fbpx

"Każdy rząd pozbawiony krytyki jest skazany na popełnianie błędów"

9.3 C
Warszawa
piątek, 29 marca, 2024

"Każdy rząd pozbawiony krytyki jest skazany na popełnianie błędów"

„Prawda ustępuje przed moralnością, a nauka zamienia się w ideologię”

O tym, jak „dekonstrukcja” zabrnęła w ślepy zaułek – wywiad dla „Le Figaro”

Warto przeczytać

7 i 8 stycznia na Sorbonie odbyła się konferencja zatytułowana „Po dekonstrukcji: odbudowa nauki i kultury”. Jaki był cel tej konferencji?

Emmanuelle Hénin: Miała ona trzy cele. Pierwszym było zebranie badaczy z różnych dyscyplin i krajów, którzy podzielają przekonanie, że „dekonstrukcja” przeobraziła się w intelektualny ślepy zaułek. W jej ramach bowiem coraz częściej faktyczne badania mylone są z walką o jakiś cel, prawda ustępuje więc moralności, a nauka zamienia się w ideologię. Jeśli zatem nie podejmiemy żadnych działań, różnego rodzaju teksty mogą być usuwane czy cenzurowane. W dalszej kolejności różne dziedziny wiedzy mogą zostać zastąpione „studiami kulturowymi”, które nie będą bazowały na wiedzy naukowej, ale na wojowniczych uprzedzeniach. Tego typu ruchy są już widoczne – na przykład Uniwersytet Princeton postanowił usunąć z programu nauczania łacinę i grekę, uznawszy, że te starożytne języki naznaczone są przez uprzedzenia rasowe. Łatwo odgadnąć, że rozpowszechnienie tego stanowiska doprowadziłoby do szybkiego upadku filologii klasycznej.

Pierre-Henri Tavoillot: To prowadzi nas do drugiego celu: wypracowania jasnej definicji „dekonstrukcjonizmu”, która będzie funkcjonowała w ramach różnych dyscyplin – od dekolonializmu przez teorię gender po ekofeminizm. Oczywiście dyscypliny te same w sobie stanowią przedmiot gorących debat, należy dostrzec ich wkład naukowy. Jednak chcielibyśmy zwrócić uwagę na to, że w ramach „dekonstrukcjonizmu” rzeczywistość jest postrzegana w konkretny sposób, jako miejsce dominacji i opresji. Mogą się one objawiać w różny sposób, w różnych relacjach, np. kobiet i mężczyzn, Południa i zachodniej Północy, mniejszości rasowych, natury i technologii itd. Jeśli tak postrzegamy rzeczywistość, łatwo postulować konieczność pilnego „obudzenia się” (woke) i odwołania kultury, nawet kosztem ograniczania wolności, w tym wolności akademickiej.

Jednak trzecim celem konferencji nie jest poprzestanie na dekonstruowaniu „dekonstrukcji”, ale zaproponowanie alternatywnych, bardziej konstruktywnych horyzontów badawczych. To właśnie w tym celu zaprosiliśmy badaczy reprezentujących różne dyscypliny i podejścia. Zgadzamy się w kwestii odrzucenia jednego podejścia, ale w czym możemy się zgodzić, chcąc go zastąpić innym?

Spora część lewicowych intelektualistów uważa, że potępianie tego rodzaju „wokeizmu” jest przejawem moralnej paniki, którą podsycają obecnie konserwatyści. Jak można odpowiedzieć na te zarzuty?

EH: Odpowiedź jest bardzo prosta. Wielu zaproszonych przez nas gości uważa się za lewicowców. Tyle że jest to inna lewica – republikańska i uniwersalistyczna.

Czy ocena tego ruchu nie jest na wyrost? Czy francuska akademia nie jest bardziej na niego odporna niż na przykład amerykańska?

EH: Francja rzeczywiście ma silną tradycję uniwersalistyczną, w przeciwieństwie do wspomnianych Stanów Zjednoczonych, ale i Kanady. Dlatego też silniej opiera się wpływom tego ruchu. We Francji nie ma jeszcze „bezpiecznych przestrzeni” czy „czytników wrażliwości”, choć pojawiają się postulaty ich ustanowienia. Niemniej od dwóch dni praktycznie codziennie dostaję zaproszenia na konferencje czy sympozja utrzymane w obrębie tej ideologii. Niedawno nauczycielka z Sciences Po Grenoble, która wcześniej została skrytykowana za samo wyrażenie wątpliwości co do zakresu terminu „islamofobia”, tym razem została zawieszona na cztery miesiące, bo krytykowała atmosferę zastraszenia, która pojawia się w IEP (indywidualnym programie nauczania).

Nasze obawy co do kondycji akademickiej wolności potwierdziły się także podczas przygotowań do tej konferencji. Niektórzy badacze z niechęcią wycofali się z udziału w niej, obawiając się o kariery swoje lub swoich małżonków, inni – chcąc chronić swoją reputację. Byliśmy nawet oskarżani o spisek, a także dyskredytowani w mediach społecznościowych czy na łamach „Libération”, gdzie zarzucano nam przynależność do skrajnej prawicy albo nazywano „hańbą uniwersytetu” – choć to jawnie niesprawiedliwe określenie pięćdziesięciu wysokiej klasy badaczy z różnych środowisk, w tym między innymi Pierre’a Manenta, Jacques’a Julliarda, Nathalie Heinich i Pierre’a Vermerena. Chciałbym też zauważyć, że sami studenci różnych dyscyplin mówią mi, że są już zmęczeni oklepanymi tematami. „Dekonstrukcjonizm” przeobraził się w konformizm, stał się modą, która niedługo przeminie…

Czy uzasadnione jest twierdzenie, że myśl dekonstrukcjonistyczna narodziła się właśnie we Francji? W jaki sposób przerodziła się ona z postmodernizmu w ruch „woke”?

PHT: Moglibyśmy wydzielić trzy epoki „dekonstrukcji”. Pierwsza z nich to epoka krytyczna, która obejmuje filozofię nowożytną od Kartezjusza do Kanta: chodziło w niej o to, by wypracować ideę prawdy niezależnie od dogmatów religijnych, a nawet wbrew nim. Ta epoka dała nam przedmiot kartezjańskiego wątpienia oraz kantowską krytykę metafizyki. To dzięki nim, jak mówi Tocqueville, „niektóre z dogmatów starej wiary zostały poddane indywidualnemu rozumowi”. W drugiej epoce, którą zapoczątkowali między innymi Schopenhauer i Nietzsche, pracę krytyczną skierowano na same ludzkie idee. W niej pojawił się nietzscheański postulat „filozofowania młotem”, które zmierzało do zniszczenia iluzorycznych bożków człowieka: tego, co prawdziwe, piękne, dobre, sprawiedliwe, zbawienie… Idee te uznano za maski, które ograniczają pełnię naszego życia (tak opisywał je Nietzsche), skrywają nasze konflikty wewnętrzne (to próbował udowodnić Freud), ukrywają konflikty ekonomiczne i społeczne (jak twierdził Marks) lub oddalają nas od Bycia (co wyjaśniał Heidegger).

Trzeci wiek „dekonstrukcji” rozpoczął się od „myśli 68” (jej przedstawicielami byli m.in. Foucault i Derrida). Z Francji przeniknęła ona do Stanów Zjednoczonych (gdzie znana jest jako teoria francuska), a stamtąd wróciła w obecnych formach. Obecnie jednak „dekonstrukcja” wymierzona jest w samą siebie. Derrida określił cel tej nowej „dekonstrukcji” jako „fallologocentryczna” cywilizacja demokratyczna, w jej ramach pojawia się nieubłagany ucisk, który pojawia się pod pozorem emancypacji. Taka „dekonstrukcja” odrzuca dokonania dekolonizacji, uznając, że wciąż doświadczamy wyzysku; odrzuca osiągnięcia feminizmu, widząc wszędzie patriarchat; odwraca wzrok od państwa opiekuńczego, krzycząc o alienacji ubogich; mówi o zrównoważonym rozwoju, ale podsyca kapitalizm wyniszczający planetę. Tworzy mit białego przedsiębiorcy płci męskiej, który stał się polipredatorem – uciska wszystko i wszystkich: kobiety, planetę, migrantów, różnice, ludzi innych ras, kultury…

EH: Moglibyśmy nawet dodać czwartą erę, której świadkami dziś jesteśmy. Odpowiadałaby ona „reifikacji dekonstrukcji” (Pluckrose), w niej libertariański duch doprowadził do wyłonienia totalitarnej policji myśli. Paradoksalnie odrzucenie wszystkich kategorii i uznanie powszechnej „płynności” sprawiły, że powstały kategorie bardziej sztywne niż kiedykolwiek, a do ich przestrzegania zobowiązani są wszyscy: szkoły, sądy, firmy, a nawet państwa.

PHT: Tymczasem to cywilizacja europejska była jedyną, która zniosła niewolnictwo, wyemancypowała kobiety, wypracowała mechanizmy sprawiedliwości społecznej, wykazała zainteresowanie innymi kulturami, także kulturami archaicznymi, na dodatek szybko zauważyła wyzwania ekologiczne. Te projekty nie są skończone, ale to nie znaczy, że należy teraz zniszczyć zasady, dzięki którym już wiele osiągnięto, bo to nie posunie spraw naprzód.

Jak zatem doszło do uwiedzenia nowego pokolenia badaczy teoriami rasowymi i genderowymi?

PHT: Teorie te oferują praktycznie wszystko, czego brakuje współczesnym społeczeństwom. Poczucie zagubienia, osamotnienia, bezsilności i braku celu jest powszechne. Jednak poczucie zagubienia bierze się właśnie z tego, że otacza nas bardzo złożony świat, a my nie mamy siatki pojęciowej, przez którą moglibyśmy go odczytywać. „Wokeizm” daje rozwiązanie uniwersalne, mówi, że wszystko jest relacją dominacji. Dzieli świat na złych prześladowców i dobre ofiary.

Jeśli natomiast odczuwasz samotność, to stoi za tym osłabienie niegdysiejszej towarzyskości przez indywidualizm. „Wokeizm” pozwala doświadczyć zbiorowości poprzez wspólne oburzenie, a także zbudowanie na nim tożsamości – cierpię, więc jestem. Nietzsche (który, nawiasem mówiąc, nie znosiłby wokapitalizmu), potępiając resentyment, pokazywał, że wynika on między innymi z tej postawy: jeśli „ja cierpię, ktoś musi być za to odpowiedzialny”. Te mechanizmy leżą jednak w centrum tych teorii.

Jeśli odczuwasz bezsilność, to przez niespełnioną obietnicę władzy, jaką dała nam demokracja. Ale współczesny aktywizm pozwoli zakosztować sprawczości poprzez walkę. Ta sprawiedliwa walka pozwala jednocześnie nadać sens życiu.

Dlatego stajemy przed ogromnym wyzwaniem. Bo w jakiej innej wizji świata znajdziemy wszystkie te korzyści?

EH: Istotne jest też ciągle poszerzanie zbioru ofiar, wciąż odkrywane są nowe tożsamości, a wraz z nimi – nowe formy dyskryminacji: transfobia, grossofobia, handifobia. Prowadzi to nawet do napięć pomiędzy poszczególnymi grupami „ofiar” (np. między feministkami uniwersalistycznymi a feministkami intersekcjonalnymi albo między homoseksualistami a osobami trans). Helen Pluckrose i James Lindsay pokazali też paradoks polegający na tym, że tak tworzony dyskurs aktywistyczny nie daje żadnego remedium na cierpienie ludzi, a jedynie zamyka ich w sztywnych tożsamościach. Praktyczne konsekwencje są negatywne: imigrantom utrudnia się integrację z krajem, do którego przybywają (na konferencji opowiedziała o tym dziennikarka Claire Koç), a osobom niepełnosprawnym – szukanie leczenia, bo posądza się je o uleganie „walidacyjnym” uprzedzeniom. Nowe walki ideologiczne, niemające nic wspólnego z walkami społecznymi z XX wieku, są jedynie bezproduktywnym pędem, prowadzą do fragmentacji społeczeństwa i podsycają agresję.

Czym zatem jest rekonstrukcja, której poświęcono drugą część konferencji?

PHT: Konferencja nie ma na celu zamknięcia debaty, ale przeciwnie – jej otwarcie. Zbyt często dziś blokuje się wypowiedzi z powodów moralnych oskarżeń. Z powodu nacisków i krytyki na uniwersytetach odwołuje się konferencje w imię wolności badań naukowych. Jednocześnie mówi się o tym, że ideologia na uniwersytecie była zawsze obecna, na przykład pod postacią marksizmu. To prawda, ale nie była ona narzucana instytucjonalnie, jak dziś dzieje się z „dekonstrukcjonizmem”. Choć zdarza się, że rząd chce się przeciwstawiać tym ruchom, to niektórzy decydenci gotowi są działać poza kontrolą i pozostają bezkarni, gdy na przykład stosują pismo integracyjne wbrew poleceniom ministra. Nic w tym dziwnego, skoro Najat Vallaud-Belkacem wprowadził do kodeksu edukacyjnego promocję „społeczeństwa integracyjnego”, umożliwiając wszelkie ekscesy tego typu.

EH: Rekonstrukcja opiera się na przywołaniu granic pomiędzy badaniami naukowymi a aktywizmem (broniła ich ostatnio m.in. Nathalie Heinich). Jest to też postulat zachowania naukowego rygoru w badaniach i kształceniu. U uczniów i studentów należy wykształcić krytyczny dystans oraz swobodę myślenia – to pozwoli na walkę z ideologią. Teksty i wydarzenia powinny być przedstawiane w kontekście, a nie w perspektywie jednolitej interpretacji. Studenci muszą nauczyć się konfrontować z ideami, które niekoniecznie są przez nich podzielane. Musimy ciągle stawiać sobie pytania, aby postęp był możliwy – dlatego zależy nam na wolności myśli, na ocaleniu autentycznego krytycznego ducha przed dogmatem „studiów krytycznych”.

W jaki sposób możliwa jest akademicka walka z „dekonstrukcją”, która nie będzie narażała na zarzut zamiaru ustanowienia kontroli nad wiedzą?

PHT: Rząd nie powinien ingerować w debatę ideową, ale powinien dbać o etyczność uniwersyteckich praktyk. „Równościowe” ruchy akademickie, które mają walczyć z dyskryminacją, powinny być zrównoważone przez ruchy „wolnościowe”, które dbałyby o poszanowanie akademickiej wolności. Dzięki temu przypomnimy, że uniwersytety podlegają tej samej zasadzie, co Republika – w której równość nie może zagrażać wolności.

SourceLe Figaro

Więcej artykułów

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Wpisz komentarz!
Wpisz imię

Najnowsze artykuły

Translate »