fbpx

"Każdy rząd pozbawiony krytyki jest skazany na popełnianie błędów"

10.3 C
Warszawa
sobota, 27 kwietnia, 2024

"Każdy rząd pozbawiony krytyki jest skazany na popełnianie błędów"

„The Wall Street Journal” przedstawił wyboistą drogę duńskiej firmy naftowej do energii odnawialnej

Przez lata duńskie Dansk Olie og Naturgas A/S robiło to, czym dziś zajmuje się wiele innych przedsiębiorstw naftowych: wypompowywał węglowodory z Morza Północnego. Dziś jest największym na świecie deweloperem morskiej energetyki wiatrowej, a jego wartość przewyższa wielu gigantów z rynku ropy. Jak do tego doszło?

Warto przeczytać

Ørsted, dawniej znana jako Dansk Olie og Naturgas A/S (DONG), to firma, których pojawia się coraz więcej – dawniej skoncentrowana na wydobyciu i przetwórstwie paliw kopalnianych, obecnie rozwijająca się w sektorze energii odnawialnej. Podobną drogę do niej przeszła hiszpańska Iberdrola, włoski Enel czy amerykańska NextEra Energy. A ponieważ coraz więcej firm próbuje podążać tą ścieżką, studium przypadku Ørsted jest wielce pouczające, pokazując, jak trudna jest to zmiana. Nim odniosła sukces, firma Ørsted potrzebowała interwencji rządu, lat subsydiów i szeroko otwartej konkurencji. Zmiana strategii była wielokrotnie kwestionowana zarówno przez członków zarządu, jak i akcjonariuszy, a sama firma powiększyła swój dług do tego stopnia, że groziło to bankructwem. Dziś też nie jest wolna od problemów – rządowych dotacji jest coraz mniej, konkurencja się zaostrzyła, a zwroty inwestycji w sektorze energii odnawialnej są niższe niż przy dużych inwestycjach naftowych.

Konkurencyjną przewagę – będącą jednym z ważniejszych czynników wpływających na sukces – dał Ørsted fakt, że był pierwszym graczem na rynku, który postawił tak wiele na jedną kartę: morską energetykę wiatrową. BP PLC oraz Royal Dutch Shell PLC, kolejne dwie duże firmy paliwowe inwestujące w zieloną energię, rozproszyły swoje inwestycje pomiędzy energię słoneczną, wiatrową i wychwytywanie dwutlenku węgla. Choć wszystkie te technologie rozwijają od lat, nigdy nie skoncentrowali swych wysiłków na żadnej z nich, w każdym razie nie w takim stopniu, jak Ørsted na morskiej energii wiatrowej.

Ørsted niedawno ogłosiło, że do 2027 r. planuje w energię wiatrową zainwestować 57 mld dol. Przysłowiowy, a w tym kontekście jakże dwuznaczny wiatr w skrzydła, daje im duże poparcie rządu i polityków z całego świata dla zielonej energetyki wiatrowej.

Światowa tendencja

W morską energetykę wiatrową postanowił zainwestować także prezydent Biden. Jego zdaniem należy wykorzystać potencjał zeroemisyjnej energii leżący u brzegów wód federalnych, co przy okazji dostarczy nowych miejsc pracy. W maju rząd amerykański zatwierdził projekt budowy 62 turbin u wybrzeży Martha’s Vineyard. Moc generowana przez te turbiny ma wystarczyć do zasilenia 400 tys. domów. To największy tego tupu projekt energetyczny w Stanach, choć przyznać trzeba, że konkurencja nie jest zbyt silna, ponieważ na terenie USA działają obecnie tylko dwie morskie farmy wiatrowe: przy Rhode Island i Wirginii, żadna z nich nie ma więcej niż 10 działających turbin.

To właśnie duński Ørsted obsługuje wspomnianą farmę na Rhode Island. Jest też uczestnikiem innego zaplanowanego przez amerykańską administrację projektu, który będzie realizowany u wybrzeży New Jersey – tamtejsza farma ma być nawet efektywniejsza od tej z Martha’s Vineyard i zasilić nawet 500 tys. domów.

Przechodzenie na czyste i odnawialne źródła energii to tendencja obecna w wielu rządach na całym świecie. Wymaga olbrzymich, liczonych w bilionach dolarów inwestycji, ale wzrost na rynku zielonej energii jest już widoczny. Międzynarodowa Agencja Energetyczna podała, że w 2020 r. płynącej z odnawialnych źródeł energii było o 45 proc. więcej niż w roku poprzednim. Obecnie aż 28 proc. światowej energii elektrycznej pochodzi ze źródeł odnawialnych, a według raportu MAE oczekiwać możemy wzrostu tego wskaźnika do 33 proc. do 2025 r.

Ruchy w tę stronę wykonują nie tylko rządy, ale i koncerny paliwowe. BP w nadchodzącej dekadzie planuje zmniejszyć wydobycie ropy i gazu o 40 proc., jednocześnie zapowiedziało 10-krotne zwiększenie inwestycji w niskoemisyjne źródła energii – to budżet rzędu 5 mld dolarów rocznie. Firma twierdzi, że interwencje rządowe mogą znacząco przyspieszyć odejście od ropy i gazu ziemnego ku odnawialnym źródłom energii. Podobnie Royal Dutch Shell i TotalEnergies SE planują ograniczyć koncentrację na ropie naftowej i zwiększyć wydatki na energię słoneczną i wiatrową.

Nie oznacza to jednak, że koncerny będą rezygnować z ropy. Największe firmy amerykańskie – Exxon Mobil oraz Chevron – nadal podkreślają, że wydobycie ropy i gazu są dla nich priorytetowe, ale nawet w ich zarządach mogą pojawić się członkowie, którzy zmuszą ich do ponownego przemyślenia obranej strategii.

Przypadek Ørsted

Wejście w nowy sektor energetyczny nie było dla Ørsted łatwe. Ich pierwsza morska farma wiatrowa zaliczyła wiele niepowodzeń – turbiny nie wytrzymywały naporu silnych wiatrów, słone powietrze wywoływało korozję, konieczność wdrażania nowych technologii budziła obawy opinii publicznej, a urzędnicy zastanawiali się, czy tego typu energia w ogóle może się opłacać. Już w trakcie transformacji Ørsted obciążone było długiem związanym z inwestycjami w paliwa węglowodorowe, a wydatki na energię wiatrową tylko te zadłużenie powiększały. I choć duński rząd przychylnie patrzył na poczynania firmy, ta musiała przekonać go, by poparł także ambicje międzynarodowe i wsparł budowę projektów poza duńskimi wodami.

Ørsted – jeszcze jako Dansk Olie A/S, a później Dansk Olie og Naturgas A/S – zostało założone przez duński rząd w latach 70. XX wieku, kiedy szalał kryzys naftowy. Zawirowania polityczne na Bliskim Wschodzie poskutkowały gwałtownym wzrostem cen ropy, co skłoniło Duńczyków do poszukiwania i wydobywania ropy na Morzu Północnym. W kolejnej dekadzie firma skupiła się na gazie ziemnym, który magazynowała i kierowała do Kopenhagi. Problemy pojawiły się w 2000 r., kiedy większy udział na europejskim rynku energetycznym zyskał tani węgiel, zyski firmy spadły, pozostało zaś rosnące zadłużenie i straty z rynku gazu ziemnego.

Nie pomogła nawet fuzja z kilkoma innymi przedsiębiorstwami. Przynajmniej nie bezpośrednio, ponieważ jedno z nich miało w swoim portfolio budowę pierwszej na świecie farmy wiatrowej.

W 2009 roku w Kopenhadze odbyła się konferencja ONZ, na której dyskutowano zmiany klimatyczne. Wtedy też Unia Europejska wyznaczyła sobie cel osiągnięcia 20 proc. (z ówczesnych 14 proc.) udziału odnawialnych źródeł energii do 2020 r. Europa i świat zainteresowały się kryzysem klimatycznym i szukały alternatyw w zielonej energii, a za tymi poszukiwaniami stały spore fundusze.

Bo Foged, dyrektor ATP, jednego z duńskich funduszy emerytalnych, którego środki inwestowane są w Ørsted, zauważył, że ówczesne dotacje rządowe były „niezbędne dla biznesu, a zatem stanowiły ważną część sukcesu”. W 2020 r. Komisja Europejska wystosowała raport, z którego wynika, że w samym 2018 r. UE wydała 92 mld euro na dotacje energetyczne, a prawie trzy czwarte tej kwoty zainwestowano w odnawialne źródła energii.

Już w 2009 r. Ørsted miało gotowe długoterminowe plany zielonej transformacji energetycznej. Nie spotkały się one z jednoznacznym przyjęciem nawet wewnątrz firmy. Ich były dyrektor generalny Anders Eldrup wspomina, że „za każdym razem, gdy przedstawiałem plan inwestycji w morską farmę wiatrową, musiałem walczyć o zgodę rady nadzorczej”. Zarząd obawiał się, że unijne i rządowe dotacje się skończą, a koszty budowy i utrzymania morskich farm wiatrowych będą wysokie i – na tamten moment – zbyt trudne do przewidzenia. W pierwszej dekadzie XXI w. energia wiatrowa rzeczywiście mogła nie być opłacalna. Koszty jej wytwarzania było znacząco wyższe od dzisiejszych, przez co ceny tak pozyskiwanej energii musiałyby trzykrotnie przewyższać energię bazującą na węglu, ropie czy gazie.

Elrup udał się więc do urzędników państwowych, a następnie przekazał zarządowi otrzymane od nich zapewnienia, że rządowe dotacje na zieloną energię zostaną utrzymane. Inżynierowie Ørsted wraz z firmą Vestas Wind Systems AS opracowali mocniejsze turbiny do wiatraków i wszystko zmierzało w dobrym kierunku – a przynajmniej wszystko w dziedzinie morskich farm wiatrowych. Niestety pozostałe projekty firmy Ørsted nie miały się tak świetnie. Biznes gazowy przynosił spore straty, a niskie ceny energii elektrycznej na rynku nie pozwalały ich w żaden sposób nadrobić.

W 2012 r. nastąpiła zmiana na stanowisku dyrektora naczelnego, którym został Henrik Poulsen. Przejął on firmę będącą w nieciekawej sytuacji: miała ona i mocne zadłużenie, grożące jej utratą ratingu inwestycyjnego, i duże plany inwestycyjne w młodej dziedzinie. Poulsen, niegdyś dyrektor LEGO, zarządził przegląd 12 dziedzin działalności firmy i dostrzegł, że jej prawdziwa przewaga rynkowa leży w morskiej energetyce wiatrowej. Dyrektor postanowił więc sprzedać aktywa, ograniczyć wydatki i postawić wszystko na tę jedną kartę.

„W 2012 r. nie mieliśmy wyboru, musieliśmy podjąć radykalne działania. Zatem kryzys, który nas dotknął, był jednocześnie szansą” – przyznał Poulsen w jednym z wywiadów. Jednak na początku roku ustąpił on z funkcji dyrektora. CEO Ørsted został Mads Nipper.

W 2010 r. PensionDanmark AS wykupiło połowę udziałów w farmie wiatrowej Nysted. To firma, która zarządza funduszami emerytalnymi Duńczyków. Transakcję określano jako przełomową. Ówczesny dyrektor generalny Anders Eldrup przyznał, że „morska energetyka wiatrowa to dobra rzecz i dobra inwestycja dla pieniędzy emerytalnych”.

Niemniej międzynarodowe ambicje Ørsted zaniepokoiły rząd duński, a ten nadal dysponował 80 proc. udziałów. Ukrócono więc zagraniczne projekty poprzez zablokowanie zwiększenia środków na inwestycje uznane za zbyt ryzykowne.

„Rząd nie chciał inwestować pieniędzy w firmę, która zamierzała budować farmy wiatrowe w Anglii, Holandii i Niemczech”, powiedział Fritz Schur, ówczesny prezes Ørsted. Firma zamierzała zdominować Morze Północne, a także rozwijać się dalej na Atlantyku i Pacyfiku. Potencjalni inwestorzy obawiali się jednak, czy Ørsted jest w stanie na tyle szybko obniżać koszty budowy morskich farm wiatrowych, by ich projekty były rentowne.

Grupa Goldman Sachs Inc. przewidziała jednak, że rządy europejskie będą dążyć do zmniejszenia zależności od węgla i energetyki jądrowej, w związku z czym będą aktywnie wspierać rozwój zielonej energii – także w zakresie nowych technologii umożliwiających obniżenie kosztów jej produkcji. W 2013 r. kupili 19 proc. udziałów w Ørsted za 1,5 mld dolarów, osiągając ówczesny rekord inwestycyjny w Europie. Pieniądze te miały posłużyć do jeszcze większej koncentracji na morskiej energetyce wiatrowej.

„Choć firma, w którą inwestowaliśmy, była znana na rynkach ropy i gazu, nam zależało na jej zróżnicowanej ofercie i właśnie na morskiej energetyce wiatrowej” – przyznał Michael Bruun, partner Goldman, który nadzorował inwestycję. Mimo rekordowej kwoty duńska opinia publiczna nie była zadowolona. Pojawiły się opinie, że majątek państwowy jest sprzedawany zbyt tanio. Parlament jednak zatwierdził zawarcie umowy.

Opóźnienia w uruchamianiu farm wiatrowych, problemy produkcyjne na polach naftowych i awaria elektrowni gazowej złożyły się na to, że Ørsted od lat odnotowuje straty. Udało się jednak pozbyć aktywów węglowodorowych oraz rozwiązać problemy techniczne z farmami wiatrowymi. Ørsted razem z Vestas zaprojektowały mocniejszą morską turbinę wiatrową. W branży ich produkt określono mianem „bestii”, z powodu olbrzymich rozmiarów.

Pracownicy firmy, którzy wcześniej pracowali w jej elektrowniach węglowych, byli systematycznie przekwalifikowani i przenoszeni do pracy na farmach wiatrowych. Jednym z nich był Flemming Thomsen, który lata 90. XX w. spędził przy budowie elektrowni węglowych. Zauważył, że zmiany w firmie obejmowały także pracowników. „Zmotywowanie ludzi do pracy z wiatrem nie było problemem” – powiedział. „Kiedy natrafialiśmy na opór, mieliśmy wiele argumentów, a pracownicy obawiali się głównie, czy możliwe jest zbudowanie systemu energetycznego opartego prawie wyłącznie na wietrze”.

Jednak, kiedy firma zdecydowała się sprzedać swój dział inżynieryjny obsługujący elektrownie na paliwa kopalne, Thomsen też pomyślał, że to zła decyzja. „Powiedziałem facetowi, który podjął decyzję, że oszalał”, wspomina. Przyznaje jednak, że z perspektywy czasu rozumie, że skoncentrowanie się na energetyce wiatrowej było właściwą decyzją.

Pracownicy działu wiatru mieli jasny wskaźnik swojego nowego statusu. „Kiedyś brytyjski zespół ds. energetyki wiatrowej pracował w piwnicy biura, w miejscu, które nazwano »podziemiami Londynu«, podczas gdy zespoły zajmujące się ropą i gazem mieściły się na górze, mając widok na ogrody Pałacu Buckingham” – powiedział Thomas Brostrøm, poprzednio szef północnoamerykańskiego oddziału firmy Ørsted.

Do 2015 r., kiedy firma przeniosła się do pobliskich odnowionych biur, „wiatr był już poważnym graczem”, powiedział Brostrøm, który niedawno podjął pracę w Shell. Zespół wiatrowy zajmował kilka pięter, w tym piąte, wraz z dyrektorem zarządzającym w Wlk. Brytanii.

2014 r. przyniósł kolejny przełom dla firmy Ørsted, która wygrała przetarg na trzy projekty w Wlk. Brytanii. Wielu jej konkurentów uznało wtedy, że oferowane dotacje są zbyt niskie, aby projekt był opłacalny, ale Ørsted wyszło z założenia, że większy wolumen obniży koszty. Okazało się, że każdy z projektów przyniósł zyski. Pomaga w tym rządowa gwarancja cen energii elektrycznej ustalona na 140 funtów (około 198 dolarów) za megawatogodzinę przez 15 lat – to stawka ponad dwukrotnie wyższa od ceny energii elektrycznej w Wielkiej Brytanii w ostatnich latach.

Jedna farma wiatrowa u wschodniego wybrzeża Anglii – Hornsea 1 – jest obecnie największą na świecie.

Silne wiatry i płytkie wody przybrzeżne na Morzu Północnym sprawiły, że także inne kraje – Niemcy, Belgia, Holandia – postanowiły postawić na projekty morskich farm wiatrowych. Według Ørsted to właśnie umożliwiło gwałtowny spadek kosztów ich budowy – mowa tu o ponad 65-proc. obniżeniu kosztów w porównaniu do 2012 r.

W 2016 r. spółka trafiła na giełdę w Kopenhadze, była to największa pierwsza oferta publiczna w Danii. Następnie Ørsted pozbyło się reszty swojej działalności związanej z ropą i gazem, co dało dodatkowe środki w wysokości 1 mld dolarów. W ten sposób transformacja firmy zakończyła się, a zaakcentowano to zmianą nazwy – Ørsted przyjęto na cześć duńskiego naukowca, chociaż istniały wahania dotyczące używania Ø, litery nieznanej poza językami skandynawskimi. Nazwę firmy wymawia się „Errh-sted”.

Ørsted obecnie

Dziś Ørsted ma się świetnie, o czym świadczą jej liczby, a analitycy twierdzą, że zwiększona konkurencja na aukcjach może obniżyć marże na projektach, które są zazwyczaj przyznawane przez rządy na podstawie najniższej ceny energii elektrycznej, jaką firma jest w stanie zaoferować.

Trzeba jednak zauważyć, że zwroty finansowe nie są tak dobre, jak w przypadku dawnych projektów naftowych i gazowych. Według RBC Capital Markets przy węglowodorowych projektach energetycznych zakłada się zwroty na poziomie około 15 proc. Tymczasem dla niektórych projektów Ørsted zakłada i realizuje cele od 7 do 8 proc. Z drugiej strony niektórzy inwestorzy twierdzą, że choć zwroty z projektów wiatrowych są niższe, to jednocześnie są mniej zmienne i bardziej przewidywalne.

Nie wszyscy inwestorzy pochwalają taką transformację. Niektórym trudno jest zrozumieć logikę hurtowego przejścia na odnawialne źródła energii. „Inwestorzy pytają, ile czasu upłynie, zanim dochody największych firm naftowych z działalności związanej z odnawialnymi źródłami energii będą wystarczająco duże, aby zrekompensować spadek w starszych firmach. Mam wrażenie, że zajmie to zdecydowanie kilka lat” – powiedział Tim Porter, dyrektor ds. inwestycji w firmie Reaves Asset Management, która ma około 100 mln dolarów udziałów w Ørsted. „Wielkość biznesu, która podupada, znacznie przewyższa rozmiar biznesu, który tutaj powstaje”.

Na podstawie:https://www.wsj.com/articles/one-oil-companys-rocky-path-to-renewable-energy-orsted-11623170953

Więcej artykułów

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Wpisz komentarz!
Wpisz imię

Najnowsze artykuły

Translate »