dziennikarzy, jednak mógł nie mieć już kontroli nad tymi wydarzeniami, ponieważ wycofał się z codziennego zarządzania przedsiębiorstwem.

W 2022 r. wieloletni partner Chemaf, gigant handlowy Trafigura, zorganizował pożyczkę konsorcjalną w wysokości 600 mln dolarów, które miały zostać wydane na dokończenie mechanizacji kopalni Mutoshi i zakładu przetwórczego, a także rozszerzenie przetwarzania w kopalni Etoile. Miało to dać firmie wyłączność na handel wodorotlenkiem kobaltu produkowanym przez kopalnie aż do 2027 r. To jednak obecnie jedna z przeszkód w sprzedaży Chemafu – nabywcy musieliby bowiem wypłacić rekompensatę dla Trafigury.

W ubiegłym roku, kiedy ceny kobaltu spadły, Chemaf oznajmił, że na dokończenie projektów rozbudowy potrzebuje jeszcze kolejnych 250-300 mln dolarów. Dług firmy wynosi obecnie 900 mln, część z niego to należności niewypłacone różnym krajowym wykonawcom.

W czerwcu tego roku Chemaf przyjął ofertę kupna od chińskiej spółki Norin Mining, ale naciski ze strony Stanów Zjednoczonych wstrzymały sprzedaż. Rząd kongijski też był zainteresowany większą dywersyfikacją udziałowców na krajowym rynku. Niemniej rzecznik Chemaf uważa, że firma nadal angażuje się w opracowywanie warunków transakcji z Norin Mining.

Stany Zjednoczone bardzo chciałyby znaleźć zachodniego inwestora, który kupiłby Chemaf zamiast Chińczyków. W zeszłym roku firmie przyglądał się Duncan Blount, dyrektor generalny amerykańskiej spółki Chilean Cobalt Corp. Uznał, że jest zbyt droga. Niedawno przyznał jednak, że nadal jest zainteresowany tym przedsiębiorstwem i zdradził, że prowadzi rozmowy z innymi firmami, które mogłyby utworzyć konsorcjum.

Prowadzenie działalności gospodarczej w takim kraju jak Kongo nie jest łatwe – i to nawet dla firm, które obecne są tam od lat. Niedawno z problemami spotkał się surowcowy gigant Glencore, który z powodu sporu dotyczącego opłat licencyjnych postanowił zamrozić część kongijskich aktywów.

Wydaje się, że amerykańscy inwestorzy czekają przede wszystkim na bardziej konkretne zachęty ze strony rządu – takie jak finansowe wsparcie, ubezpieczenie przed wywłaszczeniem lub nagłym wzrostem podatków oraz zwolnienie z ustawy o zagranicznych praktykach korupcyjnych. „Bez tych instrumentów nie będą w stanie inwestować” – ocenił sytuację Christian-Geraud Neema Byamungu, ekspert ds. Afryki w organizacji non-profit China-Global South Project. „Konieczne będzie znalezienie równowagi lub kompromisu między zasadami humanitarnymi a geopolityką” – dodał.

Projektami w Kongu zainteresowane mają być między innymi takie firmy jak Anglo American, Rio Tinto i KoBold. Natomiast amerykański rząd zapytał o zainteresowanie kongijską działalnością firmę miedziową Freeport-McMoRan. Przedsiębiorstwo to działało już na terenie Konga, ale w 2016 r. sprzedało swoje udziały w kopalni miedzi i kobaltu chińskiej firmie. Powodem była potrzeba pozyskania gotówki na działalność w czasach kryzysu. Obecnie Freeport szuka nowych aktywów, ale może być zainteresowane powrotem do odpowiednio przygotowanego projektu.

Źródło:The Wall Street Journal

Przeczytaj także:

NAJNOWSZE: